Wywiad z Jarosławem Kretem. – Ocieplenie klimatu to wynik tego, że się zagubiliśmy i przestaliśmy zauważać to, co powinniśmy dostrzegać na pierwszym miejscu. Zamiast dbać o swój dom, czyli o swoje środowisko naturalne, postanowiliśmy korzystać z niego ile się da. Bez namysłu i bez wszelkich ograniczeń – mówi Jarosław Kret, wieloletni dziennikarz TVP. I zdradza, że chciałby prowadzić własny program edukacyjny, którym będzie poruszał strunę wrażliwości widzów na przyrodę. ***Twoje życie składa się z rozstań i powrotów. I nie mam tu na myśli Twoich spraw miłosnych, tylko pracę. Ludzie sami sobie wybierają tych, z którymi chcą być. Tak jest w życiu uczuciowym. A w pracy jest podobnie. Kiedy poprzednia władza zmieniła zarząd telewizji, pragnąc zrobić z niej narzędzie propagandy, zostałem wyrzucony tak jak większość dziennikarzy. I powinienem być z tego dumny, bo pozbyto się mnie razem z kwiatem dziennikarstwa telewizyjnego. Z drugiej strony jednak był to dla mnie najtrudniejszy okres w moim życiu. Tracisz nagle pracę w czasie, gdy osiągasz największe sukcesy. Chwilę później tracisz też dom i oparcie w osobie, którą uważasz za najbliższą. To czynnik spustowy depresji. Zachorowałem na depresję. Siedziałem w domu u przyjaciół, oglądałem nocami filmy w tv, a w ciągu dnia nie wstawałem nawet z łóżka. Czułem się tak, jakby ktoś nagle założył mi na głowę garnek i zostawił w nim dwie dziurki, na oddychanie i szukanie jedzenia.Niebawem zacząłeś ponownie pracować. Kiedy powstała telewizja Nowa, wszystkich nas przygarnęła. Ale potem przestała istnieć i znowu nie miałem pracy. Utrzymywałem się więc z tego, co zarabiałem, prowadząc jakieś imprezy, i z tego, co jeszcze miałem zaoszczędzone.A potem poszedłeś do Polsatu.Skontaktowałem się z zarządem i mnie przyjęli. Ale to nie była „twoja” telewizja.Nie, bo ja się wychowałem na korytarzach TVP, występowałem tam już w latach 80., o czym niespecjalnie wcześniej wspominałem. Już w liceum byłem statystą, na przykład w Teatrze Telewizji i w różnych programach. Znalazłem nawet swoje stare zdjęcie, na którym stoję jako halabardzista obok Jana Frycza, to było w spektaklu "Elżbieta. Królowa Anglii". Brałem więc udział w tworzącej się historii TVP. Moja mama zresztą pracowała w telewizji, gdzie była główną księgową, zwłaszcza przy produkcjach zagranicznych. A ja włóczyłem się po korytarzach. Wiele razy siedziałem wśród publiczności w programie "Wielka Gra". Telewizja więc była jakby moim drugim domem.A tu nagle przychodzi do władzy PiS i wszystkich wyrzuca. Wiele osób zaskoczyło, że pozbyli się nawet prezentera pogody. Pisano o tym w różnych gazetach na świecie, porównując czystkę w telewizji do irańskiego reżimu. Kiedy więc Polsat dał mi schronienie i poczułem się znowu potrzebny, był to też rodzaj leku na moją depresję. Spotkało się tam sporo wyrzuconych z TVP i nasze rozmowy w kuluarach dotyczyły porównań, jak było "kiedyś u nas", a jak jest tu. Czuliśmy, że może w końcu wrócimy.No i wróciłeś. Tak, od razu, gdy TVP zaczęła funkcjonować pod nowym kierownictwem. Skontaktowaliśmy się w grudniu, a od stycznia wróciłem na antenę. Czytałeś komentarze w Internecie?Nie, bo