18 mln dolarów. Dom, w którym zmarła amerykańska aktorka Brittany Murphy, został wystawiony na sprzedaż. Posiadłość w 2003 roku sprzedała piosenkarka Britney Spears, tłumacząc, że przeżywała tam niepokojące doświadczenia. „Dom z mroczną historią Hollywood szuka nowego właściciela” – w ten sposób temat opisuje magazyn „People”.20 grudnia 2009 r. świata showbiznesu zszokowała informacja o śmierci Brittany Murphy, która straciła przytomność w swoim domu w Hollywood Hills. Miała zaledwie 32 lata. Powodem śmierci, jak podano, miało być nieleczone zapalenie płuc w połączeniu z anemią, zatruciem lekami, w tym środkami przeciwbólowymi i lekami na przeziębienie. Pięć miesięcy później na terenie posiadłości znaleziono martwego męża aktorki Simona Monjacka.Czytaj także: The Game Awards 2024: Triumf Astro Bot i wielka zapowiedź Wiedźmina 4Halucynacje spowodowane pleśnią?Matka mężczyzny Linda Monjack przekonywała, że przed śmiercią jej syna w domu znajdowała się „poważna pleśń”. – Wiem tylko, że przed śmiercią Simon miał halucynacje, że coś wychodzi mu ze skóry – powiedziała w rozmowie z „Daily Mail” w 2013 r. Jednak teorię tę zakwestionowało w 2010 r. biuro lekarza sądowego.W ciągu 15 lat od tych zgonów narosło mnóstwo spekulacji na temat domu. Były doniesienia o spotkaniach z istotami pozaziemskimi, czy plotki o tym, że coś w domu mogło odegrać rolę w śmierci tej pary. Nieruchomość zmieniała właścicieli kilkukrotnie od śmierci Murphy i Monjacka. Ostatni raz dom został kupiony w 2020 r. i po czterech latach obecny właściciel wystawił go na sprzedaż. Cena to blisko 18 mln dol.Zabieg relaksacyjny, który skończył się nieprzyjemnieMurphy kupiła posiadłość w 2003 r. za 3,85 mln dol. od Britney Spears. Słynna piosenkarka opuściła dom po nieprzyjemnym doświadczeniu i nigdy do niego nie wróciła. Historię opowiedziała w podcaście Julianne Kaye, była wizażystka Spears.Czytaj także: Ksiądz do dzieci: Święty Mikołaj został wymyślony. „Zrujnowane Święta”– To było naprawdę dziwne… Ona do mnie dzwoni… bo poprosiłam mojego przyjaciela, żeby zrobiła jej reiki uzdrawiające. Przyszedł i pomyślał, że miała szalony weekend imprezowy i potrzebowała się zrelaksować. Po zabiegu wyszedł, a ona przysięga na Boga, że on otworzył jakiś portal duchowy lub coś takiego i te złe duchy weszły… i próbowały, jakby, zepchnąć ją ze schodów. Mówiła w stylu „wiem, że pomyślisz, że zwariowałam. Nie zwariowałam. Wiem, co widziałam. Wiem, co czułam” – relacjonowała Kaye.