Parówki, wybuchy i brzoza przyłączona do trabanta. MON opublikował raport na temat pracy podkomisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza. Wynika z niego między innymi, że na ponowne zbadanie przyczyn katastrofy smoleńskiej przeznaczono ponad 81 milionów zł z budżetu. Co pochłonęło tyle środków? Jakie wnioski wyciągnięto? Przedstawiamy najciekawsze teorie i egzotyczne pomysły słynnej podkomisji. Podkomisja do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej powstała w 2016 roku w wyniku zakwestionowania przez część wpływowych polityków PiS-u ustaleń Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, tzw. komisji Millera. Komisja Millera przedstawiła raport na ten temat 29 lipca 2011 roku.Jako przyczyny katastrofy wskazano między innymi złe warunki atmosferyczne, błędy po stronie pilotów i rosyjskich kontrolerów lotniczych. Komisja wykluczyła jednak wrogą interwencję, w tym wybuch na pokładzie samolotu lansowany przez podkomisję smoleńską Antoniego Macierewicza.Brzoza, czyli kluczowy dowód w sprawieJakie teorie na wyjaśnienie katastrofy przedstawiła podkomisja smoleńska? Pomysłów było dużo, jednak nie zawsze były spójne. Teorie łączył jednak podstawowy elementy wspólny, czyli wybuch na pokładzie samolotu, w wyniku wrogiej interwencji Rosjan.Jednym z podstawowych faktów na temat katastrofy jest zderzenie samolotu z brzozą, w wyniku czego oderwało się lewe skrzydło samolotu i doszło do zderzenia maszyny z ziemią. To właśnie ten fakt jest przede wszystkim kontestowany przez podkomisję smoleńską. „Eksperci” podkomisji tłumaczyli, że brzoza powinna zostać przecięta przez skrzydło samolotu, a następnie maszyna powinna zostać ponownie poderwana do góry przez pilotów. Wniosek? Zderzenia z brzozą nigdy nie było.– Samolot powinien pościnać te drzewa i sobie dalej poradzić. To znaczy, kiedy zaczął iść do góry, to brzoza o średnicy 40 centymetrów nie powinna mu w tym przeszkodzić – komentował we wrześniu 2010 roku prezes PiS Jarosław Kaczyński, jeszcze przed powołaniem podkomisji smoleńskiej.Jak zbadać wypadek lotniczy? Przywiązać brzozę do trabantaEksperci podkomisji smoleńskiej wpadli prawdopodobnie na jeden z ciekawszych pomysłów w historii badania wypadków lotniczych. Zaprojektowano eksperyment z użyciem trzech rzeczy: trabanta, brzozy i tupolewa.Na czy dokładnie miał polegać eksperyment? Według projektu członkowie podkomisji mieli przywiązać do dachu trabanta brzozę. Następnie rozpędzić się autem i uderzyć w stojącego na płycie lotniska tupolewa. Prawdopodobnie po to, żeby potwierdzić, że skrzydło samolotu przecięłoby brzozę, ergo nie doszło do zderzenia z nią. Pomysł niestety porzucono ze względu na zbyt wysokie koszty eksperymentu.Mogło to być spowodowane faktem, że podkomisja smoleńska zniszczyła już jeden model tupolewa. „Eksperci”, w ramach badań dokonali demontażu „krytycznych części samolotu” bliźniaczej maszyny Tu-154 m o numerze 102.Członkowie podkomisji przekonywali, że „czynności prowadzone na samolocie TU 154M nr 102 umożliwiły wykonanie szeregu prac – pomiarów, testów – niezbędnych do kontynuowania badań i nie spowodowały utrudnień dla ewentualnych prac Prokuratury”. Jednak działania te doprowadziły od nieodwracalnych zniszczeń samolotu.Zobacz też: Wiceszef MON: Podkomisja Macierewicza zniszczyła i zagubiła części TupolewaParówki, puszki i sztuczna mgłaJak wspomniano wyżej, podstawowym wnioskiem podkomisji smoleńskiej był wybuch materiałów wybuchowych na pokładzie samolotu. Jak próbowano to udowodnić? Parówkami, oczywiście. Dr Andrzej Ziółkowski z Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN zaprezentował