nie używam ani Facebooka, ani Instagrama. W ogóle nie mam mediów społecznościowych, bo nie chcę ich mieć. To nie tak, że jestem staroświecki, ale telewizję oglądam w telewizji. A wiedzę o tym, jak mnie telewidzowie odbierają, zdobywam codziennie na ulicy, a poza tym jeżdżę bardzo dużo po Polsce na spotkania autorskie. I tam ludzie mówią mi, że są zadowoleni z mojego powrotu. Jak żyć bez telewizji, bez facebooka, instagrama?To proste. Nie muszę czytać żadnych wpisów internetowych, które są anonimowe i często nieprawdziwe. Nie chcę być elementem jakiejś gry, ani być wciągany w jakąś grę. Nie chcę być manipulowany i odczuwać, że ktoś mną manipuluje albo używa mnie do manipulacji innymi. Kiedyś zajmowałem się fotoreportażem, to była moja ulubiona forma narracji. I, kiedyś myślałem, że mógłbym dalej publikować na Instagramie, ale widzę, że to już nie jest to, co mnie „kręci”. Instagram to komercyjne medium, idzie w kierunku spłycenia wszystkiego, co ważne, to nie jest moja forma ekspresji. Poza tym nie daję sobie przyzwolenia na skrajny ekshibicjonizm, który mnie przeraża. Nie chcę tak o sobie opowiadać, ani tez nie chcę czytać o innych ludziach, jakie majtki kupili na lato, co przed chwilą zjedli i że zmienili fryzurę, bo naprawdę nic z tego nie wynika. W Wikipedii figurujesz jako dziennikarz, prezenter pogody, podróżnik. A ja bym dodała jeszcze, że ekolog. Bo jesteś przecież ekologiem, prawda?Myślę, że każdy wrażliwy człowiek skłania się ku temu, żeby dbać o środowisko, i to nie tylko segregując śmieci. Jeżeli ekologowi chodzi o to, żeby środowisko nie było dewastowane, to tak, mogę się nazywać ekologiem. Nie jestem nim z wykształcenia, ale z serca. Moje myślenie i wrażliwość wzięły się z przerażenia tym, co się w tej chwili dzieje z naszym światem. Wydaje mi się, że zgubiliśmy coś po drodze, a szczególnie u nas, w Polsce. W latach 90. zachłysnęliśmy się wolnością, a potem przez 20 kolejnych lat w Unii zachłysnęliśmy się rozwojem i rozpędzaniem gospodarki i bogaceniem się. A co stało się po drodze z naszą wrażliwością? Zgubiliśmy ją po drodze i coraz bardziej ją gubimy w pędzie cywilizacyjnym, a jej brak objawia się w najróżniejszych formach naszego życia i naszego zachowania np. w tych coraz bardziej zaostrzonych antagonizmach - co widać np. w tej bezkompromisowej walce politycznej.Kiedyś tego nie było. Nikt nikogo nie obrażał publicznie i nie obrzucał po chamsku epitetami. Dzisiaj nie ma hamulców. Politycy zresztą to bardzo specyficzny rodzaj ludzi. Choć nie wszyscy. Są jeszcze kulturalne wyjątki. Znam kilku, nawet bardzo porządnych, ale muszę przyznać, że należą tylko do jednej opcji - nie trudno oczywiście się domyślić, do której. A ta chamska większość upust swoim emocjom daje na antenie. W parlamencie, podczas obrad potrafią wyzywać się od bydlaków, czy pokazywać środkowy palec. A młodzi to chłoną. Zresztą czym żyje ostatnio młodzież? Co chwilę docierają do nas informacje, że ktoś rozpędzonym samochodem wjeżdża w ludzi zgromadzonych na przystanku, zabija całe rodziny, i nagle okazuje się, że największą fascynacją młodych ludzi jest mieć jak najszybszy i największy samochód, żeby wszystkim