Wybory między Rosją a Europą. Z jednej strony prozachodni rząd, który wyłożył się na sprawach krajowych, ale stanowi jedyną szansę na akcesję do UE. Z drugiej opozycja, mniej lub bardziej grająca na Rosję, która tylko wspiera swoich mołdawskich przyjaciół i chce dla nich jak najlepiej. W niedzielę wybory i referendum – rząd zagrał va banq. W przededniu wyborów doszło do rosyjskiego cyberataku na serwery tamtejszego parlamentu. W niedzielę 20 października obywatele Mołdawii wybiorą prezydenta i zagłosują w referendum w sprawie akcesji do UE. Na szali jest ogromna stawka, a to i tak tylko przedsmak przed wyborami parlamentarnymi w lutym przyszłego roku, które ustawią kierunek krajowej polityki na lata. W tle tego wszystkiego jest Rosja, która chce odzyskać kontrolę nad satelickim krajem i wciągnąć go do własnego klubu, zamiast pozwolić, by wymknął się do UE.Wybory prezydenckie w Mołdawii 20 października. Kto jest kim?Do wyborów stanęło 11 kandydatów. Wciąż, mimo rosnącego rozczarowania rządzącą, prozachodnią partią PAS (Działania i Solidarność), przewagę ma nieformalna liderka ugrupowania, obecna prezydent i zarazem pierwsza kobieta na tym stanowisku – Maia Sandu. Choć do reelekcji startuje jako kandydatka niezależna, to ona założyła PAS. Pierwszą turę ma w kieszeni. Ale oddala się prawdopodobieństwo rozstrzygnięcia wyborów już w pierwszej turze (powyżej 50 proc. głosów). A gdy dojdzie do drugiej, sytuacja się dla PAS skomplikuje. Bo druga tura zjednoczy przeciw niej opozycję, która jest otwarcie prorosyjska lub się z tym ukrywa. Obecnie według sondaży Instytutu Aspen i Watchdog (stan na 7 października) Maia Sandu ma 35,5 proc. poparcia.Zobacz też: Premier: To od nas Europa może brać lekcje, jak sobie radzić w trudnych warunkachNumer dwa w wyścigu – Aleksander Stoianoglo ma 9,9 proc., dalej Renato Usati (6,8 proc.). Ponad 22 proc. respondentów się nie określiło. Duże znaczenie dla wyborów będą miały decyzje mołdawskiej diaspory, wśród której miażdżąco wygrywa opcja prozachodnia. Stoianoglo reprezentuje Partię Socjalistów Republiki Mołdawii. Pochodzi z autonomicznego regionu Gaugazji, gdzie Rosja kupiła w zasadzie wszystkich. Był prokuratorem generalnym do 2023 r., gdy wszczęto przeciw niemu śledztwo ws. biernej korupcji, nadużywania pozycji i składania fałszywych zeznań.Ma doświadczenie samorządowe, ale nie w ogólnokrajowej polityce. Usati z kolei to skandalista i antyestablishmentowiec, rozpoznawalny, ale nie jest traktowany do końca serio, bez większego doświadczenia poza samorządami. Partia nie dowiozła?Po latach rządów prorosyjskich polityków i skandali korupcyjnych, obecna partia obiecała nowe rozdanie. I na wielu obietnicach się kompletnie wyłożyła. Zaczęła urzędowanie w niefortunnym momencie, bo 2021 r. Za jej czasów ceny gazu i prądu wzrosły czterokrotnie, inflacja dobiła w 2022 r. niemal do 30 proc., rząd potrzebował ponad roku, by obniżyć ją do poziomu 10 proc. (obecnie spadła do 5 proc.).Rządzącej partii nie udało się zreformować systemu sądownictwa. Nie zdołała przed dwa lata wybrać prokuratora generalnego czy zweryfikować uczciwość sędziów, nie mówiąc już o obiecywanym wyborcom rozliczeniu oligarchów współrządzących krajem w przeszłości. Kilka miesięcy temu PAS wydawał się pewniakiem, poparcie jednak wyraźnie zmalało.Dlatego partia postawiła na jedną kartę – akces do UE. Mołdawii przyznano status kandydata w 2022 r., co rząd przedstawia jako swój sukces. Zorganizowała referendum akcesyjne tego samego dnia, co wybory prezydenckie. Takie referenda nie są co prawda wymagane prawem unijnym, jednak wiele krajów wstępujących do UE je organizowała, przy czym zwykle na finiszu negocjacji, nie na początku.Dzięki temu ruchowi PAS w zasadzie pewne jest, że