Rozmowa tvp.info. Łukasz Koszarek po zakończeniu kariery zawodniczej został prezesem Polskiej Ligi Koszykówki. Teraz kandyduje na prezesa Polskiego Związku Koszykówki, a jego rywalami w wyścigu o tę funkcję są: Grzegorz Bachański, Filip Kenig, Elżbieta Nowak i Jacek Jakubowski. – Nie będę zaprzeczać, że dzięki prezesowi Radosławowi Piesiewiczowi mam drugie życie po karierze sportowca i on mi to w znacznym stopniu ułatwił – mówi Koszarek w rozmowie z tvp.info. Adrian Koliński: Trudno było nam się umówić na rozmowę. Kampania zajmuje tyle czasu?Łukasz Koszarek: Kampania to jedno, ale są też bieżące tematy związane z ligą. Naprawdę bardzo dużo się teraz dzieje.Dlaczego zdecydował się pan kandydować na prezesa PZKosz?Jest to kolejny krok w mojej karierze. To dobra okazja, żeby jeszcze lepiej poznać środowisko. Miałem okazję odwiedzić kluby, porozmawiać z ludźmi z okręgów, wymienić spostrzeżenia na temat rozgrywek. To były bardzo ciekawe, inspirujące rozmowy, prezesi klubów mają pomysł, w którą stronę powinna rozwijać się koszykówka. To dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie.I jak poszły te rozmowy? Kto deklaruje poparcie?Miałem kilkanaście naprawdę fantastycznych rozmów, ale trzeba poczekać do wyborów. Nie chcę deklarować, tak jak niektórzy kandydaci, że mam jakieś konkretne poparcie. Zapowiedzi to jedno, a życie może przynieść brutalną weryfikację.Wiele osób ze środowiska mówi, że jest pan człowiekiem Radosława Piesiewicza.Kompletnie mnie to nie boli. Każdy ma prawo do własnego zdania. Oczywiście nie będę zaprzeczać, że dzięki prezesowi Radosławowi Piesiewiczowi mam drugie życie po karierze sportowca i on mi to w znacznym stopniu ułatwił. Jestem w koszykówce 25, a może nawet 30 lat, przeszedłem każdy szczebel rozwoju, poznałem wielu ludzi i posiadam bogate koszykarskie CV. Ciągle pracuję na swoje nazwisko.Czytaj też: NIK rozpoczęła kontrolę w siedzibie Polskiego Komitetu OlimpijskiegoJak pan odbiera słowa Marcina Gortata, który nie widzi miejsca dla Łukasza Koszarka w PZKosz?Marcin jest jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym polskim koszykarzem w historii i to trzeba mu oddać. Głosi jednak tezy, które są bardzo atencyjne. Myślę, że wciąż boli go sprawa Adama Waczyńskiego, gdzie według mojej wiedzy on skłonił go do działania, jakie Adam podjął. I na nieszczęście dla Adama, sam na tym najbardziej stracił.Gdyby został pan prezesem, widziałby pole do współpracy z Gortatem? Bo kandydaci mówią, że Marcina trzeba wykorzystać w polskiej koszykówce.Bez wątpienia trzeba go wykorzystać, natomiast najważniejszą sprawą jest to, czy on chce działać zespołowo. Koszykówka to gra zespołowa, nie tylko na boisku, ale także poza nim. Widzę pole do rozmowy z każdym, natomiast Marcin musi odpowiedzieć na pytanie, czy chce współpracować dla dobra polskiej koszykówki. Na razie mówi, że z tym by chciał, a z tamtym nie.Grzegorz Bachański powiedział, że bardzo podoba mu się obecna kampania, bo jest pozytywna. A jak pan ją ocenia?Faktycznie jest mało ataków. Tak naprawdę najwięcej negatywnych emocji pochodzi od osób, które nie stratują. Kampania stara się być merytoryczna, chociaż przyznam szczerze, że brakuje mi więcej konkretów ze strony kandydatów, których nie ma obecnie w strukturach związkowych. Oczywiście mają pomysły, ale brakuje mi wyjaśnienia, jak chcą je wdrażać w życie, kim chcą to robić. Na razie to są ogólniki, które się pięknie czyta, natomiast proszę mi wierzyć, że jak się wchodzi w struktury, to pięknymi słowami nic się nie zrobi.Co chciałbym pan zmienić w polskiej koszykówce?Na pewno chciałbym zmienić system ekwiwalentów szkoleniowych. W tym momencie to jednorazowa opłata klubu, który przejmuje młodego zawodnika. A chciałbym, żeby było to w formie swego rodzaju „tantiem”. Chodzi o to, by nie był to koszt tylko jednej drużyny w ciągu całej kariery danego zawodnika. Dzięki temu te koszty jednorazowo będą dużo niższe. Wszyscy kandydaci mówią też o szkoleniu, żeby zaproponować większe środki na szkolenie trenerów, ale nie wiem czy wszyscy wiedzą, jak to zrobić. Uważam, że trzeba stworzyć młodzieżową szkołę trenerów, bo na razie kształcimy tylko szkoleniowców ligowych.Nie jest też tak, że cały związek trzeba zburzyć, bo pracują tu ludzie, którzy mają dobro koszykówki we krwi. Podoba mi się np. pomysł Karola Gryko, dyrektora sportowego PZKosz, który proponuje, by do 14. roku życia nie było mistrzostw Polski, tylko Olimpiady Młodzieży, żeby wynik nie był najważniejszy i trenerzy nie walczyli między sobą w tych najmłodszych grupach. Trzeba zarazić młodych ludzi miłością do koszykówki i walczyć o to, żeby ich rozwój był na pierwszym miejscu.Trzeba też oczywiście zająć się marketingiem, pamiętając o naszej historii. Za cztery lata mamy stulecie związku i to jest świetny moment, żeby popracować nad tym, żeby koszykówka była widzialna i słyszalna w całej Polsce.Ale jak to zrobić? Bo np. oglądalność meczów ligowych jest bardzo słaba, pomimo dobrych wyników reprezentacji.Reprezentacja jest i będzie kołem zamachowym całej dyscypliny i widzimy to chociażby na przykładzie siatkówki. Mecz musi być świętem, spotkanie koszykarskie musi być wielkim wydarzeniem, żeby zauważyli to też ludzie spoza środowiska. Niektórzy chcą przyjść na event, zobaczyć trochę sportu, ale też innych rzeczy, które dzieją się dookoła. Fajnie by było, gdyby kluby stwarzały takie eventy, żeby od najmłodszych lat wpajać pasję do koszykówki. Ściśle współpracujemy z naszym partnerem telewizyjnym, na antenach Polsatu już teraz znaleźć można mnóstwo koszykówki. Pracujemy nad tym, by transmisje były jeszcze bardziej atrakcyjnym produktem dla widza.Grzegorz Bachański powiedział, że nie wyklucza porozumienia się z innym kandydatem. Pan też bierze taką opcję pod uwagę?Ta pierwsza kampania jest dla mnie świetną nauką. W sporcie najważniejsza jest wygrana i dotyczy to także działaczy. Dobro koszykówki jest dla mnie najważniejsze. Podobnie jak Grzegorz Bachański nie wykluczam możliwości wsparcia kandydata z odpowiednim doświadczeniem i gwarantującym odpowiedni kierunek rozwoju koszykówki.Czytaj też: Elżbieta Nowak, kandydatka na prezesa PZKosz: Trzeba wrócić do trzech Polek na parkiecie