Technologiczne fajerwerki, ale i niewypały. Wojna w Ukrainie zupełnie zmieniła spojrzenie na problem obronności i uzbrojenia. Wyścig zbrojeń ruszył pełną parą. Na poligonach pojawiają się prawdziwe bomby – technologie i rozwiązania znane jeszcze wczoraj z filmów science fiction. Podczas testów i eksperymentów dochodzi też czasami do spektakularnych wpadek. Takimi „minami” raczej nikt się głośno nie chwali, ale przy współczesnym błyskawicznym przepływie informacji, niewiele da się ukryć. Jakie były największe militarne wzloty i upadki w 2024 roku? Kulisy zatopienia krążownika „Moskwa”Zatopienie krążownika „Moskwa”, flagowej jednostki Floty Czarnomorskiej jest jednym z największych sukcesów Ukraińców w wojnie z Rosją. To stało się 2 lata temu, ale dopiero w kwietniu tego roku ujrzały światło dzienne szczegóły, które zadecydowały o wielkim morskim triumfie ukraińskiej armii. Do zatopienia Moskwy wartej 750 mln dolarów wystarczyły tajne szpiegowskie dane za 3 tysiące dolarów i dwie rakiety Neptun za nie więcej niż 6 mln dolarów.Za łapówkę ukraińscy wojskowi mieli pozyskać przede wszystkim informacje o stanie technicznym jednostki i współrzędne rosyjskiego krążownika uzyskane za pomocą trackera GPS – poinformowała kanadyjska sieć telewizyjna TSN.Przedstawiciel Głównego Zarządu Wywiadu Ukrainy w Ministerstwie Obrony, Andriej Jusow, nie chciał wprost potwierdzić tych doniesień, ale też ich nie dementował. Przyznał, że wiele ważnych informacji ukraińska armia pozyskuje od... Rosjan.– Dane otrzymywane od rosyjskich żołnierzy, w tym oficerów, odgrywają istotną rolę w przygotowaniu i planowaniu tajnych operacji – powiedział Jusow.Zobacz także: Płonie rosyjski niszczyciel. „Kilkaset osób na pokładzie”Bezpośrednio po zatopieniu Moskwy, o „zdradzie” rosyjskich marynarzy pisał australijski portal news.com.au. W ciągu ostatniej dekady niemal wszystkie remonty Moskwy, opierały się na korupcji – ówczesny kapitan jednostki Igor Supranowicz wszedł w układ z firmą bez doświadczenia. Niektóre modernizacje były fikcją. Na jednostce miał szwankować radar i cała obrona rakietowa, dlatego był on dość łatwym celem.Matrix w służbie amerykańskiej armiiJuż w przyszłym roku mogą trafić do służby w amerykańskiej armii bezzałogowe helikoptery. Specjalną umowę rozwijającą taki zakres działań podpisała firma Sikorsky (należąca do grupy Lockheed Martin) oraz dowództwo Korpusu Piechoty Morskiej USA. Od dawna w powietrzu latają bezzałogowce z powodzeniem imitujące samoloty – pełniące zaawansowane misje zwiadowcze i przenoszące nawet kilka ton uzbrojenia, dlaczego więc nie wykorzystywać w ten sposób, w znacznie szerszym zakresie niż dotychczas helikopterów? Nie będą to zresztą żadne pionierskie działania, bo taki program testowy istnieje już od lat. Lockeed Martin, przygotowując oświadczenie informujące o umowie z amerykańską armią, dołączył do niego zdjęcia Black Hawka operującego autonomicznie na poligonie w Yumie już w 2022 roku.Sikorsky Innovations to specjalna komórka potentata w produkcji sprzętu lotniczego, która zajmuje się innowacjami i wdrażaniem najnowszych technologii. To właśnie ten zespół rozwija możliwości systemu autonomicznego lotu, nazywanego Matrix. Projekt ewaluuje i oferuje coraz więcej rozwiązań. Początkowo był wsparciem dla załóg śmigłowców. Szybko