Część zapisów ustawy nastręcza trudności interpretacyjnych. Uchwalona po śmierci zakatowanego przez ojczyma ośmiolatka z Częstochowy ustawa Kamilka daje nowe narzędzia do ochrony dzieci przed przemocą. Ale trzeba ją poprawić. – Jesteśmy w połowie drogi do sprawienia, aby kilka tysięcy dzieci rocznie nie było katowanych przez rodziców, a nawet 30-40 nie ginęło z ich rąk – mówi posłanka Lewicy Anita Kucharska-Dziedzic, szefowa sejmowego zespołu ds. podmiotowości dziecka w prawie krajowym. W maju 2023, po wielu dniach walki lekarzy o jego życie, zmarł ośmioletni Kamil z Częstochowy. Chłopiec był maltretowany w domu. Jego ojczym rzucał dzieckiem na rozgrzany piec. Kamil był też bity. Ani pracownicy szkoły, do której chodził, ani przedstawiciele opieki społecznej nie zauważyli niepokojących – i ewidentnych – sygnałów świadczących o tym, że Kamilek doświadczał przemocy. Po jego śmierci szybko powstała ustawa mająca zapobiegać takim tragediom w przyszłości.Wprowadzone standardy ochrony małoletnich nakładają na dyrektorów placówek oświatowych konieczność weryfikacji personelu pod kątem niekaralności za przestępstwa na szkodę dzieci (obligatoryjna jest weryfikacja w Rejestrze Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym oraz przedłożenie zaświadczeń o niekaralności z Krajowego Rejestru Karnego), ustalają bezpieczne procedury w zakresie relacji między dzieckiem i personelem oraz pozwalają na wczesne reagowanie w przypadku podejrzeń o przemoc w rodzinie. Co z kierowcą? Ustawa, powstała w wyniku ponadpartyjnego porozumienia, nie jest jednak doskonała, a część jej zapisów nastręcza trudności interpretacyjnych. O tym, że „ustawa Kamilka”, czyli ustawa z lipca 2023 roku o zmianie ustawy kodeks rodzinny i opiekuńczy oraz niektórych innych ustaw wymaga poprawek, alarmowali zarówno dyrektorzy szkół, jak i przedstawicieli organizacji pozarządowych. Zobacz także: Ponad jedna trzecia Polaków dopuszcza bicie dzieciNajwięcej zastrzeżeń dotyczy kwestii zaświadczeń o niekaralności, które, zgodnie z ustawą, muszą przedstawiać zatrudnione w placówkach edukacyjnych osoby. I tu pojawia się problem, bo o ile dyrektorzy szkół już wcześniej sprawdzali w rejestrze przestępców seksualnych wszystkich pracowników dopuszczonych do bezpośredniej pracy z dziećmi lub opieki nad nimi, to teraz pojawiły się rozmaite interpretacje przepisów. Przykładowo, nie jest jasne, czy zweryfikowana powinna zostać także szatniarka lub kierowca szkolnego autobusu czy artyści, którzy przyjeżdżają na występy. Pojawiają się także pytania dotyczące rodziców, chociażby w aspekcie towarzyszenia dzieciom podczas szkolnych wycieczek jako opiekun. Czy oni również potrzebują zaświadczeń? Jak wskazują eksperci, wątpliwości nastręcza również kwestia powtórnego sprawdzania np. nauczycieli zatrudnionych w poradniach psychologiczno-pedagogicznych, sprawdzonych już przez dyrektorów tych placówek. Nad tymi kwestiami pochylił się Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek, który w stanowisku z 19 sierpnia tego roku i piśmie do ministra sprawiedliwości Adama Bodnara wskazał, że „nowelizacja nie w pełni odpowiada zasadom poprawnej legislacji”. Odniósł się m.in. do podnoszonych przez specjalistów i media problemów z prawidłowym rozumieniem i stosowaniem nowych przepisów, zaznaczając, że „obowiązek ścisłej weryfikacji może odstraszać potencjalnych pracowników, współpracowników i wolontariuszy jednostek prowadzących działalność związaną m.in. z wychowaniem, edukacją lub