Mamy to głęboko zakorzenione kulturowo. Właściwie można uznać, że Palikot dbał o zdrowie i abstynencję, ustawę o wychowaniu w trzeźwości traktując jak drogowskaz w swoich działaniach. Chodziło przecież o to, żeby tak pić, by „zrobić z tego wydarzenie towarzyskie”. A jak towarzyskie, to wiadomo, że z wódeczką. Trochę w duchu prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej Cezarego Kuleszy, który tłumacząc się z informacji o alkoholowych ekscesach na wyjazdowych meczach reprezentacji Polski, odpowiedział dziennikarzowi RMF FM, że jak ktoś go zaprosi, to przecież nie siedzą tak „bez niczego”. Jan Śpiewak, kontrowersyjny aktywista i działacz społeczny, krótko podsumował tłumaczenia Palikota: „Rżnął głupa”. Palikot, znawca alkoholi oraz, jak się okazuje, problemu jego nadmiernego spożycia w Polsce, argumentował, że „istota problemu w Polsce, jeżeli chodzi o alkoholizm, polega na tym, że ludzie piją alkohol, żeby się upić”, dodając, że jego reklamy były konsultowane z prawnikami, więc wszystko jest ok. – Jego reklamy były też skierowane do młodych ludzi, dlatego też były bardzo szkodliwe – odpowiada Śpiewak, którego fundacja „Bezpieczna Polska dla wszystkich” została dopuszczona do procesu jako strona w procesie Palikota. Polska bezpieczna i (nie)trzeźwa?W październiku w Lublinie kompletnie pijany ojciec wyszedł na spacer ze swoimi dwoma córkami. Młodsza miała cztery lata. Tata był tak pijany, że nie mógł ustać na nogach. Na SOR regularnie trafiają zatrute alkoholem, upojone nastolatki. We wrześniu kobieta kupiła dla swojej szesnastomiesięcznej wnuczki niesławną „alkotubkę”, czyli saszetkę z wysokoprocentowym alkoholem. Powód? Wyglądała zupełnie jak mus owocowy dla dzieci. Za produkcję alkosaszetek odpowiedzialna była firma OLV, która po fali protestów wycofała produkt z rynku. Prawdopodobnie nie z troski o zdrowie i bezpieczeństwo, ale z merkantylnej kalkulacji: po prostu to się nie opłacało po tym, jak wszyscy od prawa do lewa krytykowali absurdalny pomysł.Sprawą zainteresował się Rzecznik Praw Dziecka. W komunikacie jego biura napisano, „że dziecko mogło nawet stracić życie, gdyby wypiło taką ilość wysokoprocentowego likieru”. Przeczytaj także: Rząd rozważa ceny minimalne na alkohol. Polacy podzieleniPosadę za „alkotubki” stracił Piotr Jabłoński, dyrektor Krajowego Centrum Przeciwdziałania uzależnieniom, którego ze stanowiska odwołała ministra zdrowia Izabela Leszczyna. Głos zabrał też premier Donald Tusk, który oświadczył, że „osoby, które do tego dopuściły, mogą spodziewać się konsekwencji”.Tyle że sam Jabłoński twierdzi, iż padł ofiarą nagonki. – Uważam, że nie miałem żadnego wpływu na to, jak potoczyła się ta sprawa. Byłem jedną z osób, które wskazywały, że tego typu działalność jest w Polsce legalna i w związku z tym należałoby coś z nią zrobić – mówił w rozmowie z OKO.press. – Uważam, że zostałem potraktowany w sposób nieprofesjonalny, nieetyczny – dodał. 5 milionów pije, 12 milionów odczuwa skutki– Kiedy alkohol jest łatwo dostępny i kosztuje niewiele, staje się pułapką, która kusi w chwilach kryzysowych czy stresowych – wyjaśnia Sebastian Antonowicz, psychoterapeuta i psychotraumatolog. – W takich momentach, zamiast zmierzyć się z emocjami, sięgamy po butelkę, bo jest to szybka droga do ulgi, chociaż tylko na chwilę. Niestety, ten błędny mechanizm prowadzi do uzależnienia, a alkohol staje się sposobem na unikanie kontaktu rzeczywistością – tłumaczy. Zdaniem Antonowicza, podnoszenie cen alkoholu i ograniczanie jego dostępności to potężne narzędzia, które mogą zmienić ten destrukcyjny cykl i pomóc wyjść z uzależnienia. Spójrzmy na dane. W Polsce osób, które są uzależnione od alkoholu i piją ryzykownie, czyli nadmiernie, szukając do