Rozmowa z autorką książki „Taki dobry chłopak”. Ta zbrodnia wymyka się wszelkim schematom. Zaplanował zabójstwo, bo czuł potrzebę „samodoskonalenia się”. Wybrał na ofiarę przypadkową kobietę, z którą nic go nie łączyło. Właściwie to mogła być każda z nas – mówi w rozmowie z portalem TVP.Info Hanna Dobrowolska, autorka książki „Taki dobry chłopak” o Kajetanie Poznańskim. „Hannibal z Żoliborza”, jak okrzyknęły go media, w 2016 roku dokonał okrutnego morderstwa. Portal TVP.Info: Twoja książka nosi tytuł „Taki dobry chłopak. Sprawa Kajetana Poznańskiego”. Ale to nie od niego zaczynasz snuć opowieść. Dlaczego?Hanna Dobrowolska: Pierwszy rozdział poświęcony jest jego ofierze, Katarzynie. Zainspirował mnie znaleziony w aktach jej kalendarz. Odnalazłam datę, przy której wpisała sobie lekcję języka włoskiego z Antonim Słomińskim, bo taki pseudonim do zbrodni wybrał sobie Kajetan Poznański. Pokazałam czytelnikowi, jak wyglądały ostatnie chwile jej życia, o czym marzyła, czego spodziewała się po nowym uczniu. Tej dziewczynie, która zginęła w niezwykle przerażających okolicznościach, po prostu należy się pamięć. Łatwo przecież stracić z oczu ofiarę. Bardzo zależało mi na tym, by ta książka była studium przypadku, a nie laurką dla zabójcy, romantyzowaniem czynu, którego dokonał. Do zbrodni doszło w 2016 roku, w starym bloku na warszawskiej Woli. W mediach komentowana była, jako jedna z najokrutniejszych zbrodni, jaka dokonana została w Polsce. Sprawcę nazywano „Hannibalem z Żoliborza”. Nie wiem, czy to była najokrutniejsza zbrodnia w historii, ale na pewno jedna z tych, które zostały dokonane z najbardziej przerażających pobudek. Większość zabójstw, do których dochodzi w Polsce i na świecie, to takie, w których sprawcę coś łączy z ofiarą. Giną członkowie rodziny, ktoś znajomy, skłóceni sąsiedzi. Zbrodnia dokonana przez Poznańskiego wymyka się wszelkim schematom. Zaplanował zabójstwo, bo czuł potrzebę „samodoskonalenia się” przez odebranie życia człowiekowi. Wybrał na ofiarę kobietę, z którą nic go nie łączyło. To była zupełnie przypadkowa osoba. Właściwie, to mogła być każda z nas. Umówił się z nią pod pretekstem korepetycji, wszedł do jej mieszkania i niemal tuż po przekroczeniu progu – zabił. Od „takiego dobrego chłopaka”, do osoby odczłowieczonej Przygotowując książkę, czytałaś akta, rozmawiałaś z ekspertami. Ale próbowałaś też dotrzeć do osób, które Kajetana Poznańskiego znały na długo przed zbrodnią. Czy ktokolwiek chciał rozmawiać? Jaki obraz Kajetana Poznańskiego miałaś w głowie po przeczytaniu tych akt, rozmowach z osobami, które go znały? Pierwsze słowo, jakie mi przychodzi do głowy, to „niespójny”. Wszystko zależało od tego, jaki okres jego życia studiowałam. Kiedy był nastolatkiem, uchodził za bardzo towarzyską, nawet zabawną i empatyczną osobę. W Poznaniu, gdzie się wychowywał, chodził do elitarnego liceum, w którym kładziono ogromną presję na wyniki w nauce, olimpiady. Ta nadmierna presja sprawiła, że w ostatniej klasie liceum Kajetan miał epizod depresyjny. Być może już to wpłynęło na jego późniejsze zachowanie, reakcje. Gdy przyjechał na studia do Warszawy, podobno nadal funkcjonował jako osoba towarzyska, ale stopniowo zaczynał odcinać się od znajomych, kolegów ze studiów. Mówił, że ważniejsze od imprez, spotkań towarzyskich są dla niego ćwiczenia fizyczne i studiowanie książek filozoficznych, samodyscyplina. Był z kimś związany? Zanim wybrał życie samotnika, miał dziewczyny. Kiedy jeszcze chodził do szkoły średniej, spotykał się z Justyną, którą uważał za swoją bratnią duszę. To była taka pierwsza, nastoletnia miłość.Potem na studiach rozkochał w sobie Patrycję. Robił jej wykłady na temat