imponować. Kompletnie nie zwracają uwagi na to, co dzieje się wokół nich w społeczeństwie. I nie czują odpowiedzialności za to, jaka będzie przyszłość. Jaki Ty masz samochód?Normalny, dla ludu. Kiedyś wymyślili go Niemcy. Nazwali go „samochód dla ludu”. Mój samochód jest wygodny, mogę dojeżdżać nim do siebie na wieś i do pracy, mogę jeździć nim po wertepach. To volkswagen - moja jeżdżąca szafa. Samochód jest dla mnie narzędziem, a nie eksponatem, z którego powinienem być dumny i tylko myśleć, jak go ulepszyć, co mu dokupić, czy co mu jeszcze zamontować. To domena ludzi z kompleksami. Ja nic nikomu nie muszę udowadniać. I pod tym względem na pewno jestem ekologiem, bo - oczywiście, korzystam z dobrodziejstwa cywilizacji, ale wyłącznie z pobudek czysto praktycznych, a nie po to, żeby komuś imponować. Bo to nie auto, czy jakaś inna zabawka cywilizacyjna, ale natura jest przede wszystkim tym, co jest nam nieodzowne. Kiedy nagle znajdujemy się sytuacji stresowej, np. kiedy lecimy samolotem (nie wszyscy znoszą ten fakt ze spokojem). Otóż kiedy ja latam samolotem, to nie oglądam filmów o zabijaniu, ale różne filmy przyrodnicze. To uspokaja. To jest właśnie cudowna właściwość natury. Obcowanie z naturą uspokaja nas, nastraja refleksyjnie, pobudza szare komórki do wszechstronnej pracy. Natura uczy nas wrażliwości. Po prostu czyni z nas dobrych ludzi.Uważam, że w mediach wszelkiej maści, czy to internetowych, czy też w radiu, w kinie, a przede wszystkim w telewizji za mało wciąż jest programów opowiadających o otaczającej nas przyrodzie, o naturze. Moje najpiękniejsze telewizyjne wspomnienia z dzieciństwa to cudowne brytyjskie programy, jak "Świat, który nie może zaginąć" i pięknych cykle filmów dokumentalnych Davida Attenborougha w BBC. W ten sposób właśnie telewizja potrafiła kształtować moją wrażliwość.Wspomniałeś, że dojeżdżasz do siebie na wieś. Mieszkasz na wsi, a nie na Starówce jak kiedyś?Tak, uciekłem z Warszawy, bo w mieście dopadła mnie ciężka klaustrofobia. Zresztą na Starówce nie mogłem już mieszkać, bo miałem tam lokal kwaterunkowy, a że odziedziczyłem część mieszkania po rodzicach w Warszawie, to straciłem prawo do kwaterunku. Kupiłem więc ziemię 30 kilometrów od Warszawy i zacząłem budować dom. Nie jestem rolnikiem, ale uwielbiam rośliny, mam kilka jodeł i świerków, bo moja działka leży tuż pod lasem. Chcę też posiać łąkę kwietną, żeby przychodziły do niej zwierzaki. Sarenki już się pojawiają. A także dziki, łosie, lisy, bażanty i zające. Szkoda tylko, że moja mama umarła w lutym, a ja wprowadziłem się tutaj dopiero w wakacje. Ale przychodziła i przyglądała się budowie. A ja chciałem, żeby miała też tutaj swój spokojny kąt z własną łazienką i osobnym wejściem. A Twój syn Franek mieszka z Tobą?Mieszka z mamą, bo musi chodzić do szkoły. Ale tutaj ma też wydzielone swoje królestwo. Jest przeszczęśliwy, kiedy do mnie przyjeżdża na weekendy. A ostatnio spotkało nas przedziwne wydarzenie. Rano odsłoniłem okno i widzę, że na tarasie siedzi mały ptaszek ze złotym czubkiem na głowie, Chwyciłem za telefon, żeby go sfotografować, otworzyłem drzwi na taras, wychodzę, a on na mnie patrzy. To