opracowano też wspomagający wariant, gdy załogę stanowi tylko jeden pilot. W końcu rozwinięto opcję realizacji lotów bezzałogowych.Autonomiczne statki powietrzne mają być realnym wsparciem żołnierzy podczas zadań bojowych, również w stanie dużego zagrożenia. – Autonomiczne obiekty funkcjonujące w systemie Matrix mogą bezpiecznie i niezawodnie wykonywać szereg złożonych misji, w tym wewnętrzny i zewnętrzny transport ładunków bez pilotów na pokładzie – zapewnia Rich Benton, wiceprezes i dyrektor generalny firmy Sikorsky.Już teraz Matrix daje możliwość „komunikowania” się jednostkom na ziemi z helikopterem. Za pomocą tableta żołnierz może zmienić priorytety misji statku powietrznego, nawet jeśli on już wystartował i jest w trakcie realizacji zadania.Zobacz także: Wojsko dostanie nowe śmigłowce od Amerykanów. Zastąpią te poradzieckieTeraz zespół Sikorsky Innovations ma kilka miesięcy na kolejne usprawnienia systemu Matrix tak, by przekonać Piechotę Morską USA, że warto na niego postawić. Pokazowe loty mają odbyć się w 2025 roku.Zatonięcie w doku chińskiego okrętu podwodnegoTo się wydaje nieprawdopodobne, ale amerykańskie zdjęcia satelitarne nie kłamią. W stoczni Wuchang na rzece Jangcy, w pobliżu Wuhan, Chińczycy wykańczali swój pierwszy okręt podwodny klasy Zhou o napędzie atomowym. Na przełomie maja i czerwca jednostka zatonęła.Wypadek wykrył amerykański analityk Tom Shugart, który sam kiedyś pływał na okręcie podwodnym. Przyglądając się zdjęciom satelitarnym, zauważył, że w miejscu stacjonowania jednostki nagle pojawiły się potężne pływające platformy dźwigowe, a sam okręt jest pod wodą. Wydarzenie ujawnił „Wall Street Journal”.Chińczycy nabrali wody w usta. „Nie znamy sytuacji, o której pan wspomniał, i obecnie nie mamy żadnych informacji do przekazania” – odpowiedział rzecznik ambasady Chin w Waszyngtonie na pytania dziennikarza WSJ. Amerykańscy wojskowi podkreślają, że okręt przechodził ostatnie prace wykończeniowe i bardzo możliwe, że był już zaopatrzony w paliwo jądrowe. To miał być najbardziej zaawansowany technologicznie okręt podwodny spośród wszystkich 60 jednostek, jakimi dysponuje chińska flota. Zobacz także: „Największa flota od niemal trzech dekad”. Tajwan obawia się chińskich manewrówChoć cała sprawa wygląda na koszmarną pomyłkę i ludzki błąd, to nie jest niczym nowym. 15 maja 1969 r. w stoczni Mare Island Naval Shipyard w Kalifornii, zatopiono budowany tam USS Guitarro – okręt podwodny z napędem atomowym klasy Sturgeon. Powodem był brak koordynacji między dwoma cywilnymi zespołami pracującymi na jednostce. Jedna ekipa wypełniła zbiorniki z przodu, a druga z tyłu, przez co okręt stracił balans i poszedł na dno.Z planu filmowego wprost na frontWojna w Ukrainie to konfrontacja najnowszych technologii, ale też wszelkiego uzbrojenia, które przedstawia jakąkolwiek wartość bojową. Obie strony nie mają oporów, by sięgnąć, nawet po antyki, które kwalifikują się do… muzeum. Ukraińcy już na początku wojny korzystali z 2S7 Pion – radzieckiej armaty samobieżnej kaliber 203 mm. To uzbrojenie skonstruowane pół wieku temu, ale bardzo solidne. Było na wyposażeniu także polskiej armii do 2006 roku. Teraz 2S7 Pion można oglądać w muzeach w Toruniu, Poznaniu, Drzonowie oraz Bolesławcu. To monstrum, które waży ponad 46 ton i miota 100-kilogramowe