samorozwoju, do którego ją również zachęcał. Ich relacja była bardzo niestandardowa. Kajetan, mimo że był z nią związany wiele miesięcy, nie lubił cielesności i czułości. Nie był romantykiem, który zapraszał ją na kolacje albo do kina, raczej do swojego domu, na rower albo survival w lesie. Bywało, że tygodniami trzymał dziewczynę na dystans, unikał współżycia. Tłumaczył swojej dziewczynie, że rezygnacja z takich uciech daje mu siłę, poczucie absolutnej władzy nad swoimi żądzami. Jednocześnie kobieta pamiętała go jako bardzo szarmanckiego, bo nigdy nie pozwalał jej np. zmywać albo sprzątać. Mówił, że powinna odpoczywać, choć prawdopodobnie nienawidził, gdy ktoś dbał o porządek mniej pedantycznie od niego. Tylko u nas: Sprawa czterech morderstw na Woli. Znamy motywZwiązek nie przetrwał?Kajetan Poznański czuł, że bliskie relacje są dla niego zbyt obciążające. Dużo go kosztowały emocjonalnie, stresowały go i odciągały od tego obsesyjnego „samorozwoju”. Patrycji powiedział wprost, że nie ma na ich związek czasu, ani siły. To był także moment, w którym składał podobne oświadczenia przyjaciołom i rodzinie. Mówił: nie jesteście mi potrzebni. I tak odcinał się od wszystkich. Przed Katarzyną były dwie potencjalne ofiary Kajetana Poznańskiego Chyba nie od wszystkich, bo mieszkał ze współlokatorami. Oni też nie mieli z nim łatwo. Owszem, ale wynikało to z jego beznadziejnej sytuacji finansowej, a nie wyboru. Za mało zarabiał, nie było go stać na wynajem kawalerki w Warszawie. Był zmuszony mieszkać z obcymi, jednocześnie narastała w nim ogromna frustracja związana z kontaktem z ludźmi. Nie tylko tymi bliskimi, ale tymi, którzy go otaczali. Osoby, z którymi dzielił mieszkanie, były kompletnie przypadkowe. Denerwowało go w nich, że nie chcą funkcjonować tak, jak on by tego chciał. Współlokatorzy nie odkładali butów według narzucanego schematu, za mało sprzątali, palili papierosy. Denerwowali go do tego stopnia, że fantazjował o ich zabijaniu. Opowiadał o tym w śledztwie. To oznacza, że przed Katarzyną była inna potencjalna ofiara? Nawet dwie. Kajetan Poznański mieszkał w dwóch mieszkaniach ze współlokatorami. Jeden miał zginąć, bo zostawił bałagan w kuchni. Inny dlatego, że palił papierosy. Wobec obu snuł konkretne plany zabójstwa. Dlaczego tego wówczas nie zrobił? Tłumaczył to jakoś? To była bardzo ciekawa kalkulacja, o której również mówił podczas przesłuchań. Otóż Staszka, z którym mieszkał na Bielanach, nie zabił, bo miał dostać wymarzoną pracę w bibliotece na warszawskiej Woli. Zależało mu na tym stanowisku tak bardzo, że odpuścił. Drugą ofiarą miał być współlokator z Żoliborza. Nikt nie zauważył, że z tym chłopakiem dzieje się coś niedobrego? To trudne do rozstrzygnięcia. Dziś, kiedy znamy finał tej historii, wszystkie elementy znalezione w aktach kleją się w jedną, spójną całość. Można ulec złudzeniu, że wiadomo było, że coś jest nie tak. To są jednak pojedyncze informacje, zebrane od różnych osób, które coś widziały, coś zapamiętały. Tak było chociażby z jego stażem w tygodniku „Polityka”. Kiedy proponował artykuły dotyczące kanibalizmu, redaktorzy traktowali to jako bardzo specyficzne zainteresowania, ale nie budziły podejrzeń. Kajetana fascynowała wtedy postać Hannibala Lectera, ale to był moment, w którym serial o tej postaci bił rekordy popularności, więc zapewne nie on jeden mówił o Lecterze. Nie było tak, że chodził i mówił: „Muszę kogoś zabić”. Nie uzewnętrzniał się z tym. Ale w swojej książce piszesz o momentach, w których czerwona lampka już się powinna zapalić.To prawda. Jesienią 2015 roku mieszkający w Warszawie Kajetan pojechał pociągiem do Poznania i zbił swojego ojca pasem. Tłumaczył