najmniejsze wróblowate ptaszki, nazywają się mysikróliki. Pytam go: Biedaku, co ty tutaj robisz? A on podrywa się, wskakuje na stojący obok mnie mebel i patrzy mi prosto w oczy. A potem wskakuje mi na ramię i tam siedzi. Oniemiałem. Posiedział tak chwilę, ja do niego gadałem. A potem powiedziałem: No dobra, to już leć sobie. I poleciał. To brzmi naprawdę niewiarygodnie, ale pomyśleliśmy z Frankiem, że to moja mama lub mój tata przylecieli do mnie, żeby powiedzieć, jak im się mój nowy dom podoba. Franek był zachwycony. Był głodny?Nie, teraz, po tym wyjątkowo ciepłym lecie jest wciąż mnóstwo robaków, owadów, ptaki są wręcz przejedzone. Zresztą wokół mnie lata ich tutaj bardzo dużo. Ale ten jeden jakby przyleciał specjalnie do mnie. Może wyczuł w Tobie dobroć. Wyczuł we mnie człowieka, który kocha naturę.No tak, jako prezenter pogody musisz być miłośnikiem natury. Ja to bym nazwała Cię nawet głównym ekologiem kraju.Naturę kocham od zawsze. W prognozach często wprowadzam tak zwaną wartość dodaną, czyli opowiadanie o przyrodzie. Nawet jedno czy dwa zdania wtrącone w prognozę pogody robi swoje, bo przenika do ludzi w sposób nawet niezauważalny. A ja staram się uwrażliwić wszystkich, którzy słuchają, dlaczego powstaje mgła, albo dlaczego będzie padał deszcz. Nie mówię tylko, co będzie, ale też o tym, dlaczego to się dzieje. Dlaczego mamy takie ocieplenie klimatu?Ocieplenie klimatu to wynik tego, że się zagubiliśmy i przestaliśmy zauważać to, co powinniśmy dostrzegać na pierwszym miejscu. Zamiast dbać o swój dom, czyli o swoje środowisko naturalne, postanowiliśmy korzystać z niego ile się da, bez namysłu i bez wszelkich ograniczeń. Ludzkość się zagubiła. Wobec tego jak to naprawić?Edukacją. I to właśnie jest zadanie telewizji. Edukować ludzi trzeba od trzeciego do 103. roku życia. A ja edukuję ich nie przez łopatologię, wychodząc z założenia, że, jak to mówił telewizyjny profesor mniemanologii stosowanej Jan Tadeusz Stanisławski: Mądry i tak zrozumie, a głupi przynajmniej się zastanowi. Staram się więc oddziaływać na telewidzów tak, żeby przynajmniej przypomnieli sobie, że rozumieją, naprowadzając ich na ważne tory myślenia. Nie podaję wszystkiego na talerzu, tylko też między wierszami. Zresztą w prognozie pogody nie mam zbyt wiele czasu na jakieś dywagacje. A poza tym w krótkiej formie czuję się najlepiej, więc daje mi niebywałą radość tworzenia, kiedy mogę przyćmić jakąś wiedzę w dwóch-trzech zdaniach. Jak interpretujesz końcówkę października z temperaturą +17 stopni?Zwracam na to uwagę, dbając o to, żeby nie przechodzić koło różnych zjawisk obojętnie. Często ubieram nawet informacje w dowcip, mówiąc, że mamy w tej chwili dwie pory roku, lato i „polecie” To nowa pora roku, którą właśnie wymyśliłem. Trzeba mówić ludziom coś, co ich zaskoczy. Wtedy o tym nie zapomną. Gdybym powiedział, że mamy dwie pory roku, lato i zimę, to natychmiast wyleciałoby im to z głowy. Jak Ty dbasz o ekologię?Unikam wszystkiego, co jest pakowane w plastik. Jesteśmy niechlubnymi twórcami nowej epoki. Nazywa się ona antropocen. Przykryliśmy ziemię plastikiem i śmieciami, i nie jest to powód do dumy. Staram się więc tego