Relacja z USA. Na kilka dni przed wyborami Donald Trump odrabiał straty w sondażach. Jak to zrobił, mogłem obserwować w Karolinie Północnej, jednym ze stanów, gdzie rozstrzygnie się wynik wyborów w USA. Asheville to liczące niecałe 100 tys. mieszkańców miasto. Ma opinię „liberalnego”. W amerykańskiej skali to miasteczko, ale jest położone w Karolinie Północnej. To tak zwany swing state, czy jeden z kilku stanów, gdzie rozstrzygną się losy amerykańskich wyborów. W czasie kampanii były prezydent Donald Trump był tam kilkukrotnie. Nietzsche i buty z metalowymi noskami W Asheville zbliżało się południe. Stałem w kolejce do Audytorium Thomasa Wolfe'a, gdzie miał przemawiać Trump, ale byłem jeszcze sześć przecznic od wejścia. Z nieba lał się żar. Zwolennicy Kamali Harris maszerowali obok z transparentami. Po ulicach krążył wojskowy humvee z plakatem reklamującym duet Harris – Walz oraz flagą z napisem: „Trump przegrał”. Do planowanego wystąpienia Trumpa zostały jeszcze cztery godziny, a my tak samo długo tkwiliśmy w kolejce. Zaskakujący był jej różnorodny skład. Na Trumpa czekały rodziny z dziećmi, kobiety w średnim wieku oraz zaskakująco wielu nastolatków i studentów, którzy byli wyraźnie zafascynowani kandydatem Republikanów. Najbardziej zaskoczył mnie mężczyzna w wieku około 20 lat, który przedstawił się jako Deegan. Pracował jako elektryk i służył w Korpusie Piechoty Morskiej. Sprawiał wrażenie bardzo bystrego i sypał jak z rękawa przemyśleniami na temat wojska, gdzie służył w dziale zaopatrzenia. – Musieliśmy kupować młotki po 50 dolarów za sztukę, podczas gdy w Home Depot mogliśmy takie same kupić po 12 dolarów – złościł się. Koszty i rozmiary amerykańskiej armii, zamiast być powodem do dumy, były, jego zdaniem, „kamieniem u szyi państwa”. Dla niego wniosek był tylko jeden: zaangażowanie Ameryki w globalne konflikty jest zbyt kosztowne i powinno się natychmiast skończyć. Zobacz też: Wyścig o Biały Dom. Minimalna różnica między Harris a TrumpemZapytany o wsparcie NATO dla Ukrainy, stwierdził, że Sojusz stał się narzędziem amerykańskiej polityki zagranicznej, a inwazja Rosji na Ukrainę była nieuniknioną konsekwencją „drażnienia rosyjskiego niedźwiedzia”. • Chcesz dowiedzieć się więcej o wyborach w USA? Zachęcamy do lektury artykułów z serii #Wyjaśniamy StanyDeegan był oczytany. Miał sporo do powiedzenia na temat historii (cytował Lorda Palmerstona), ekonomii (krytykował libertariańskie sprowadzanie życia społecznego do kwestii ekonomicznych) i polityki (wspominał Nietzschego i zastanawiał się, co oznacza „śmierć Boga” dla utraty poczucia sensu w zachodnich społeczeństwach). Podczas rozmowy można było jednak dostrzec, że Deegan jest gotowy nie tylko na filozoficzne pogawędki. Otóż miał na nogach buty z metalowymi noskami na wypadek, gdyby spory między zwolennikami Trumpa i Harris przeniosły się na ulice. Na głównej ulicy, prowadzącej do miejsca spotkania z wyborcami, ustawiono barierki, które oddzielały sympatyków Donalda Trumpa od zwolenników Kamali Harris. Lepiej nie myśleć, co mogłoby się wydarzyć, gdyby ich zabrakło. Atmosfera była bowiem gorąca. W stronę kierowcy wspomnianego humvee krzyczano: „zdrajca!”