Wierzył w nią nawet marszałek Piłsudski. Jednego się zawsze obawiałem: żeby to "coś" mnie nie tknęło – tak Józef Piłsudski, który wierzył, że nawiedzają go duchy, tłumaczył, dlaczego śpi przy zapalonym świetle. Marszałek bardzo poważnie podchodził do telepatii, brał udział w seansach spirytystycznych i bardzo się denerwował, gdy ktoś z tego kpił. Przeciwników było jednak raczej niewielu, bo magia i wróżby w czasach II RP były bardzo popularne. Kiedy młody Józef Piłsudski przebywał na Syberii w miejscowości Tunka, to był jeden jedyny raz, gdy zaśmiał się z wróżby. Potem brał je już na poważnie. Przyszły marszałek bardzo często opowiadał anegdotę o tym, że będąc tam spotkał starą cygankę. To ona miała mu wywróżyć interesującą przyszłość, w którą wówczas nawet w najśmielszych snach, by nie wierzył. Cyganka wywróżyła Piłsudskiemu, że będzie carem – Ta cyganka uparła się, że mu powróży. Rozbawiony Piłsudski podał jej rękę, a ta patrząc na jego dłoń, miała coraz większe oczy, zbladła i zdołała wydusić z siebie tylko dwa słowa „Cariom budiesz!”. Nie chciała za swoją przepowiednię żadnej zapłaty i szybko uciekła – opowiada Przemysław Semczuk, autor książki „Magiczne dwudziestolecie”. Kiedy po latach Józef Piłsudski został marszałkiem, opowiadał tę historię bardzo często. Nie była to jedyna przepowiednia jego przyszłej kariery przywódczej. Kolejna pochodzi z 1904 roku. Wtedy Piłsudski mieszkał już w Krakowie. Pewnego dnia odwiedził go Stefan Żeromski. Ziuk, bo tak nazywano Piłsudskiego, siedział w samych kalesonach, bo jedyne spodnie, jakie posiadał wówczas, oddał do cerowania. Witając się z pisarzem, powiedział mu, że właśnie układał pasjansa i ewidentnie wyszło mu z kart, że zostanie Naczelnikiem Państwa. Nie było rzeczy, z których w II RP nie wróżonoKarty, dłonie czy czarodziejskie kule nie były jedynymi przedmiotami, w których w czasach II RP próbowano wyczytać przyszłość i odpowiedzieć na ważne egzystencjalne pytania. – Nie było chyba rzeczy, z których nie wróżono. Poza klasykami używano też kurzego jajka wbitego do szklanki, fusów z kawy – wymienia Semczuk. Równie popularne, co same wróżby, były w tamtych czasach także seanse spirytystyczne, zjawiska paranormalne, czy telepatia. Tym wszystkim interesował się również marszałek Piłsudski. „Mąż uważał, że do telepatii, jak i do innych niewyjaśnionych dotąd przez naukę zjawisk psychicznych trzeba odnosić się poważnie, albo nie zajmować się nimi wcale” – mówiła jego żona Aleksandra. Przykładem na to niech będzie kolejna anegdota opowiadana przez Piłsudskiego. Pewnego dnia zabrakło mu zapałek i nie miał czym zapalić papierosa. Stanął wówczas w oknie, koncentrując się zebrał myśli i już za chwilę, niczym za dotknięciem magicznej różdżki, na jego biurku leżało pudełko zapałek. – Warto przy tym zaznaczyć, że miało to miejsce w Belwederze, które jak opowiadał marszałek, również było miejscem mocno nawiedzanym przez duchy – zauważa Semczuk. Piłsudski spał przy zapalonym świetle. Duchy nie pozwalały mu spaćTu znowu oddajmy głos żonie Józefa Piłsudskiego. Aleksandra wspominała, że wokół pałacyku powstała legenda, że duch Konstantego błądzi po ogrodach i salonach belwederskich i pojawia się w gabinecie, gdzie Wielki Książę za życia podpisał tysiące wyroków śmierci na Polaków. – Sama nigdy żadnej zjawy nie widziałam, ale wielu znajomych twierdziło, że im się pokazały. Między innymi miał ją widzieć adiutant mego męża w wigilię rocznicy powstania 1830 r. Nawet mąż, najmniej przesądny ze wszystkich ludzi, przyznawał, że słyszał często kroki na korytarzu, pod drzwiami swojego gabinetu, chociaż nikogo tam nie było. Kiedy sypiał w swoim gabinecie w Belwederze, palił przez całą noc światło, czego nigdy nie robił w Sulejówku – opowiadała. Duchy miały niepokoić marszałka do tego stopnia, że spał przy zapalonym świetle. – Stale co wieczora, gdym się położył, słyszałem wyraźne kroki do koła mojego łóżka, ku oknu i z powrotem. Po tym zaczynało się stukanie w szklane naczynie z owocami, w klosz lampki elektrycznej... Jednym słowem cała seria dźwięków niemożliwych do wytłumaczenia. Jednego się zawsze obawiałem: żeby to "coś" mnie nie tknęło, dlatego paliłem światło... – opowiadał Piłsudski. Naczelny jasnowidz II RP. On też bywał u marszałkaOsobą, która była jego częstym gościem, był inżynier Stefan Ossowiecki. Jego nadprzyrodzone zdolności sprawiły, że nazywano go „naczelnym jasnowidzem II RP”. Uchodził, wręcz za proroka, bo potrafił wskazać, gdzie znajdują się zwłoki albo jaka jest treść listu w zalakowanej kopercie. Tę umiejętność nazywano kryptoskopią.