zdjęcie dwóch parówek pękniętych wzdłuż po zbyt długim gotowaniu. Zdjęcie miało zobrazować zniszczenia jakie wywołuje „wewnętrzne ciśnienie wywołane eksplozją”. Dowodem na działanie takiego ciśnienia miało być podłużne pęknięcie kadłuba Tu-154. Eksperci tłumaczyli także, na podstawie eksperymentu myślowego, z użyciem specjalistycznych narzędzi: młotka i puszki, że uszkodzenia samolotu (rozpad na wiele części) nie wyglądają po prostu jakby zderzył się z ziemią. W tym eksperymencie puszka symulowała maszynę (ze względu na zbliżony kształt), a uderzenia młotkiem zderzenie z ziemią. Wynik był oczywisty: doszło do wybuchu.Dowodem na wybuch w samolocie miały być także śladowe ilości materiału wybuchowego znalezione na szczątkach wraku. Podkomisja wskazała na użycie trotylu i heksogenu. Obie substancje są wykorzystywane do produkcji materiałów wybuchowych. Tę wersję częściowo potwierdziły trzy międzynarodowe instytucje: włoskie laboratorium(RCIS), brytyjskie (DSTL) i północnoirlandzkie (FSNI), które zbadało próbki pobrane z terenu katastrofy.Międzynarodowi eksperci doszli jednak do mniej szokujących wniosków. Badacze wskazali, że rzeczywiście na próbkach są ilości materiału wybuchowego, ale znikome i nie mogły doprowadzić do wybuchu. Wskazali także na fakt, że miejsce katastrofy znajdowało się na terenie wojskowym, a sam samolot „był eksploatowany przez wojskowych”.Macierewicz insynuował także, że trójka pasażerów Tu-154 przeżyły. Jak im się to udało? Przewodniczący podkomisji smoleńskiej stwierdził, że „może powiedzieć z olbrzymią dozą pewności czy prawdopodobieństwa, że relacje o tym, że trzy osoby przeżyły są wiarygodne”.– Mamy te informacje z trzech różnych, niezależnych źródeł. Przy czym dwie z nich pochodzą od ludzi, którzy – żeby tak oględnie powiedzieć, nie precyzując dokładnie i nie identyfikując do końca tych ludzi – (...) zawodowo zajmują się weryfikacją informacji – dodał.Macierewicz nigdy nie ujawnił „niezależnych źródeł”, ani nie przedstawił innych dowodów na potwierdzenie tych rewelacji.Według przewodniczącego podkomisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza nawet pogoda miała nie być dziełem przypadku, a wynikiem skrupulatnie przygotowanego rosyjskiego spisku. Dlaczego 10 września 2010 była słaba widoczność nad Smoleńskiem? Ustalenia podkomisji są szokujące, Rosjanie wypuścili „sztuczną mgłę”, żeby zmylić pilotów Tu-154.Władimir Putin dzwoni do podkomisji smoleńskiejDo niefortunnego wydarzenia doszło na jednej z konferencji podkomisji smoleńskiej. Jeden z jej kluczowych członków prof. Binienda łączył się na nią zdalnie za pomocą Skype'a. Niestety ekspert nie ukrył swojego nicku.Sytuację postanowiły wykorzystać internetowe trolle. Do profesora momentalnie zaczęły wydzwaniać konta pod nickami Władimir Putin, czy premier Donald Tusk. Antoni Macierewicz ocenił to zdarzenie jako „szersze działanie mające uniemożliwić nam komunikację z opinią publiczną”. – To nie pierwszy raz – dodał.Nie będzie więcej wybuchowych teorii?Działania komisji zostały skrytykowane przez ekspertów ds. wypadków lotniczych i Ministerstwo Oborny Narodowej. Podkomisja została zlikwidowana 15 grudnia 2023 przez szefa MON Władysława Kosiniak-Kamysza.W czwartek 24 października ukazał się 800-stronicowy raport na temat działań podkomisji smoleńskiej. Wskazano w nim między innymi na wątpliwej jakości ekspertyzy i zmarnotrawienie 81 milionów zł publicznych pieniędzy. – Będą sformułowane zawiadomienia do prokuratury – zapowiedział Władysław Kosiniak-Kamysz. A konkretnie 41 zawiadomień.Zobacz także: Rozliczenie podkomisji Macierewicza. Będą zawiadomienia do prokuratury