Grzegorz Bachański sternikiem PZKosz. Zaskoczenia nie ma. Grzegorz Bachański po raz trzeci został prezesem Polskiego Związku Koszykówki. Kibice tym wyborem zachwyceni nie są, ale nowy-stary prezes zapewnia, że chce łączyć środowisko i teraz skupi się na rozwoju. Życzymy powodzenia. Kiedy prezes Radosław Piesiewicz rozpisał przedwczesne wybory, tłumacząc się nawałem pracy w Polskim Komitecie Olimpijskim, do walki o fotel prezesa stanęło aż pięcioro kandydatów. Oprócz Bachańskiego, który jest w strukturach federacji od 1993 roku, byli to: obecny prezes Polskiej Ligi Koszykówki Łukasz Koszarek, były prezes PLK Jacek Jakubowski, była reprezentantka Polski Elżbieta Nowak oraz biznesmen i były koszykarz Filip Kenig. Najwięcej merytorycznych pomysłów miał ten ostatni. Kenig zyskał duże poparcie społeczne, ale Koszarek i Bachański (a nawet Jakubowski) tonowali zapał 45-latka. Według nich pomysły to jedno, a wprowadzenie ich w życie to drugie. Na czym najbardziej zależało Kenigowi? Przede wszystkim na zwiększeniu licencji zawodniczych w Polsce, na lepszym pomyśle na szkolenie oraz na promocji dyscypliny. Przykłady czerpie od najlepszych w Europie, bowiem na co dzień mieszka w Hiszpanii, gdzie w koszykówkę grają jego dzieci. Najbardziej niespodziewaną kandydatką była Elżbieta Nowak, która w kampanii skupiła się głównie na problemach koszykówki kobiet. Kiedy Bachański zaczął sugerować, że chciałby wykorzystać mistrzynię Europy z 1999 roku w związku, jasne się stało, że zawiązali sojusz. Przed wyborami mieliśmy więc dwa fronty: obecnej władzy (Bachański, Koszarek i Nowak) oraz opozycji (Kenig i Jakubowski, których poparł Marcin Gortat). Miażdżąca przewaga Podczas poniedziałkowego walnego zgromadzenia Jakubowski, wiedząc, że nie ma szans na zwycięstwo, zrezygnował z uczestnictwa. Taką samą decyzję podjęli Koszarek i Nowak, którzy dodatkowo poparli Bachańskiego. Piastujący przez ostatnie sześć lat rolę wiceprezesa związku Bachański wygrał z Kenigiem miażdżącą przewagą 74:11 (głosowało 85 delegatów - 16 przedstawicieli klubów ekstraklasy męskiej, 10 żeńskiej oraz 59 reprezentantów 16 okręgowych związków koszykówki). Kibice przyjęli ten wybór - delikatnie rzecz ujmując - z niezadowoleniem. Bachański jednak obiecuje, że ta kadencja będzie inna niż dwie poprzednie, bo wówczas - jak tłumaczył w rozmowie z tvp.info - skupiał się na spłacie długów. – Jeżeli 80 procent czasu zajmuje panu proces oddłużania organizacji, to jest mniej czasu na kwestie prorozwojowe (…). Dopiero w 2020 roku zanotowaliśmy dodatnie kapitały własne, czyli tak naprawdę 10 lat zajęło nam oddłużanie związku – mówił przed wyborami. Co dalej? Teraz sytuacja związku i ligi są stabilne, są sponsorzy, jest partner telewizyjny. Nic, tylko działać. – Jestem przekonany, że z Jackiem Jakubowskim i Filipem Kenigiem możemy znaleźć wspólną płaszczyznę do dalszych działań. Będę o to zabiegał i zapraszam ich do współpracy – powiedział po wyborze na prezesa. Zobaczymy czy za słowami pójdą czyny. I czy faktycznie, jak mówił w kampanii, będzie chciał wykorzystać świeże spojrzenie i energię Keniga. Jeśli tak się nie stanie, polaryzacja w środowisku koszykarskim tylko się pogłębi. Radosława Piesiewicza, który do tej polaryzacji się przyczynił, w federacji już nie ma, dlatego Grzegorz Bachański może zapisać nową kartę w historii polskiej koszykówki. Bo Mateusz Ponitka i Marcin Gortat muszą grać do jednego kosza. Czy nowemu prezesowi starczy energii i zapału? Oby…