tego okazji, jest od 4 do 5 mln. Ponad milion Polaków wymaga leczenia. Ponadto 12 mln osób jest narażonych na negatywne skutki alkoholizmu. A aż 8 proc. Polaków pije codziennie. Nic im tego nie utrudnia, bo alkohol w Polsce jest powszechnie dostępny. W całym kraju mamy ponad 120 tys. punktów, w których można go kupić. Dla porównania: w całej Szwecji sklepów z licencją na sprzedaż mocnych trunków jest tylko 283. W Norwegii: 422. Zobacz też: Zagadkowe zatrucia alkoholem, śledztwo służb. Kolejne zgony turystów w LaosieSkutki powszechnej dostępności alkoholu, który można kupić na stacji benzynowej, w każdym sklepie i internecie, widać gołym okiem. – Czas spojrzeć prawdzie w oczy – my Polacy od pokoleń mamy skomplikowaną relację z alkoholem. Z jednej strony towarzyszy on praktycznie każdej okazji, od chrzcin po stypy, od sobotnich spotkań przy grillu po codzienne „relaksowanie się” wieczorem. Z drugiej strony, coraz częściej słyszymy o konsekwencjach tego, jak głęboko alkohol zakorzenił się w naszej kulturze. I tutaj warto spojrzeć na fakty – zwraca uwagę Antonowicz.Ile kosztuje kultura chlaniaTe rzeczywiście mówią same za siebie. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), przeciętny Polak powyżej 15. roku życia wypija rocznie około 11,7 litra czystego alkoholu. To jeden z wyższych wyników w Europie. Dla porównania: bezpieczny poziom spożycia alkoholu – czyli taki, który nie zwiększa ryzyka zdrowotnego – wynosi… zero litrów. Tak, żadna ilość alkoholu nie jest całkowicie nieszkodliwa, a im więcej pijemy, tym bardziej ryzykujemy nie tylko zdrowiem fizycznym, ale także psychicznym. Alkohol zwiększa ryzyko nowotworów, chorób serca, depresji, a także problemów zawodowych. Na wyobraźnię niech zadziała fakt, że wbrew stereotypom my Polacy pijemy średnio w roku więcej niż Rosjanie! Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych wycenia koszty społeczno-ekonomiczne związane z nadużywaniem alkoholu na ponad 30 mld zł. Ze wszystkich badań wynika, że nadużywanie alkoholu jest jednym z czynników przyczyniających się do przemocy w rodzinie. Szampan dla dzieci a etykaNieetyczna jest możliwość kupienia w sklepie „szampana” dla dzieci czy gum do żucia w kształcie papierosów (pojawiła się petycja, by je wycofać) czy alkolodów (tutaj też zareagowała ministra zdrowia). Nieetyczne są wyjaśnienia Palikota, że wódeczka taka dobra i w ogóle nie szkodzi, trzeba tylko wiedzieć, jak pić. Zobacz też: Zmiany w sprawie sprzedaży alkoholu– Nie ma bezpiecznej dawki alkoholu. Nie istnieje dawka alkoholu, która działa – wskazuje psychiatrka Maja Herman.Ekspertka 30 października zamieściła w swoich mediach społecznościowych wpis, w którym przypomniała, że to dzień „napojów wyskokowych”. „Już wam tłumaczę, co to są napoje wyskokowe. To napoje, które pijesz i przez to wyskakujesz ze swojego zdrowia” – napisała. Cztery piwa w promocjiPrzytoczyła przy tym scenę z popularnego, sieciowego sklepu dodając, że to jedna z wielu ponurych anegdot dotyczących „kultury chlania” w Polsce. „Niedziela, 27.10. Przede mną czterech panów, wiek nieokreślony, ale u dwóch widać, że ciało jest wyniszczone piciem. Kupują 4 piwa (bo jest promocja), 8 piw, 0,8 l czystej i papierosy, 'połówkę' wódki ze źdźbłem trawy. Kierowniczka pyta, czy 'to co zwykle', jednocześnie mówiąc, że dzieciaki przychodzą, żeby kupować piwo bezalkoholowe”. Podobne spostrzeżenia ma Antonowicz. – Dziś zakup alkoholu jest dziecinnie prosty i całkiem atrakcyjny. Pominę nawet epizod z alkotubkami, które zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Fascynującym polem do obserwacji może być najzwyklejszy sklep osiedlowy, gdzie jeszcze przed otwarciem, wcześnie rano spragnieni klienci szarpią dramatycznie za drzwi. To