później, że chciał ojcu oddać za podobną przemoc, jakiej doświadczył w dzieciństwie. Świadkiem pobicia była starsza siostra Kajetana i jej kilkuletnia córeczka. Rodzina nie wezwała policji, nikogo nie powiadomili. Nie chcieli zapewne robić mu problemów. To było ich dziecko, kochany syn. Ojciec Kajetana bardzo kochał, pięknie o nim mówił przed sądem. Zresztą tytuł książki „Taki dobry chłopak” to słowa, które zostały wypowiedziane właśnie przez ojca. Kajetan też pamiętał rodziców, jako „takich dobrych”? Trudno powiedzieć. W toku śledztwa, podczas badań psychiatrycznych, nie mówił o relacjach rodzinnych prawie nic. Robił się bardzo nerwowy, kiedy biegli o to pytali. To tajemnica, która rodzi wiele pytań, a jeszcze więcej podejrzeń. Osobliwe było to, że podczas procesu, który miał charakter zamknięty, jedyną osobą obecną, którą wyznaczył Kajetan, była jego matka. Choć na koniec także ją odrzucił. Nie powiedział tego nigdy wprost, ale ta zbrodnia go przerosła Matka Kajetana Poznańskiego była wówczas prokuratorem? Kiedy popełnił zbrodnię – tak, była czynnym prokuratorem w Poznaniu, delegowanym do Prokuratury Generalnej. Potem została oddelegowana do jednostki niższego rzędu. Ona to odebrała jako degradację, zemstę za błędy syna. Dziś jest już w stanie spoczynku. Cała Polska śledziła losy tej sprawy. Pamiętam atmosferę pościgu za Kajetanem Poznańskim. Jak to możliwe, że został złapany tak szybko? Wierzył przecież, że zaplanował zbrodnię idealną. Chyba każdy sprawca wierzy, że popełnił zbrodnię idealną, szczególnie gdy wszystko zaplanował. Kajetan na przykład kupił używany telefon w komisie, nową kartę, z której dzwonił do ofiary, przedstawił się fałszywym nazwiskiem, miał ubrania na przebranie, transportował ciało dwiema taksówkami. Wydawało mu się, że to doskonały plan. Ten jednak szybko się posypał. Nie powiedział tego nigdy wprost, ale ta zbrodnia go przerosła. Zaskoczony był m.in. ilością krwi w ciele człowieka, a także ciężarem bezwładnego ciała. Zostawił mnóstwo śladów, nagrał się na kamerach monitoringu, był widziany przez wiele osób, a przede wszystkim torbę ze zwłokami ofiary podpalił w pokoju, który wynajmował. Natychmiast ściągnął na siebie uwagę straży pożarnej, policji. Niemalże podpisał się pod tą zbrodnią. Gdy uciekał przez całą Europę, mając przekonanie o byciu nieuchwytnym, miał ze sobą tablet kupiony w dniu zabójstwa. Policja ustaliła numery IMEI tego urządzenia. Śledczy wiedzieli, gdzie się loguje, którędy ucieka. Mieli go jak na smyczy. Głośna zbrodnia, spektakularny i skuteczny pościg, sprawne śledztwo. A proces trwał dwa i pół roku. Dlaczego? Czy to długo? Zazwyczaj, gdy sprawca przyznaje się do winy, mówi: „Tak, to ja zabiłem. Tak było, jak macie w materiale dowodowym” – wtedy sprawę można rozpoznać na dwóch rozprawach. W sprawie Kajetana Poznańskiego nie było nigdy problemu z ustaleniem winy, tylko poczytalności sprawcy. Jeszcze na etapie śledztwa powstały dwie, sprzeczne ze sobą opinie sądowo-psychiatryczne. Pierwszy zespół, który go badał, stwierdził, że jest chory na schizofrenię, a co za tym idzie – nie można go postawić przed sądem, tylko należy izolować od społeczeństwa w zakładzie psychiatrycznym. Prokuratorzy powołali kolejnych biegłych, którzy uznali, że był poczytalny, ale silne zaburzenia psychiczne uniemożliwiały mu pełną świadomość i kontrolę swojego zachowania. Sąd, który skazał Poznańskiego, musiał wybrać, którzy biegli mają rację. Roztrząsanie wątpliwości okazało się bardzo czasochłonne. Jeden z biegłych uświadomił go nawet: „Ale wie Pan, że wariat się tak nie zachowuje?”W książce przytaczasz zapisy badań psychiatrycznych. Podczas jednego z nich Kajetan bawi