unikać. Nawet więc, gdy kupuję ser, to nie jest to pięć plasterków zapakowane w jedną plastikową paletkę, tylko kupuję duże opakowanie, żeby tych plasterków było ze czterdzieści. No i oczywiście segreguję śmieci, staram się być świadomym „użytkownikiem” taczającego nas świata.I starasz się nie współżyć z plastikiem. Tak, ale nie tylko o to chodzi. Wciąż i wciąż stawiam sobie nowe zadania - na miarę moich możliwości - oczywiście. Muszę być więc jak najbardziej ekologiczny, dzięki mojej pracy. I dlatego wymyśliłem sobie projekt programu przyrodniczo-podróżniczego, który będzie miał bardzo dużo wątków uświadamiających nam, jak nierozerwalnie jesteśmy związani z naturą. Nie chcę brzmieć dramatycznie, ale naprawdę nic dobrego z tego nie wyniknie, jeżeli będziemy niszczyć to, co nam natura daje.Oceany umierają, a od nich zależy przyszłość ziemi i ludzkości. I od oceanów zależy też pogoda. Wszystko, co dzieje się w pogodzie, jest głównie kształtowane poprzez kondycję oceanów. A ta kondycja jest zdeterminowana teraz katastrofą klimatyczną. Czyli właśnie ociepleniem klimatu. Lody w Arktyce topnieją dramatycznie i spływają do oceanów, a są słodkie i o innej gęstości niż wody słone, i o zupełnie innej zawartości chemicznej i...I to się odbija na rybach.Nie tylko. To ma wpływ na zakłócenie prądów oceanicznych, które kształtują naszą pogodę. Może się tak zdarzyć, że Golfsztrom, czyli prąd zatokowy, płynący bez przerwy z Zatoki Meksykańskiej na północ, wciąż kształtując pogodę u nas, zmieni swój kierunek i odwróci się na przykład w przeciwną stronę! Jakie będą tego konsekwencje, to nawet trudno sobie wyobrazić. Pogoda może nam na przykład zafundować półroczną srogą zimę w Europie. Pół roku z temperaturą minus 30. Wyobrażasz to sobie? Nie wiem, czy chcielibyśmy tego. Ludzie nie przyglądają się temu, co robią w skali globalnej. "I co z tego, że ja, taki malutki robaczek, wyrzucę śmieci plastikowe do lasu, przecież to niczemu nie zagraża". Tak myśli wielu z nas. A w lesie rosną sterty śmieci zatruwając środowisko.Bo ludzie myślą, że po nas choćby potop...A nie, że jesteśmy częścią wielkiego systemu. I każdy z nas jest za niego odpowiedzialny.Od czego powinniśmy więc zacząćPrzede wszystkim od uświadomienia sobie, że my to część natury. I że nie możemy wykorzystywać jej bezgranicznie. Do tego potrzebny jest bardzo przemyślany program edukacyjny.Taki jak Twój. Ma szansę na emisję?Nie. Ja mówię o kompleksowym, wielowarstwowym, wieloczynnikowym ogólnospołecznym programie edukacyjnym. A mój program telewizyjny to byłby ledwie trybik w tej ogromnej maszynie. Ale trybiki są ważne, bo jak jeden się zatnie, to maszyna może stanąć, a też jest czasem i tak, że do ruszenia maszyny brakuje jednego, małego trybiku. Musimy być tego świadomi. Jestem umówiony na rozmowę z szefem publicystyki TVP, bo muszę mu ten projekt przedstawić. To musi być program, w którym będę docierał do telewidzów i poruszał w nich strunę wrażliwości na przyrodę. A czerpać będę z mojego doświadczenia i doświadczenia wszystkich mądrych ludzi, których mogę do tego projektu wykorzystać. Wyobraź sobie, że na przykład działam w różnych międzynarodowych