Rosja - chcąc nie chcąc - musi to przełknąć. Do spotkania ministrów spraw zagranicznych w Katarze doszło niedługo przed ogłoszeniem przez rebeliantów obalenia reżimu. Rosja i Iran mają własne problemy i nie uratowały dyktatora, a Turcja wyczuła słabość sojuszników i ją wykorzystała. Ministrowie Sergiej Ławrow (Rosja), Abbas Aragczi (Iran) i Hakan Fidan (Turcja) spotkali się w Katarze. Ławrow powołał się na rezolucję 2254 RB ONZ z grudnia 2015 r., która zakłada zakończenie trwającej w Syrii od 2011 r. wojny domowej, wyłonienie władz tymczasowych, uchwalenie nowej konstytucji i przeprowadzenie demokratycznych wyborów pod nadzorem ONZ. Obecnie świat patrzy na wydarzenia w Syrii i spodziewa się utworzenia rządu tymczasowego do czasu realizacji jej postanowień. Koalicja tworząca obecnie władzę jest bardzo różnorodna.Rosja i Iran nie uratowały reżimuJak donosi agencja AFP, Ławrow powiedział, że nie można dopuścić do objęcia władzy w kraju przez „organizacje terrorystyczne”, a wspomniana wyżej rezolucje jest jego zdaniem gwarantem „terytorialnej integracji Syryjskiej Republiki Arabskiej”.Minister spraw zagranicznych Iranu z kolei przekazał, że czas zacząć „polityczny dialog z syryjskim rządem i legalnymi grupami opozycyjnymi”. Choć rosyjski minister powołuje się na dokument ONZ, sam przez lata był jego hamulcowym, podkreślając w wywiadach, że jakiekolwiek próby nacisku na zmiany będą „prowokacją Zachodu”, a proces przywrócenia demokracji w Syrii należy przeprowadzić stopniowo. Tymczasem mimo upływu lat wspierany przez Rosję Asad niespecjalnie palił się do zainicjowania zmian i oddania władzy.O tym, że Rosja widzi świat w inny sposób, może świadczyć niedzielne oświadczenie tamtejszego MSZ, w którym stwierdzono, że Asad po negocjacjach „podjął decyzję o rezygnacji z prezydentury i opuszczeniu kraju, nakazując pokojowe przekazanie władzy”.Pomijając charakterystyczne dla Ławrowa przedstawiania sytuacji w krzywym zwierciadle, istnieją obawy co do dalszego losu Syrii i zaprowadzenia w niej demokracji. Formalnie rzecz biorąc główna siła rebeliantów, czyli Hajat Tahrir asz-Szam (HTS, znana również jako Organizacja Wyzwolenia Lewantu) swoje korzenie wywodzi z Al-Kaidy. Z czasem slogany międzynarodowego dżihadu zamieniła na wyzwolenie państwowe, odcinając się od przeszłości. Akurat ta część obecnej koalicji nie niosła na sztandarach hasła „demokracja”. Jednak premier Syrii Muhammad Gazi al-Dżalali zapowiedział konieczność przeprowadzenia wyborów, a także współpracę z siłami rebelianckimi. Mimo usilnych prób, by się odciąć od przeszłości, USA uznają HTS za organizację terrorystyczną. Jak pisaliśmy w portalu TVP.Info, przywódca rebeliantów Al Dżaulani zaczynał karierę jako młody bojownik Al-Kaidy, walcząc w Iraku przeciwko wojskom amerykańskim. Sam przyznawał, że zainteresował się dżihadem po atakach z 11 września 2001 r.Przeczytaj także: Ambasada apeluje. Polacy powinni natychmiast opuścić SyrięOstatnie kruche lata względnej stabilności w Syrii wynikały z zawieszenia broni z 2020 r., w którym pośredniczyły Rosja i Turcja. Mimo naruszeń zamroziło konflikt na kilka lat. Iran i Rosja zajęte są konfliktami zbrojnymi, które same wywołały i nie mają zasobów, by nadal wspierać reżim syryjski, o czym pisaliśmy w portalu TVP.Info. Turcja wykorzystała słabość Rosji ws. SyriiJednocześnie Turcja, która w wielu sprawach ma po drodze z Rosją, ograła sojuszników ws. Syrii. A Rosja, chcąc nie chcąc, musi to przełknąć, bo to ona bardziej potrzebuje Turcji niż Turcja jej, jeśli weźmiemy pod uwagę skalę sankcji międzynarodowych nałożonych na Kreml i wielkość współpracy gospodarczej obu krajów. Jak zwraca uwagę Asli Aydintasbas, analityczka amerykańskiego think tanku Brookings Institusion, „syryjska opozycja jest w dużej mierze zależna od Turcji”. – Turcja widzi, że równowaga sił w Syrii uległa zmianie, zarówno Iran, jak i Rosja są słabsze – mówiła. – To dla niej okazja, by zmienić sytuację na korzyść opozycji, którą wspiera – dodała. Zobacz też: Putin rozmawiał z Erdoganem. „Zakończyć terrorystyczną agresję”Turcja ma w syryjskim konflikcie własne interesy do osiągnięcia – to odesłanie do domu części uchodźców, których utrzymuje. Szef tureckiego MSZ powiedział w niedzielę, że rozpoczęto już starania w tym celu. Szacuje się, że mieszka tam ok. 4,5 mln osób, które w ciągu ostatnich lat ciekły przed wojną domową. Do tego Turcji zależy na zabezpieczeniu własnej granicy z Syrią poprzez odbicie większego terenu bojówce SDF (Syryjskie Siły Demokratyczne).To ugrupowanie pomogło obalić Państwo Islamskie, jednak jego trzon stanowią wspierane przez Zachód kurdyjskie siły YPG, które Turcja uważa za odnogę uznawanej przez siebie za terrorystów Partii Pracujących Kurdystanu. Oficjalnie Turcja odcina się od nasilenia ofensywy w Syrii, twierdząc, że ich „nie zainicjowała”. Zdaniem Asli Aydintasbas jednak „bojownicy nie mogliby pójść naprzód, gdyby Ankara nie dała zielonego światła”.Istotnie, jak okazało się w niedzielę, syryjscy rebelianci zaatakowali siły pod wodzą Kurdów w mieście Manbidż na północy Syrii - podała agencja Reutera, powołując się na oświadczenie resortu obrony tymczasowego rządu Syrii.