samo tuż po zamknięciu późnym wieczorem – mówi. – Niezwykłą popularnością cieszą się tam „małpeczki” za 10 zł – małe, kolorowe, smakowe…jedna wypita na miejscu, zaraz po zakupie, między półkami, żeby nikt nie widział. Druga w kieszeń – będzie na później. Trzecia w drodze powrotnej z pracy i cztery piwa na potem. To naprawdę nie jest rzadki widok dla pracowników takich sklepów. Powszechna dostępność, niska cena i atrakcyjna forma ułatwiają drogę do nałogu – dodaje Antonowicz.Przeczytaj także: „Zabójstwo drogowe” w kodeksie? Minister: Jestem zwolennikiem tego rozwiązania– Alkohol jest wszechobecny. Święta? Wszyscy udostępniają sobie śmieszne filmiki, jak „przetrwać”. W skrócie: napieprzyć się i znieczulić alko. Nawalony wujek, bełkocząca ciotka – wszystko to uczy dzieci, że tak świat wygląda, że alkohol musi być, żeby świętować i się cieszyć. A dzieci uczą się przez modelowanie – mówi Herman. Jak uzupełnia Antonowicz, nieświadomie wprowadzamy dzieci w świat alkoholu, budując w nich określone nawyki i skojarzenia. – Kolorowe „szampany” dla dzieci, które podajemy podczas świętowania, czy symboliczne toasty, pozornie niewinne, stają się początkiem tradycji, która z czasem naturalnie przechodzi w używanie prawdziwego alkoholu. Podobnie dzieje się, gdy podajemy dzieciom bezalkoholowe piwa – choć dla dorosłych mogą być one jakąś alternatywą właśnie, aby nie pić alkoholu, to dla dzieci stanowią oswojenie z samym rytuałem picia piwa – mówi. – W związku z tym absolutnie nie powinno się takich produktów sprzedawać nieletnim. W praktyce jednak naprawdę łatwo nastolatkom, a nawet dzieciom zakupić samodzielnie takie napoje – tłumaczy ekspert.Co mogą samorządyRozwiązania są na wyciągnięcie ręki. To nie tylko konsekwentne punktowanie „influencerów” za promowanie alkoholu i wyciąganie wobec nich prawnych konsekwencji czy znaczne podniesienie cen napojów wyskokowych, co zresztą zapowiada wiceminister finansów Marcin Łoboda, ale także wprowadzenie ograniczeń dostępności alkoholu. Tu duże pole mają samorządy, które – jak potwierdził już kilka lat temu Naczelny Sąd Administracyjny – mają kompetencje, by wprowadzić zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych. NSA zwrócił uwagę, że takie działanie leży w granicach uprawnień władz lokalnych, przy czym nie jest konieczna interwencja ustawodawcy. Wystarczy odpowiednia uchwała samorządu. Z takiej możliwości skorzystał np. Toruń. W 2017 r. radni podjęli uchwałę o wprowadzeniu stałego zakazu sprzedaży, podawania i spożywania alkoholu powyżej 4,5 proc. na lokalnych stacjach paliw. Inne samorządy mają otwartą drogę, by pójść tym tropem. – Czas zacząć traktować problem alkoholizmu poważnie. Dostępność alkoholu w Polsce jest absurdalnie wysoka, a profilaktyka alkoholizmu wciąż pozostaje w cieniu – przekonuje Antonowicz. Zobacz też: Szalała w klubach nocnych, a niepełnosprawna córka umierała z głodu [REPORTAŻ]– Potrzebujemy większej inwestycji w edukację społeczną, w tym w szkołach, by uczyć młodych ludzi, że alkohol to nie niewinny element zabawy, ale substancja, która może zrujnować życie. Równie ważne jest zwiększenie dostępu do leczenia – zarówno dla osób uzależnionych, jak i ich rodzin. Profesjonalna psychoterapia, grupy wsparcia, specjalistyczne ośrodki…Tego wciąż brakuje, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach – mówi. I podsuwa rozwiązania. – Ograniczyć dostępność, wprowadzić i egzekwować środki prawne przeciwko prowadzeniu pojazdów pod wpływem alkoholu, ograniczyć reklamy, sponsoring i promowanie alkoholu, podnieść ceny i ułatwić dostęp do leczenia i profilaktyki. Inaczej nasz kraj cały czas będzie, jak to określił znany terapeuta od uzależnień Robert Rutkowski, pod „okupacją alkoholową”.