Załodze nie spodobały się plany firmy. Dziesiątki tysięcy pracowników wzięły udział w strajku w niemieckich zakładach Volkswagena. Motoryzacyjny gigant planuje cięcia kosztów, bo brakuje chętnych na nowe auta, do tego produkcja w Niemczech okazuje się bardzo kosztowna. Załodze nie spodobały się plany dotyczące oszczędności. Pracownicy zapowiadają, że ostatnie protesty to dopiero początek. – Jeśli nic się nie zmieni, sytuacja stanie się naprawdę nieprzyjemna – stwierdziła szefowa związku zawodowego IG Metall Christiane Benner.Według związkowców w strajkach ostrzegawczych w Wolfsburgu wzięło udział 38 tys. pracowników. W Kassel, Hanowerze, Zwickau, Emden, Salzgitter, Brunszwiku, Chemnitz i Dreźnie dołączyło do nich kolejne 30 tys. osób. Linie produkcyjne w tych zakładach stanęły na 4 godziny.Niemiecki i w ogóle europejski przemysł motoryzacyjny przeżywa kryzys. Sprzedaż nowych samochodów spada, do tego do gry wkroczyła konkurencja z Chin. W reakcji na te wydarzenia Volkswagen ogłosił program cięcia kosztów. Firma planuje redukcję zatrudnienia i zamykanie zakładów, rozważane są też znaczące obniżki pensji. Koncern przekonuje, że koszty produkcji w Niemczech są zbyt wysokie jak na międzynarodowe standardy.„Eskalacja po fajerwerkach”Związkowcy chcą przede wszystkim zapobiec zwolnieniom. Przedstawili oni „plan przyszłościowy”, który przewiduje, że podwyżka wynagrodzeń, która nie została jeszcze wynegocjowana, nie trafi bezpośrednio do pracowników, lecz zasili specjalny fundusz, z którego wypłacane będą rekompensaty za ewentualną pracę w skróconym wymiarze godzin.Przedstawiciele kierownictwa Volkswagena wielokrotnie podkreślali, że poważne cięcia, takie jak zamykanie zakładów, są nieuniknione. Działacze IG Metall zagrozili, że jeśli firma nie pójdzie na kompromis, to w centrali w Wolfsburgu „po sylwestrowych fajerwerkach nastąpi eskalacja, jakiej ta firma nigdy wcześniej nie doświadczyła”.CZYTAJ TEŻ: Strefy czystego transportu w kolejnych miastach. Sejm zdecydował