Barbórka to dodatkowa pensja. Są uroczystości, orkiestry dęte, śpiewy i karczmy piwne, a do tego ekstra pensja, w wysokości, której może pozazdrościć większość kraju. Górnicy celebrują Barbórkę, choć górnictwo powodów do święta raczej nie ma... Dokłada się do niego każda polska rodzina. I to niemałą kwotą. Polacy mają wysoką tolerancję na absurd. Wynika to po części z pewnej zdolności do narodowej autoironii, a także kulturowych i społecznych pozostałości po epoce słusznie minionej, tak charakterystycznych dla krajów postsowieckich.Ze świecą jednak szukać branży, w której jest tyle absurdów, co w górnictwie. Na papierze wydobywamy za dużo węgla, który jest zbyt drogi i mało wydajny, więc musimy płacić więcej, żeby wydobywać go mniej. Kopalnie miały rekordowe wyniki, a dostały rządową kroplówkę. Świat idzie w stronę zmiany miksu energetycznego, Polska jest przysłowiowe 100 lat za… Duńczykami. Jednocześnie mało istnieje zawodów tak trudnych i niebezpiecznych, a równolegle tak dobrze opłacanych, jak górnictwo. Gdzie tu sens, o logice nie wspominając? To bardzo skomplikowana materia, wykraczająca poza proste tak lub nie. To nie jest wina tego czy tamtego rządu, a wszystkich rządów od czasu co najmniej II wojny światowej. To efekt kierunku rozwoju świata, na który niekoniecznie chcieliśmy być gotowi. Wreszcie, zasługa, nie wina, samych górników, bo mało jest grup, które mają taką siłę oddziaływania, często ze szkodą dla podatnika. Zobacz też: Pierwsi zaczęli, pierwsi kończą. Wielka Brytania zamyka ostatnią elektrownięGórnikom się nie podskakujeThink tank Warsaw Enterprise Institute (WEI) nazywa górników jedną z „grup trzymających władzę”. Dlaczego? Bo oni się nie patyczkują. Jeśli pielęgniarki rozbiją białe miasteczko, chwilę będzie o tym głośno, ale nikomu krzywda się nie stanie. Jeśli policjanci protestują, budżet będzie miał przez jakiś czas mniejsze wpływy z mandatów. Jeśli protestują nauczyciele, główne niedogodności spadają na pracujących rodziców. Gdy protestują rolnicy, wkurzeni są głównie kierowcy.Przeczytaj też: Plan na górnictwo. Co czeka polskie kopalnie?Żadna z tych grup nie pali opon i nie wali kilofami w chodnik, nie mówiąc już o rzucaniu petardami w budynki rządowe. I tu już nie chodzi tylko o samych górników, a szeroki kontekst takiego zamieszania – na proteście jednej grupy kapitał zbija polityczna opozycja i nagle pomysł zamknięcia kopalń zamienia się w publicznej opinii w cały festiwal porażek danego rządu.Prawo kilofem ciosaneWEI pisze, że górnicy to grupa wyjątkowo zjednoczona, przyzwyczajona do przywilejów, które chce utrzymać. Think tank przypomina głośne protesty z 2003 r., kiedy część demonstrantów zaatakowała budynki rządowe. W efekcie zamiast planowanych zamknięć kopalń doszło do łączenia. 2005 r., próba odebrania przywileju wcześniejszego przejścia na emeryturę dla górników spełzła na niczym po „bitwie pod Sejmem”.WEI wymienia dalej – 2011 r., wprowadzenie na giełdę Jastrzębskiej Spółki Węglowej, strajk górników wymógł duże ustępstwa na zarządzie m.in. w gwarancjach pracowniczych. 2014 r., restrukturyzacja Kompanii Węglowej zakładająca zamknięcie tych nierentownych placówek wywołała strajk, w efekcie zamknięto tylko jedną.Współcześnie górnicze strajki są łagodniejsze, jednak wciąż żaden polityk nie chce iść z nimi na wojnę.Jednocześnie, jak pisze WEI, postępowało uzwiązkowienie branży. „Do 2021 roku liczba organizacji związkowych mnożyła się na potęgę, a kolejne fale związkowców wymagały finansowania z pieniędzy spółek. W 2015 roku Jastrzębska Spółka Węglowa zatrudniała na pełnych etatach aż 103 liderów związkowych” – czytamy. Górniczy opór nadłamała dopiero UE w 2021 r. i polityka dekarbonizacji, wówczas razem ze związkowcami ustalono harmonogram odejścia od węgla. Lecz w sukurs górnikom przyszedł Putin, zwiększając ceny i zapotrzebowanie na ten surowiec. Inna sprawa, że w momencie potrzeby branża nie dowiozła i trzeba było węgiel importować, często wątpliwej jakości.Rachunek za węgielW tym roku budżet państwa dołożył kopalniom (nie górnikom, kopalniom) 7 mld zł. W przyszłym zaplanowano 9 mld zł. Czyli, w pewnym uproszczeniu, przeciętna rodzina wpłaci w 2025 r. na rzecz kopalnianego biznesu ok. 800 zł, jak wylicza dziennikarz Wysokiego Napięcia Bartłomiej Derski. To jest, oprócz oczywiście, rosnących rachunków za energię z rozmaitymi dopłatami, jak „opłata mocowa”.W latach 1990-2020 na górnictwo poszło 