Żona marszałka dobrze zapamiętała i opisała pierwsze spotkanie Ossowieckiego z jej mężem, który był wówczas mocno zainteresowany jasnowidztwem. - Por. Czesław Świrski, który znał bardzo dobrze inż. Ossowieckiego, jasnowidza, głośnego nie tylko w Polsce, zaproponował mężowi dokonanie z nim eksperymentu. Eksperyment miał polegać na tym, że Świrski zaniesie Ossowieckiemu zapieczętowany list męża do odczytania. Mąż napisał kilka słów na kartce, włożył ją do koperty i zalakował kopertę swoją pieczęcią. Gen. Sosnkowski stwierdził, że koperta jest zalakowana i że bez naruszenia pieczęci nie można jej otworzyć. Świrski zaniósł kopertę do Ossowieckiego. Pan Ossowiecki dotykając koperty od zewnątrz napisał na kawałku papieru treść listu i wręczył ją Świrskiemu. Mąż przeczytał kartkę. Była na niej formuła szachowa, ale wypisana błędnie. Okazało się, że to mąż popełnił błąd – wspominała. To nie było jedyne doświadczenie, w jakim udział brali Piłsudski z Ossowieckim. Zdarzało się, że urządzali sobie doświadczenia telepatyczne. W określonej godzinie jasnowidz miał się „koncentrować i nadawać myśli” do marszałka.– Jasnowidz o określonej godzinie położył się na kanapie i próbował się skupić. W pewnym momencie do pokoju weszła żona Ossowieckiego. Znana ze swojej zrzędliwości zaczęła narzekać, że żyją w wilgotnej norze i obydwoje przez to tracą zdrowie, a on znowu leży jak posąg i marnuje prąd. Kiedy Ossowiecki spotkał się z Piłsudskim, ten powtórzył słowa jego żony. Obydwaj uznali, że telepatyczny eksperyment się udał – opowiada Semczuk. W mroku, przy czerwonej lampce. Seanse spirytystyczne jako rozrywka II RPPodobnie, jak telepatia czy jasnowidzenie, popularna w czasach II RP były także seanse spirytystyczne. W nich marszałek również brał udział. Jedną z postaci zza światów, która miała się pojawić podczas takiego seansu, był duch generała.- Według przekazów nie kto inny jak marszałek Piłsudski miał przejąć kontrolę nad przebiegiem tego seansu. Zadawał pytania zjawie, a informacje, które mu podała, miały się potem sprawdzić podczas działań na froncie – opowiada Semczuk.Gwiazdą seansów spirytystycznych II RP miał być Franek Kluski. Kiedy brał w nich udział, ludzie widzieli dzikie zwierzęta czy duchy. Spotkania te organizowano w prywatnych, specjalnie na tę okazję zaaranżowanych mieszkaniach. W mroku, przy zapalonej, koniecznie czerwonej lampce, brało udział zazwyczaj dziesięć osób. Bywało, że gromadziło się ich więcej, gdy nie tyle wywoływano duchy, co dyskutowano o zjawiskach paranormalnych. Seansami spirytystycznymi kierowała jedna osoba. Miała do pomocy tzw. kontrolerów i sekretarzy, którzy notowali reakcje uczestników, dziwne zjawiska, a także mierzyli temperaturę powietrza. Z relacji po tych seansach wynikało, że uczestnicy widzieli migające światełka, słyszeli kroki albo czuli, że ktoś się między nimi przemieszcza. – Tak naprawdę chodziło o to, by wzbudzić strach, a uczestnicy poczuli pewnego rodzaju adrenalinę i magię tych spotkań. Tego zresztą po tych seansach oczekiwano – wyjaśnia Semczuk. Jak skończył „naczelny jasnowidz II RP” czyli Ossowiecki? Mimo, że umiał czytać treści listów bez otwierania kopert, nie potrafił wytypować kryjówki, która uchroni go przed niemiecką kulą i zginął. W ostatnich latach swojego życia marszałek wierzył w przepowiednie niejakiej Jasnowidzącej z Warszawy. Kobieta ta miała na swoim koncie wiele trafnych przepowiedni, ale też leczyła. Do Belwederu ściągnięto ją, by pomogła Piłsudskiemu w leczeniu raka. Nie udało jej się tego dokonać, ale jak wynika z archiwaliów, pomogła mu ulżyć w bólach. – Adiutanci marszałka wspominali, że jego wizje tuż przed śmiercią były bardzo wyraziste. Widział siostrę, która zmarła na białaczkę oraz duchy swojej matki i brata Bronisława. Podobno rozmawiał z nimi tak, jakby byli obok. Dla nich to był dowód, że pasja marszałka i zainteresowanie jasnowidztwem czy spirytyzmem były nie tylko zabawą – wyjaśnia Semczuk.