się słowami, używa dadaizmów, rymowanek. Psychiatra mówi mu „ciekawy spektakl nam tutaj pan zaprezentował”, a on odpowiada: „Ja również miałem przyjemność”. Tak. To, o czym wspominasz, to były badania dotyczące jego poczytalności do trzeciej opinii, na potrzeby procesu odwoławczego. W pewnym momencie Kajetan miał chyba przyjemność z odgrywania wariata. Na pytanie jak wspomina swoje dzieciństwo, odpowiedział: „Tam były takie żeli, żeczeli i on chodzili i mówili feli, feli, ełej, ełej”. W dalszej części tej rozmowy, wyjaśniając, dlaczego jest w więzieniu, użył sformułowania: „Szmata nie żyje”. Dopytywany przez psychologów, jak to się stało, mówił: „No bo tam wpadł nóż i zrobił takie umz-umz…”. Poznański w ten sposób bawił się z biegłymi, chciał ich przekonać, że jest szaleńcem. Tak samo robił w sądzie. Jeden z biegłych uświadomił go nawet: „Ale wie Pan, że wariat się tak nie zachowuje?”. Choć trudno w to uwierzyć, Kajetan znalazł „żonę”. Była kobieta, która pisała do niego listy i próbowała zrobić wszystko, by wyszedł na wolność. Zakochała się w mordercy. Ta kobieta pojawiła się w jego życiu niedługo po zatrzymaniu, gdy przebywał w areszcie śledczym. Zobaczyła w nim romantyczny potencjał. Znałam takie przypadki z literatury, ale nigdy nie zetknęłam się z tym zjawiskiem w pracy zawodowej. Profesor Beata Pastwa-Wojciechowska z Uniwersytetu Gdańskiego, ekspertka od patologii osobowości, wytłumaczyła mi, na czym polega zjawisko hybrystofilii, które jest zaburzeniem również preferencji seksualnych, polegające na tym, że interesują cię zbrodniarze. Ta kobieta, która pisała do Kajetana listy, miała na imię Judyta i była doktorem nauk politycznych z północnej Polski. Początkowo Kajetan pisał do niej „pani”, potem przeszli na „ty”. Korespondencja ta trwała ponad cztery lata. Po szczegóły zapraszam oczywiście do mojej książki. Czy Kajetan Poznański ma szansę wyjść na wolność? Dlaczego jedna z sędzi uznała, że proces i wyrok, jaki zapadł w sprawie Kajetana to „prymitywny odwet”? W składzie, który sądził Kajetana Poznańskiego, nie było zgodności w kwestii wymierzonej mu kary. Zostało mu wymierzone tzw. dożywocie, ale przewodnicząca składu orzekającego podkreślała, że 25 lat pozbawienia wolności byłoby adekwatne. Tłumaczyła to m.in. tym, że Kajetan nie był wcześniej karany, że pracował; ale także tym, że miał stwierdzoną przez psychiatrów ograniczoną poczytalność, co może, ale nie musi, wpływać łagodząco na orzeczenie sądu. Kajetan został skazany na dożywocie, odbywa karę w systemie terapeutycznym, ale obrońcy złożyli kasację. Co to oznacza? Czy jest szansa, że wyjdzie na wolność? Kasacja została złożona, nie wiadomo jednak, czy zostanie uwzględniona. W skrócie mówiąc, adwokaci wnieśli o skasowanie prawomocnego wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który skazał Kajetana na dożywotnie pobawienie wolności. Gdyby ten wniosek został uwzględniony, sprawa wraca „na wokandę” i jeszcze raz trzeba wydać prawomocne orzeczenie. A kolejny skład wcale nie musi się zgodzić z poprzednim, może karę obniżyć do 25 lat, może chcieć kolejny raz badać kwestię poczytalności Kajetana Poznańskiego. Gdyby wyszedł, zabiłby ponownie. Deklarował to wprost. To prawda. Stwierdził, że nie przestał odczuwać tej potrzeby zabicia, nawet gdy już to zrobił. Nie odczuł spodziewanej ulgi. Zagrożenie z jego strony jest duże. Żaden z psychiatrów i psychologów, którzy go badali, nie widzi nawet najmniejszej szansy na to, że jego zachowanie czy w więzieniu, czy na wolności ulegnie poprawie. Uważają go za jednostkę niebezpieczną, którą należy izolować.Czytaj więcej: Odciął głowę kobiecie. Obrońcy chcą wyciągnąć Kajetana Poznańskiego