„Czy możemy strzelać?”. 43 lata temu, 16 grudnia 1981 r., od kul funkcjonariuszy plutonu specjalnego ZOMO zginęło dziewięciu górników kopalni „Wujek” w Katowicach. Strzały padły zaraz po tym, gdy górnicy wyparli napastników za bramę i wydawało się, że jest po walce. – Boli to, że ci, którzy wydali rozkazy, na czele z Wojciechem Jaruzelskim i Czesławem Kiszczakiem, nigdy nie ponieśli odpowiedzialności, to kompromitacja III RP – powiedział w niedzielę Andrzej Duda. Strajk w kopalni „Wujek” rozpoczął się 14 grudnia. Górnicy domagali się odwołania stanu wojennego oraz uwolnienia Jana Ludwiczaka, lidera zakładowej Solidarności, który w nocy z 12 na 13 grudnia został aresztowany przez milicję i internowany.15 grudnia górnicy przygotowywali się do obrony kopalni. Wieści o brutalnych interwencjach w innych kopalniach, jak „Staszic” w Katowicach czy „Manifest Lipcowy” w Jastrzębiu-Zdroju, utwierdziły ich w przekonaniu, że władze będą starały się siłą stłumić strajk.Tego samego dnia, podczas narady w katowickim Urzędzie Wojewódzkim i komendzie wojewódzkiej milicji, zapadła decyzja o złamaniu oporu strajkujących. W akcję w kopalni „Wujek” miały zostać zaangażowane 1471 milicjantów, 760 żołnierzy oraz ciężki sprzęt, w tym 22 czołgi, 44 wozy bojowe i armatki wodne. Wieczorem, 15 grudnia, strajkujący poprosili księdza Henryka Bolczyka, proboszcza pobliskiego kościoła, o odprawienie mszy. Podczas modlitwy, gdy zaczęły docierać dźwięki przemieszczających się wojskowych pojazdów, ksiądz udzielił absolucji generalnej.Czytaj także: Strajkowali dla lepszego życia. Władza PRL odpowiedziała krwawą pacyfikacją16 grudnia, między godziną 8 a 9 rano, do kopalni przybył pułkownik Piotr Gębka (zastępca szefa Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego) z innymi oficerami. Wezwał górników do przerwania strajku, twierdząc, że w innych zakładach nie ma protestów. Dał im godzinę na opuszczenie kopalni. Górnicy odpowiedzieli śpiewając "Boże, coś Polskę" i zapowiedzieli, że stawią opór, jeśli na teren kopalni wejdzie milicja. Wokół zakładu stały czołgi i wozy pancerne, a nad kopalnią latał wojskowy śmigłowiec. Ludzie zgromadzeni przy bramie kopalni, w tym kobiety i dzieci, zostali zaatakowani armatkami wodnymi, gazami łzawiącymi i świecami dymnymi. To właśnie te środki wywołały początek pacyfikacji kopalni.Po godzinie 10 czołg rozbił mur (w tym miejscu dziś znajduje się krzyż-pomnik), a na teren kopalni wkroczył oddział ZOMO. ZOMOWCY, wyposażeni w tarcze i przyłbice, weszli na plac przed kotłownią. Górnicy stawili im opór, unieruchamiając jeden z czołgów. Wkrótce padły salwy z innych czołgów, ale jak się okazało, strzelano do górników pustymi pociskami.W trakcie starć wręcz ZOMOWCY wycofali się poza teren kopalni, jednak trzech z nich zostało pojmanych przez górników. W tym momencie, na kanale milicyjnym, padła rozmowa radiowa, której zapis stał się później istotnym elementem ścigania sprawców. Padło pytanie: „Czy możemy strzelać?”, a odpowiedź brzmiała: „Czekajcie na rozkaz”. Interpretacja tej odpowiedzi była przedmiotem kontrowersji, gdyż niektórzy uznali ją za zakaz użycia broni, inni za przyzwolenie.Gdy ZOMOWCY wycofali się, wydawało się, że walka zakończona. Jednak po chwili padły strzały, które trafiły