organizacjach, nawet takich, które zrzeszają prezenterki i prezenterów pogody. Są tam przede wszystkim osoby ze stopniami naukowymi, geografowie, klimatolodzy, meteorolodzy. Cały czas się wymienimy wiedzą i doświadczeniami. A to ledwie jedna z krynic mądrości, z których mogę czerpać wiedzę i kolejne doświadczeniaMyślę, że TVP zrobiła dobry interes, przyjmując Cię na powrót do pracy. A teraz, mam nadzieję, dając Ci do prowadzenia Twój ekologiczny program. Muszę to jednak udowodnić. Teraz, w listopadzie lecę do Tyrolu rozmawiać z prezenterami pogody z niemal całej Europy. Powoli, powoli ściągnę materiały z całego świata. A najważniejsze, żebym dostał swój czas w telewizji. A od czego Ty zaczynasz swoje wrażliwe i świadome życia każdego ranka?Przede wszystkim uświadamiam sobie, że nie wolno zachowywać się jak kura. Nie robię pod siebie i nie wydziobuję niczego z tego, co zrobiłem. A my się przecież tak zachowujemy. Zanieczyszczamy świat, a potem z tego zanieczyszczenia wydłubujemy dla siebie jedzenie. Bo czym na przykład jest intensywna gospodarka rolna, czym jest sztuczne nawożenie, jak nie tym? Musimy przyjąć wielopiętrowe myślenie i działanie, i uwrażliwiać wszystkich, którzy chcą nas słuchać. Pamiętać, że otacza nas przyroda, a nie tylko autostrady, samochody i telefony komórkowe.To nie jest nasz prawdziwy świat. Tak naprawdę jest nim to, co widzimy za oknem, przecierając rano oczy. Przyglądajmy się temu. Przyglądajmy się ptakom. Przyglądajmy się drzewom, krzakom, trawie. Nie ścinajmy jej co chwilę. Zadbajmy o żaby i nietoperze. Zauważajmy jeże. Zadbajmy o inne zwierzęta. Nie ogrzewajmy domów kopciuchami. Ja mam np. pompę ciepła, wydajną i ekologiczną. Mój dom jest tak skonstruowany, żeby był jak najmniejszym balastem dla środowiska naturalnego. My musimy zdać sobie sprawę, że nie wolno nam być balastem dla środowiska naturalnego. Myślę, że TVP Info Ci w tej edukacji pomoże. Też tak myślę. I to nie w prognozie pogody, na którą mam 2-3 minuty i mogę wpleść jedno najważniejsze zdanie, tylko w programie pokazującym, jak ta przyroda się nam odwdzięcza za wszystko, co dla niej robimy, albo co robimy przeciwko niej. Nie jesteś tylko pogodynkiem…Staram się. Działam. Piszę książki, jeżdżę na spotkania autorskie, edukuję, podróżuję. To dzięki temu pokonałeś depresję?To była długa terapia u psychologa. Bardzo długa praca ze sobą, nad sobą. Ha, chodziłem na akupunkturę do pań z Mongolii. Pomogli mi też moi znajomi prezenterzy pogody z całego świata. Pamiętam, że na jednym z naszych kongresów, w Austrii, zawiozłem ze sobą moje prognozy z Nowej TV, gdzie wymyśliłem przezroczyste mapy pogody. Wszyscy się nimi zachwycili. Jedna z bogatych arabskich telewizji chciała nawet ten patent kupić. Zdobyłem wtedy nagrodę, statuetkę, ale najważniejsze było to, że w tej wciąż ciężkiej chwili jednak znaleźli się ludzie mi bliscy, którzy dali mi do zrozumienia: Jarek, ty jesteś coś wart. Najważniejszą terapią jest, gdy ktoś cię docenia i znajdujesz sens w tym, co robisz. A odnajdujesz go wtedy, gdy czujesz akceptację dla swoich działań. Powoli, powoli zacząłem więc z tej depresji wychodzić, a potem... przyszła wiosna.