135 mld zł. Dla porównania - koszt powstania pierwszej elektrowni atomowej to minimum 115 mld zł. Gdyby zacząć dekadę temu, gdy wszystko było tańsze… ale to już inna historia.Jesteśmy tu i teraz, a tu i teraz zakłada, że owe 9 mld zł na górnictwo to ułamek pieniędzy, jakie Polska w ten sektor wpompuje. W 2021 r. zakładaliśmy, że pomoc publiczna (a więc pieniądze podatnika) dla górnictwa wyniesie 29 mld zł. do 2031 r., choć, jak potwierdził niedawno resort klimatu, kwota ta wzrosła do 42 mld zł. Przeczytaj też: To będzie rewolucja w energetyce. Rząd planuje wyłączenia bloków węglowychPrzy czym to nie do końca pieniądze podatnika, a pieniądze, które podatnik będzie musiał oddać. Maksymalny deficyt zapisany w projekcie ustawy resortu finansów (czyli dziura budżetowa) to 240 mld zł. Tych pieniędzy nie ma i nikt ich nie wyczaruje, tylko pożyczy je za granicą na solidny procent. Część tej pomocy to dopłaty bezpośrednie, reszta – obligacje. Jak pisze Michał Hetmański, szef branżowego think tanku Instrat, dokapitalizowanie spółek górniczych w formie obligacji może odbyć się decyzją ministra finansów i „nie trzeba nowelizacji budżetu”. „Takie gospodarowanie nie wlicza się do kwoty maksymalnego długu publicznego” – zauważa Hetmański.Choć Polska pompuje pieniądze w kopalnie, robi to – z formalnego punktu widzenia – niezgodnie z unijnym prawem, bo mimo nowych wniosków składanych do UE, wciąż nie ma akceptu na taki wydatek. Od naszych złotoustych polityków zależy, czy nie wyniknie z tego jakiś finansowo-legislacyjny dramat w przyszłości. Branża na rekordPaństwowa kroplówka płynie do kopalni mimo rekordowych cen węgla, jakie obserwowano w minionych latach po szoku energetycznym zafundowanym przez Putina. Skoro kopalniom dobrze się wiodło, to dlaczego do nich dopłacać? Bo wykazują ogromne zdolności chłonne, jeśli chodzi o pieniądz. Jak zauważa Hetmański, kopalnie mają problemy z płynnością, a koszty wydobycia ciągle rosną.Przeczytaj też: Ceny węgla szybko spadają. Zmiany również w PolsceW efekcie – jak policzyła Agencja Rozwoju Przemysłu – tylko od stycznia do końca września 2024 r. polski sektor węgla kamiennego wykręcił stratę netto w wysokości 9,2 mld zł. Koszty wynagrodzeń górników to niemal połowa wszystkich wydatków kopalni. Ze wspomnianego raportu ARP wynika, że przeciętne wynagrodzenie w branży wynosiło 11,6 tys. zł, tyle co w zeszłym roku, jednak nakłady po stronie kopalń na wynagrodzenia zasadnicze wzrosły.GUS z kolei podaje, że w 2024 r. średnia płaca dla sekcji górnictwo i wydobywanie (szersze ujęcie branży) wyniosła 12 800 zł brutto. Zwróćmy uwagę, że ten „hurtowy”, gusowski poziom zawyżają pensje szefostwa, bo jeśli uwzględnić dane z Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń, górnik zarabia niespełna 8 tys. zł brutto. Ale jeśli doliczymy trzynastkę, czternastkę, deputat, barbórkę, to już się robi kwota godna pozazdroszczenia. Jednocześnie choć praca górnika kosztuje więcej, sumarycznie wydobywa on mniej surowca.Historyczna zmianaJednym z fundamentalnych problemów górnictwa jest to, że sektor jest zbyt rozbudowany na nasze potrzeby. Formalnie więc lwia część rządowych środków przeznaczana jest na wygaszanie mocy produkcyjnych. Z jakiegoś powodu jednak w projekcie założono, że wydobycie w 2025 r. wyniesie 48 mln ton, rok później tyle samo, w 2027 r. 47 mln ton.Gdy górniczy kartofel staje się coraz gorętszy, energetyka na świecie dynamicznie się zmienia. Jak pisze dr Chris Rosslowe, analityk europejskiego think tanku energetycznego Ember, Unia właśnie wbiła w tej grze nowy poziom. W tym roku do czerwca osiągnięto w UE kamień milowy – po raz pierwszy wiatraki i fotowoltaika wytworzyły więcej mocy (385,6 TWh) niż paliwa kopalne (343,46 TWh).Zobacz także: Problem z rosyjskim węglem. Nawet tamtejsze media mówią o kryzysieNajlepsi w tej grze to Dania, Szwecja i Finlandia. Do peletonu dołączyły właśnie Holandia, Niemcy i Belgia. Polskę pochwalono za duży wzrost produkcji z wiatraków i fotowoltaiki (odpowiednio o 2,1 i 2,4 TWh), jednak w ogólnym ujęciu nasz miks wlecze się w europejskim ogonie. Paliwa kopalne wytworzyły w omawianym okresie 53,44 TWh, OZE 21,75 TWh.Niemniej wzrost generacji energii z OZE przyspiesza zauważalnie i – zdaniem ekspertów – węgiel zupełnie przestanie nam być potrzebny w przyszłej dekadzie. Tymczasem w tzw. małej strategii energetycznej resortu klimatu założono, że górnictwo przestanie działać do 2049 r.