m.in. przewodniczącego Komitetu Strajkowego, Stanisława Płatka. Zginęło siedmiu górników, a dwóch innych zmarło później w szpitalu. Strzały oddali funkcjonariusze ZOMO.W styczniu 1982 roku miesiąc po pacyfikacji prokuratura wojskowa umorzyła śledztwo, twierdząc, że zomowcy działali w obronie koniecznej, a użycie broni było zgodne z przepisami.Po zakończeniu strzelaniny (około godz. 13) na pomoc rannym ruszyli lekarze z pobliskiej przychodni w Katowicach-Ligocie. Karetki pogotowia jednak nie zostały wpuszczone na teren kopalni. Ranni byli wynoszeni przez bramę, gdzie milicja sprawdzała ich dokumenty. Wśród wywożonych górników znajdował się Stanisław Płatek, którego milicja chciała uderzyć pałką, ale obronił go wojskowy. Kilku innych rannych zostało wyciągniętych z karetek, a ich opatrunki zerwane. Płatka przewieziono do szpitala MSW w Katowicach.Około godz. 14 pułkownik Gębka, wraz z komisarzem wojskowym pułkownikiem Wacławem Rymkiewiczem i dyrektorem kopalni, spotkali się z górnikami. Górnicy przedstawili im warunki zakończenia strajku, w tym: odwołanie stanu wojennego, uwolnienie Ludwiczaka, wycofanie oddziałów ZOMO oraz ujawnienie nazwiska dowódcy akcji. Gębka stanowczo odmówił spełnienia tych warunków. Górnicy pokazali im miejsca, w których leżały ciała zabitych.O godzinie 17, po długiej naradzie, strajkujący zaproponowali nowe warunki: swobodne opuszczenie kopalni przez górników, wycofanie ZOMO i brak konsekwencji dla strajkujących. Wieczorem, przed opuszczeniem kopalni, górnicy wkopali krzyż w miejscu, gdzie zginęli ich koledzy.W wyniku pacyfikacji „Wujka” śmierć poniosło dziewięciu strajkujących, a 23 zostało rannych. Rządowa propaganda podkreślała, że 41 milicjantów i żołnierzy zostało rannych, z czego jedenastu ciężko. Rocznicowe obchody z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy odbyły się przed kopalnią w niedzielę. Podczas wystąpienia prezydent podkreślił, że pacyfikacja „Wujka” to jedno z najtragiczniejszych wydarzeń w dziejach polskiego Górnego Śląska. Przypomniał, że do pacyfikacji 3 tys. strajkujących górników władze zaangażowały ponad 2 tys. milicjantów, funkcjonariuszy ZOMO i wojska, wyposażonych w czołgi i transportery opancerzone.„Przyjechali strzelać”– Nie przyjechali tutaj w celach pokojowych, rozmawiać z górnikami – przyjechali tutaj strzelać – powiedział prezydent.Jak dodał, ci, którzy wydali rozkazy strzelania do górników byli „zdrajcami i bandytami, ale byli Polakami”. – I to jest także element tragicznego bilansu tamtych wydarzeń – stwierdził Duda. – Boli to, że ci, którzy odpowiadali za tę tragedię, wydali rozkazy, nigdy nie ponieśli za to odpowiedzialności i nigdy tak naprawdę nie zostali ukarani – podkreślił. – Owszem, ukarano dowódcę plutonu specjalnego, ukarano tych zomowców z plutonu specjalnego, po wielu procesach i kompromitacjach tego postkomunistycznego wymiaru sprawiedliwości, którego resztki do dziś jeszcze próbują szarpać się o władzę w Polsce – powiedział prezydent.Zobacz też: 43 lata od stanu wojennego. „Teleranek” przegrał z czołgami– To była i jest kompromitacja III Rzeczypospolitej, że oni nigdy nie zostali ukarani – ci, którzy naprawdę wydali rozkazy - na czele z Wojciechem Jaruzelskim, Czesławem Kiszczakiem i innymi – dodał.