pociski na odległość 40 kilometrów. Armia ukraińska zaprzestała korzystania z tej armaty, bo szybko zabrakło do niej amunicji o dość nietypowym kalibrze 203 mm. Kilka tygodni temu okazało się, że „antyczny potwór” wrócił do łask w obwodzie donieckim, bo z pomocą przyszli Amerykanie. W magazynach znaleźli zapasy pocisków 203 mm, które mieli do swoich armat M110 i M115.Druga strona też nie przebiera w środkach. W czerwcu w social mediach pojawiły się zdjęcia rosyjskich czołgów T-62 i T-62M, które widziano w obwodzie kemerowskim na platformach kolejowych, kierujących się w stronę frontu. T-62 to czołg skonstruowany w latach 60. XX wieku. Jest powolny (maksymalna prędkość to 50 km/godz.) i słabo uzbrojony. Siła rażenia jego armaty (kaliber 115 mm) jest niewystarczająca do zniszczenia pancerza współczesnego czołgu, a jednocześnie opancerzenie rosyjskiego „antyku” jest takie, że może sobie z nim poradzić prawie każda średnio uzbrojona jednostka. Aktem zupełnej desperacji armii Putina było wdrożenie do działań wojennych rekwizytów z wytwórni filmowej Mosfilm. Serwis Defence Express w listopadzie poinformował o przekazaniu na front 28 czołgów T-55, ośmiu czołgów PT-76, a także kilku bojowych wozów piechoty. Czołg T-55 przyjęto do uzbrojenia armii radzieckiej w 1958 roku i produkowano przez cztery lata (potem pojawiały się jego ulepszone wersje).Zobacz także: Dostarczyli Rosji wadliwą amunicję. Sprawdzą dlaczegoPrzed rozpoczęciem wojny Rosja dysponowała liczbą 6500 czołgów. Obecnie – po analizie zdjęć satelitarnych – ten stan wynosi 3500. Według serwisu Oryx monitorującego codzienne straty Rosjan, armia Putina traci w ciągu miesiąca 100 czołgów. Zdolności produkcyjne rosyjskiego przemysłu to 250 czołgów rocznie. Zestaw „muzealnego” uzbrojenia Rosjan dopełniają ponad 40-letnie działa samobieżne M-1989 Koksan, które ściągnięto kilka tygodni temu z Korei Północnej.Zestrzelenie własnego superbezzałogowcaInformacje o tym tajemniczym obiekcie latającym nad Ukrainą pojawiały się już od połowy tego roku. Wyglądem przypominał on wytwór najbardziej zaawansowanej amerykańskiej myśli technicznej – bombowiec B-21 Raider (tzw. latające skrzydło), choć był znacznie mniejszy od niego. Kilka miesięcy później armia ukraińska miała już w rękach ten tajemniczy obiekt – choć był on w kawałkach. Rosjanie sami zestrzelili swojego S-70 Ochotnika, bo podczas lotu nad terytorium wroga, stracili nad nim kontrolę. Woleli zniszczyć projekt, nad którym pracowali ponad 10 lat, niż przekazać go w niemal nienaruszonym stanie Ukraińcom. Mimo to, dla wroga było to i tak źródło wielkiej wiedzy na temat standardów rosyjskich technologii.Okazało się m.in., że w napędzie Ochotnika wykorzystano wiele rozwiązań z silnika AL-41F1 stosowanym w najbardziej zaawansowanym rosyjskim samolocie Su-57. Płatowiec ma prawie 20 metrów szerokości, 14 metrów długości – czyli jest większy np. od flagowych amerykańskich „niewidzialnych” samolotów F-35 i F-22 Raptor. Może zabrać trzy tony uzbrojenia i kosztuje około 15 milionów dolarów. Ukraińcy mocno zdziwili się, rozkładając na części pierwsze rosyjski „prezent”. „W rosyjskim Ochotniku znaleziono mikroelektronikę i inne komponenty technologiczne produkowane przez Analog Devices, Texas Instruments i Xilinx-AMD (USA), Infineon Technologies (Niemcy), STMicroelectronics (Szwajcaria)” – poinformował ukraiński wywiad wojskowy (HUR) na Telegramie. Ukraińskie służby twierdzą, że był to jeden z czterech Ochotników, jakie ma Rosja.Zobacz także: Rosyjskie drony nad terytorium NATO. Jeden spadł na Łotwie, innych szukają RumuniRosjanie rozwijają projekt płatowca S-70 jako tzw. lojalnego skrzydłowego, czyli drona współpracującego z samolotem załogowym. Na nim mają spoczywać newralgiczne zadania misji (zwykle związane z największym ryzykiem). Prawdopodobnie w takim charakterze też S-70 Ochotnik leciał 5 października w okolicy Kostantynówki w obwodzie donieckim. Po zrzuceniu dwóch bomb na miasto, kiedy okazało się, że Rosjanie stracili kontrolę nad płatowcem, pilot samolotu Su-57, któremu towarzyszył dron, dostał rozkaz, aby go zestrzelić.Co dwóch pilotów to nie jedenCo prawda programy rozwijające loty bezzałogowe (łącznie z kosmicznymi) przeżywają swój rozkwit, ale nie znaczy to, że pilot w wojsku stanie się niebawem zbędny. Wprost przeciwnie. Udowadniają to najlepiej Chińczycy, którzy zbudowali pierwszy na świecie dwumiejscowy samolot bojowy w systemie stealth (obniżonej wykrywalności) – J-20S. Maszyna została oficjalnie zaprezentowana podczas Air Show w Zhuhai w listopadzie, ale pierwsze informacje o projekcie pojawiały się już 6 lat wcześniej. Według nieoficjalnych informacji obecnie Chińczycy dysponują czterema takimi myśliwcami.Zostały one zbudowane w Aviation Industry Corporation of China (AVIC) – chińskim konsorcjum pod nadzorem państwa. To właśnie od przedstawicieli AVIC obecnych na Air Show w Zhuhai można się było dowiedzieć czegoś więcej o J-20S. Samolot ma posiadać nie tylko ogromny potencjał ofensywny, też jego przeznaczeniem jest bardzo efektywna współpraca z bezzałogowcami. Możliwość efektywnego dowodzenia w formacjach mieszanych, integrujących zarówno samoloty załogowe, jak i bezzałogowe, ma stanowić o wyjątkowości J-20S. Mówiąc krótko dwóch pilotów, dzieląc się zadaniami, w warunkach bojowych może stanowić zagrożenie, jakiego wcześniej z powietrza nie było. Zobacz także: Rosja i Chiny odkryły karty. Niewidzialne samoloty Su-57E i J-35A w akcjiSamoloty V generacji (takie jak J-20S) to w istocie samoistne centra dowodzenia. Urządzenia w warunkach bojowych generują tyle informacji, że jeden pilot ma trudności, by efektywnie (i błyskawicznie) je wykorzystać, jeśli jeszcze do tego dojdzie współpraca np. z dronami. Chińczycy wykonali pierwszy krok. Niebawem się przekonamy, czy za nimi pójdą inni.Ujarzmianie SzatanaDużo szumu wywołał listopadowy atak na Dniepr rosyjskim pociskiem balistycznym (z sześcioma głowicami) pośredniego zasięgu RS-26 Oriesznik (Leszczyna). Dla ekspertów nie było w tym nic nadzwyczajnego, bo żaden element, czy sposób funkcjonowania tej rakiety nie był zaskoczeniem. Poruszenie mógł wywołać jedynie fakt braku informacji, jaki rodzaj głowic przenosi Oriesznik (mógł mieć ładunki jądrowe). Rosjanie pół godziny przed odpaleniem pocisku poinformowali Amerykanów, że ma on głowice konwencjonalne – a ci powiadomili o tym Ukraińców.O wiele większe zainteresowanie fachowców od rakiet balistycznych budzi inny rosyjski pocisk – RS-28 Sarmat (Szatan 2). Jest trzy razy większy (36 m) od Oriesznika, ma ponad cztery razy większy zasięg (18 000 km), dziesięć razy większą głowicę