Potomkowie nazistów i ofiar Holocaustu, którzy wspólnie idą w Marszu Życia, zatrzymali się w Warszawie. To ostatni punkt trasy, która na mapie Polski tworzy Gwiazdę Dawida. Celem marszu jest dla nich pozbycie się negatywnych emocji, upamiętnienie oraz przeproszenie w imieniu rodziców lub dziadków. Przede wszystkim jednak marsz to stanowczy sprzeciw wobec antysemityzmu. – <i>Mój dziadek był zbrodniarzem wojennym, sądzonym w procesach norymberskich. Bił, maltretował, znęcał się i zabijał Żydów i Polaków. Jestem tu po to, by prosić o wybaczenie</I> – mówi Markus Demmer. <br/><br/> W 1945 roku dziadek Demmera trafił do sowieckiej niewoli. Po 11 latach wrócił do Niemiec. <br/><br/> – <i>Uznano, że już dość się nacierpiał. Ale najbardziej wciąż przeraża mnie to, że do emerytury był w Niemczech policjantem, a Niemcy wypłaciły mu odszkodowanie, za które wybudował dom</I> – wyjaśnia wnuk nazisty, który do Polski przyjechali przeprosić i zaprzyjaźnić się z Polakami. <br/><br/> Podobne historie noszą w sobie wszyscy uczestnicy Marszu Życia, którzy odwiedzają każde miejsce, gdzie ich przodkowie brali udział w zagładzie. <br/><br/> – <i>Moja babcia była odpowiedzialna za przydzielanie robotników przymusowych do różnych firm. Decydowała też o tym, kto nie jest już zdolny do pracy i kiedy trafi do obozu koncentracyjnego. Opowiadając mi o tym, mówiła tylko o faktach. Zupełnie bez emocji</i> – opowiada Franziska Eckert. <br/><br/> W zorganizowaniu marszu pomogło wielu Polaków, wśród nich Zbigniew Judasz. Choć zawodowo zajmuje się czymś innym, nie mógł, jak mówi, nie zaangażować się w taki projekt. Zrobił to z potrzeby serca. <br/><br/> – <i> Polska jest takim krajem, który bardzo potrzebuje tego typu inicjatyw, jak Marsz Życia. Na naszej ziemi w czasie wojny zginęło bardzo, bardzo wielu ludzi. I takie wydarzenia jak to, które miało dzisiaj miejsce, kiedy przyjeżdżają Niemcy, zwykli ludzie, są to często potomkowie żołnierzy niemieckich, czyli ludzi, którzy pracowali w czasie wojny na terenie Polski i są w stanie powiedzieć: „mój dziadek budował ten obóz chce przeprosić wszystkich ludzi, którzy w jakikolwiek sposób ucierpieli z tego powodu. To my, naród niemiecki, jesteśmy winni tego, co się wydarzyło w czasie wojny". Myślę, że to zmienia rzeczywistość tak naprawdę w Polsce. Biorąc pod uwagę fakt, że w wielu krajach dochodzi do pomyłek, gdzie byłe obozy niemieckie są nazywane polskimi </i> – wyjaśnił. <br/><br/> Wielu Niemcom dotarcie do prawdy zajęło lata. W ich domach nie mówiło się o przeszłości. Jak podkreślił Judasz, byli naziści twierdzili, że w czasie wojny wykonywali zwykłe zawody, telegrafisty czy elektryka, zatajali natomiast fakt, że pracę wykonywali w obozach. <br/><br/> Elektrykiem w obozie był dziadek Baerbel Pfeiffer. Ona sama dowiedziała się o tym po latach poszukiwań. <br/><br/> – <i>Teraz już wiem, że mój dziadek otoczył obóz Auschwitz drutem kolczastym pod napięciem. Był też odpowiedzialny za instalacje w komorach gazowych. U nas w domu nigdy się o tym nie mówiło. Ale jak mogłabym milczeć, skoro wiem, że wysłał na śmierć kilka tysięcy ludzi</I> – wyznaje wnuczka nazisty. <br/><br/>Tadeusz Sobolewicz miał 17 lat, kiedy trafił do Auschwitz. Widoku drutu kolczastego nigdy nie zapomni. Tak samo jak bicia i kopania przez esesmanów. Mimo to zdobył się na wybaczenie. Jak podkreśla, inicjatywy, takie jak Marsz Życia, dużo dla niego znaczą. <br/><br/> – <i>Przyjeżdżacie do nas, do Polski, na tereny obozów, to świadczy o tym, że zdajecie sobie sprawę, co naziści niemieccy zrobili</I> – powiedział. <br/><br/> Potomkowie funkcjonariuszy Wehrmachtu, policji i SS przyjechali do Polski też po to, by udowodnić, że nawet jeśli prawda bywa bolesna, chcą ją znać. <br/><br/> Markus Demmer przyznaje, że choć nie jest to proste, jest świadkiem pojednania. – <i>Są takie momenty, że jestem najszczęśliwszy na świecie</I> – podkreślił.