realizacją zainteresowań przez najmłodszych”. „Podjęto prace legislacyjne” „Organizacje i jednostki wyrażają wątpliwości wobec zakresu podmiotowego obowiązujących regulacji. Mają problemy z rozstrzygnięciem, czy są zobowiązane do dostosowania się do przepisów ustawy. Przykładowo: nie wie tego kierowca autobusu, który wozi dzieci na wycieczki. Dotyczy to też klubów sportowych, np. stadnin koni, organizatorów szkoleń online; urzędów organizujących warsztaty i spotkania - w tym również dla dzieci i młodzieży szkolnej; czy ustawa dotyczy wszystkich pracowników, nawet tych mających tylko pobieżny kontakt z dziećmi, np. pracujących w recepcji, czy występujących gościnnie z prelekcją, na jednorazowe zaproszenie jako gość honorowy lub specjalny; czy obowiązki wynikające z ustawy dotyczą prywatnych korepetytorów, jednoosobowych gabinetów psychologicznych, stomatologicznych” – pisze RPO. Zobacz także: Drastyczny wzrost treści z wykorzystywaniem dzieci. Odpowiedzią mObywatelDo pisma odniosła się Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, podsekretarzyni stanu w MS. „W oparciu o kierowane do Ministerstwa zapytania obywateli ustalono obszary wymagające interwencji legislacyjnej. W trosce o przejrzyste i jednoznaczne ustawodawstwo, tak istotne dla wszystkich obywateli: dorosłych oraz dzieci, które ustawa ma chronić, wszczęto prace legislacyjne, których celem jest usunięcie niejasności i zwiększenie funkcjonalności przepisów” - informuje w odpowiedzi. O konieczności stworzenia nowych zapisów, których celem miała być zwiększona ochrona dzieci, dyskutowano podczas obrad połączonych zespołów parlamentarnych do spraw dobra dziecka (Monika Rosa) i podmiotowości dziecka w prawie krajowym (Anita Kucharska-Dziedzic). To właśnie tam udało się osiągnąć ponadpartyjnych konsensus w sprawie ustawy. Dziś posłanka Lewicy Anita Kucharska-Dziedzic mówi: – Ustawa Kamilkowa została uchwalona w specyficznym momencie. Tragedia i zakatowanie dziecka wymagało wprowadzenia rozwiązań, o które latami bezskutecznie wnioskowało wiele środowisk, zwłaszcza organizacje pozarządowe. Wiele moich postulatów też się tam znalazło, aczkolwiek zatrzymaliśmy się jako ustawodawca w kilku miejscach w połowie drogi. Wiedzieliśmy, że dzieci są krzywdzone w miejscach publicznych – stąd standardy ochrony małoletnich, ale już teraz widać, że tworzone są bez wyobraźni, co i kto w danej placówce może zagrażać dzieciom. Posłanka przypomina, że zaświadczenia o niekaralności funkcjonują od 2017, jednak teraz ten obowiązek został rozszerzony o kolejne osoby i placówki. Ale, jak podkreśla, takie działania powinny być powiązane ze standardami dla danej placówki. – Bo wymaganie zaświadczenia o niekaralności dla konserwatora czy elektryka dokonujących napraw w szkole to już absurd – mówi polityczka. „Zaświadczenia niemiarodajne” Dodatkowo, uzyskanie zaświadczenia o niekaralności nie jest bezpłatne. Uzyskanie takiego dokumentu kosztuje 30 zł, a dostać je można w sądzie. To zysk dla państwa, a koszt dla ludzi, których - jak przypomina Kucharska-Dziedzic i na co wskazują NGO'sy – konieczność poniesienia opłaty może zniechęcać do współpracy z placówkami.