Bez cienia ironii. Korea Północna, rządzona od 1948 r. przez dyktatorską dynastię Kimów, odniosła się do zamieszania w Korei Południowej, gdzie w ubiegłym tygodniu doszło do wprowadzenia na kilka godzin stanu wojennego. Państwowe media piszą o „dyktaturze” i „gangsterskim narodzie” u sąsiadów. Północ zdarzenia na Południu skomentowała pierwszy raz oficjalnie po przeszło tygodniu od wprowadzeni stanu wojennego przez prezydenta Juna Suk Jeola. Rządowa Koreańska Centralna Agencja Prasowa napisała o próbie powstrzymania „sił pro północnokoreańskich, antypaństwowych”.„Marionetka Jun Suk Jeol, który już wcześniej stanął w obliczu poważnego kryzysu rządów i impeachmentu, niespodziewanie ogłosił stan wojenny i wysłał na swój lud broń faszystowskiej dyktatury” – oceniono bez cienia ironii.Czytaj także: Korea Płd. wciąż w kryzysie. Próba samobójcza byłego ministra obronyDecyzję prezydenta Jeola określono ponadto jako „szaloną”, a kraj nazwano „narodem gangsterów”.I kto to mówi?Koreą Północną od 1948 r. rządzi dynastia Kimów. Kraj uznaje się za jeden z najbrutalniejszych reżimów na świecie. Społeczeństwo ma demonstrować absolutną lojalność wobec przywódcy Kim Dzong Una, a nieposłusznych władzy więzi się w obozach pracy.Czytaj także: Ukraiński ślad w sukcesie syryjskich rebeliantówZ wyjątkiem elity politycznej w Pjongjangu, przeciętni Koreańczycy z północy żyją w ubóstwie i cierpią z powodu niedożywienia, podczas gdy dyktator wydaje ogromne kwoty na rozwój rakiet balistycznych i broni jądrowej.Rozporządzenie Juna, które obowiązywało zaledwie sześć godzin, zanim zostało uchylone przez parlament, wpędziło czwartą co do wielkości demokrację w Azji w najgorszy kryzys od dziesięcioleci i wywołało obawy o jej zdolność do współpracy z partnerami w regionie w celu rozwiązania zagrożenia nuklearnego ze strony Korei Północnej.