i sześć razy większą masę startową (208 ton). W ostatnim roku media kilka razy pisały o „najpotężniejszym pocisku konwencjonalnym świata”. Określenie to padało m.in. w odniesieniu do południowokoreańskiej rakiety Hyunmoo V, czy północnokoreańskiego pocisku Hwasong-19. To ogromne rakiety, ale żadna nie może równać się z Szatanem 2. Jedyny problem jest taki, że Rosjanie nie radzą sobie z „odpaleniem” tego pocisku. Jego jedyny udany start miał miejsce 20 kwietnia 2022 roku. Od tamtej pory cztery kolejne próby kończyły się niepowodzeniem. Ostatnia miała miejsce we wrześniu 2024 roku. Szatan 2 eksplodował podczas startu na kosmodromie w Plesiecku. Siła rażenia była ogromna. Został doszczętnie zniszczony silos, z którego startowała rakieta oraz teren w promieniu kilkuset metrów od niego (niektóre źródła podają – na podstawie analizy zdjęć satelitarnych – że uszkodzone zostały także budynki administracyjne).Zobacz także: Diabelski plan Putina. Szatan zatopi Wielką Brytanię?Prezydent Władimir Putin już od października ubiegłego roku powtarzał, że prace nad RS-28 Sarmat zakończyły się powodzeniem i tylko formalności administracyjne powstrzymują projekt przed wdrożeniem go do seryjnej produkcji. Obwieszczenie sukcesu okazało się jednak przedwczesne.Złote czasy światowej zbrojeniówkiTo był świetny rok dla całego przemysłu zbrojeniowego. Napięcia i konflikty na świecie zawsze oznaczają złote czasy dla zbrojeniówki. Zapotrzebowanie na uzbrojenie jest tak duże, że wszystko schodzi niemal na pniu – zarabiają wszyscy, od potentatów po manufaktury (pod warunkiem że towar spełnia standardy). Najwięcej na ten temat mogą powiedzieć przedstawiciele Fábrica de Municiones de Granada (FMG) – jednej z najstarszych fabryk uzbrojenia na świecie. Choć pierwsze wzmianki o tej firmie pochodzą z 1324 roku, to nigdy w historii nie produkowała ona tyle amunicji co teraz. FMG, która od 2020 roku należy do słowackiego konsorcjum zbrojeniowego MSM Group, potroiła załogę (do 300 osób) i pracuje na 3 zmiany.Giganci w tej branży zarabiają miliardy. Według raportu Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI) światowy przemysł zbrojeniowy zanotował w 2023 roku (za ten rok nie ma jeszcze danych) przychód rzędu 632 mld dolarów, co oznacza wzrost o 4,2 procent w porównaniu z poprzednim rokiem. Eksperci przewidywali, że w tym roku będzie podobnie – paradoksalnie nie ma już skokowych wzrostów zysków, bo... fabryki pracują na pełnych obrotach i nie są w stanie „wycisnąć” z siebie więcej (poczynione inwestycje zaczną przynosić korzyści dopiero za jakiś czas).Na rynku dominują Amerykanie. W setce największych firm zbrojeniowych na świecie aż 41 pochodzi z USA. Miały one w ub. roku przychód wynoszący 317 mld dolarów. Trzeci na świecie koncern zbrojeniowy Northrop Grumman zwiększył swój przychód o blisko 6 procent, osiągając... 35,6 mld dolarów w skali rocznej.Zobacz także: MON na zakupach. Armia dostanie setki nowych wozówNa uwagę zasługuje rozkwit zbrojeniówki Korei Południowej. Tamtejsze firmy miały przychód roczny wynoszący 11 mld dolarów (skok o... 39 procent). Mocno przyczyniła się do tego Polska ze swoimi zamówieniami m.in. samolotów FA-50, czołgów K2, armatohaubic K9 i artylerii rakietowej K239 Chunmoo (wydaliśmy na to w ostatnich latach już ponad 16 mld dolarów).