– Po drugie, niekoniecznie są miarodajne, bo to, że ktoś nie został skazany, nie oznacza, że nie zagraża dziecku. W BABIE (stowarzyszeniu zapobiegającemu przemocy – przyp. red.) miałyśmy przypadek nauczyciela, którego skazano za krzywdzenie własnego dziecka po ośmiu latach. No i po trzecie: wolałabym, by ten obowiązek dotyczył tylko tych, którzy mogą pozostawać z dzieckiem sam na sam. Dla reszty raczej oświadczenia, a dla placówki możliwość wglądu w do rejestrów skazańców na podstawie udostępnionego PESEL – dodaje Kucharska-Dziedzic.Podkreśla przy tym jednak, że zmobilizowanie szkół było konieczne. Powód? Placówki zbyt rzadko inicjowały procedury Niebieskiej Karty i wnioskowały o wgląd sytuację dziecka, a nawet jeśli tak się zdarzało (zbyt rzadko, jak pokazała tragiczna historia Kamilka) – to system nie zapewniał (i wciąż nie zapewnia) odpowiedniej dalszej opieki i procedur. Święta władza rodzicielska Problemów jest więcej. Anita Kucharska-Dziedzic wylicza: brakuje miejsc w pieczy zastępczej, wciąż zdarzają się zabójstwa i samobójstwa dzieci, którym państwo nie zdołało na czas pomóc. Dodaje, że ogromnym problemem jest definicja „władzy rodzicielskiej” zamiast postulowanej przez środowiska eksperckie „odpowiedzialności rodzicielskiej”, a co za tym idzie - brak podmiotowego traktowania dzieci i nierespektowanie ich woli. – Znam przypadek ojca, który zgwałcił i pobił matkę na oczach dziecka, władzy rodzicielskiej nie stracił – opowiada. – Kilka tygodni temu była u mnie matka. Jej mąż stracił władzę rodzicielską nad niepełnosprawnym synem, którego nie akceptował, a do tego bił i poniżał. Ale wciąż ma pełnię władzy nad zdrową i śliczną córeczką, która to widziała i stawała w obronie brata. Kucharska-Dziedzic zwraca przy tym uwagę na atmosferę panującą w polskim wymiarze sprawiedliwości. – Sądy nie słuchają dzieci i nie respektują ich woli, bo mamy świętą władzę rodzicielską. Niby dziecko ma prawo do bycia wychowywanym przez oboje rodziców, ale to nie prawo dziecka, ale jego obowiązek. Efekt? Znam przypadek nastolatki, która pamięta, jak przed łaty tata ganiał za mamą z nożem, ale sąd kieruje ją na „terapię” więzi z ojcem do pieczy instytucjonalnej i zmusza do kontaktu z ojcem. I znam dziewczynkę, która nie akceptuje nowego partnera matki i chce być z ojcem. Sąd jednak decyduje inaczej, bo tata jest kierowcą i zbyt dużo czasu spędza poza domem. Dzieci są traktowane przedmiotowo aż do pełnoletności – opowiada.Zobacz także: Niemowlę pobite w Koszalinie. Rodzice usłyszeli zarzuty– Jesteśmy w połowie drogi do sprawienia, aby kilka tysięcy dzieci rocznie nie było katowanych przez rodziców, a nawet 30-40 nie ginęło z ich rąk – konkluduje. Jak wynika z raportu „Barometr postaw krzywdzenia dzieci w 2024 roku”, badania przeprowadzonego przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę, w ostatnim roku co piąty Polak był świadkiem stosowania kar fizycznych wobec dziecka. Aż 28 proc. nie zareagowało na to w żaden sposób. To znak, że przemoc wobec dzieci jest wciąż społecznie akceptowana. Dzieci, które doznają przemocy, najczęściej padają jej ofiarą z rąk bliskich. Ta przemoc może kosztować życie, jak pokazuje tragiczny przykład Kamilka. I dlatego zmiany są konieczne. Obowiązująca nowelizacja to krok w dobrym kierunku, bo udało się - w dużej mierze - usprawnić działanie szkół, placówek edukacyjnych i wychowawczych czy pomocy społecznej. Ale – jak zaznacza Kucharska-Dziedzic – wciąż nie udało się wprowadzić standardu obowiązującego w innych europejskich krajach, czyli zawieszania podejmowania decyzji w sprawach cywilnych/rodzinnych do czasu rozstrzygnięć w sprawach karnych. Oznacza to, że osoba, przeciwko której toczy się postępowania karne, ma pełnię władzy rodzicielskiej i kontakty z dzieckiem, które było świadkiem i (lub) ofiarą przemocy. A to kolejny absurd.