. Z kolei jeden ze sprzedawców zimnych napojów i gadżetów Trumpa, wrzeszczał: „Powiedz NIE dz....e!” Miał na myśli wiceprezydent Harris. Putin i duma ze skazania Stojąc w tłumie zwolenników Trumpa można było również przekonać się, skąd czepią informacje. Zgromadzeni pytali się nawzajem, do jakich grup na Telegramie dołączyli. Telegram to aplikacja do wymieniania się wiadomościami. Oficjalnie została stworzona w celu obrony wolności słowa, ale dawno już jest uznawana za tubę rosyjskiej propagandy. Wśród innych ważnych źródeł informacji jest Tucker Carlson, były dziennikarz Fox News, który wsławił się m.in. tym, że przeprowadził w lutym kontrowersyjny wywiad z Putinem i zachwycał się Rosją. W pewnym momencie można było nawet usłyszeć, jak stojący tuż obok zwolennicy Trumpa zgodzili się, że wybory w 2020 r. zostały sfałszowane. Miał za tym stać nie kto inny jak George Soros. Były także gadżety reklamujące Donalda Trumpa jako przestępcę. To tylko potwierdza, że kłopoty z prawem byłego prezydenta wzmocniły sympatię wielu jego wyborców i pogłębiły jego wizerunek jako „ofiary systemu”. Po kilku godzinach spędzonych w tłumie można mieć pewność, że akceptacja ewentualnego zwycięstwa Harris będzie dla nich praktycznie niemożliwa. Zobacz także: O jeden żart za daleko. Portorykańczycy wściekli na RepublikanówTriki sztabowcówPo wielu godzinach w upalnym słońcu wreszcie dotarłem na przód kolejki. Na próżno. Agenci Secret Service zaczęli zawracać chętnych. Powiedziano nam, że audytorium już więcej osób nie pomieści i aby wejść trzeba czekać, aż ktoś inny wyjdzie. Na to nie było szans. Co najmniej tysiąc zawiedzionych osób zaczęło się rozchodzić. Dlaczego sztabowcy Trumpa zdecydowali się na tak niewielką salę? W mieście jest przecież inna, która mieści trzykrotnie więcej osób. Może nie docenili liczby zwolenników byłego prezydenta w miejscowości uznawanej za liberalną? Tego dnia w Ashville na własne oczy można się było przekonać, że pozytywne emocje wobec Trumpa są znacznie silniejsze, niż wskazywały na to sondaże i media głównego nurtu. A może organizatorzy specjalnie wybrali małą salę? Dzięki temu sprawili wrażenie, że poparcie dla Trumpa jest mocno niedoszacowane w stanie, w którym wygrał w 2020 r. o zaledwie jeden punkt procentowy. Zobacz również: Biden zagłosował. Skomentował rozdawanie pieniędzy za podpisyTydzień to w polityce epoka Główny punkt programu, czyli wystąpienie prezydenta Trumpa w Asheville, miało dotyczyć spraw gospodarczych. Plakaty za jego plecami reklamowały m.in. plany zniesienia podatku od napiwków. Wielu sztabowców liczyło, że były prezydent wreszcie skupi się na kwestiach merytorycznych. Nic z tego. Kandydat zaczął od pochwał dla kontrowersyjnego republikańskiego kandydata na gubernatora stanu, Marka Robinsona, krytykowanego m.in. za negowanie Holokaustu i chęć odebrania praw wyborczych kobietom. Następnie wyśmiał swoją przeciwniczkę, skupiając się na… jej wyrazie twarzy i twierdząc, że ma „uśmiech szaleńca”. Potem były kolejne żale i ostra krytyka obecnej administracji. Ostatnie sondaże pokazują, że to być może właśnie taki ton przynosi efekty. Na tydzień przed wyborami niewielka przewaga Harris w sondażach topniała. Ale, jak mawiał brytyjski premier Harold Wilson, „tydzień to długi czas w polityce”.*Fryderyk Boniecki, rocznik 2007, uczeń warszawskiego liceum. Interesuje się polityką USA, gdzie miał okazję obserwować na żywo kampanię Donalda Trumpa. Przeczytaj też: Trump nie umie przegrywać? Amerykanie o podważaniu wyników