frekwencja w referendum przekroczy wymagane przepisami kworum (33 proc.). Stąd będzie już blisko do aktualizacji konstytucji o kwestię wstąpienia do UE. PAS-owi zabraknie paru głosów do wymaganych 2/3 tamtejszego parlamentu (PAS ma 63 na 101 miejsc).Czytaj także: Rosyjski szpieg w ambasadzie. Werbował mołdawskich urzędnikówPAS ryzykownie gra, upartyjniając tak kluczową kwestię dla narodu. Naraża się, że rozczarowani sytuacją w kraju obywatele zagłosują na złość, w sprzeciwie przeciwko jednej partii. Mogą popierać akces do UE, lecz ważniejsze jest dla nich codzienne życie, a wielu tej poprawy nie czuje.Wówczas jedyny niezaprzeczalny sukces przestanie być atutem. Z drugiej strony wiele może wygrać, dysponując poparciem władz UE, do tego taki ruch ustawia narrację polityki na przyszłe miesiące, wbije jednocześnie klin w szeroko rozumianą opozycję – ci, którzy tylko udają prozachodniość, będą musieli się określić – Unia albo Rosja. Sentyment w kraju wciąż jest silny. Według ostatnich badań Instytutu Aspen i WatchDog, poparcie dla wstąpienia do UE wzrosło z 56 proc. w kwietniu do 63 proc. we wrześniu. Chęć przystąpienia do klubu przyjaciół Rosji, czyli Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej nie przekracza 20 proc. Notowania UE w Mołdawii rosną współmiernie do spadku zaufania społecznego do Władimira Putina, które zaczęło w sondażach spadać od inwazji na Ukrainę. Rosja i wybory w MołdawiiW tym wszystkim jest oczywiście Rosja. Mołdawskie władze wprost mówią, że Kreml ingeruje w wybory. W listopadzie ubiegłego roku miał wydać 55 mln dol. na mieszanie się do lokalnych wyborów, jakie przeprowadzono w Mołdawii.Tamtejsza policja poinformowała, że wykryła 130 tys. przypadków przekupstwa – obywateli, którzy przyjęli korzyści finansowe w zamian za zagłosowanie w referendum na „nie”. To zauważalna grupa w liczącym niecałe 3 mln ludzi narodzie. Mieszkańcy biedniejszych rejonów są szczególnie podatni na takie naciski. Policja spodziewa się, że wspierane przez Rosję ugrupowania przestępcze będą próbowały zakłócać wybory. Do tego należy doliczyć sponsorowane przez Rosję ataki hakerskie, działania dezinformacyjne i propagandowe.Przeczytaj także: Szef MSZ w Kiszyniowie. „Rosyjska propaganda i wojna hybrydowa”Mołdawski MSZ twierdzi, że Rosja nielegalnie przesłała do tego kraju 15 mln dol. na korumpowanie wyborców. „Rosja ingeruje w proces wyborczy w Mołdawii, by storpedować jej starania o akcesję do UE; wydaje miliony dolarów, by pomóc kandydatowi, którego popiera” – głosi oświadczenie MSZ.Resort podał też, że „władze Rosji mogą w dniu wyborów w Mołdawii organizować nielegalny dowóz wyborców do lokali wyborczych w Moskwie, by wpłynąć na wynik głosowania”. W czwartek, jak podały służby prasowe, doszło do rosyjskiego cyberataku na serwery mołdawskiego parlamentu. Historyczna chwila dla MołdawiiWreszcie, jest jeszcze sprawa Ilana Sora. To przedsiębiorca i okryty niesławą mołdawski polityk, skazany na 15 lat za udział w aferze bankowej w 2014 r. Przebywa w Rosji, gdzie uzyskał obywatelstwo. Na niespełna miesiąc przed wyborami ufundował całodobowy kanał informacyjny, który ma „uświadamiać” wyborcom prawdziwe cele obecnej władzy. Choć mołdawski sąd konstytucyjny zakazał pierwotnej partii Sora udziału w wyborów, ten powołał na obczyźnie nowy blok – Zwycięstwo, a w Mołdawii poczęto rejestrować nowe ugrupowania powiązane nieformalnie z Sorem.Kreml zaprzecza wszystkim zarzutom o wtrącanie się do wyborów. Jednak w wydanym oświadczeniu prasowym stwierdza, że „wierzy iż wielu obywateli Mołdawii chce silnych powiązań z Rosją” i „odmawia im się prawa do mediów i polityków, jakich oczekują”.Zobacz też: Mołdawia reaguje na słowa Ławrowa i oskarża KremlJak mówił Biełsatowi Valeriu Pasa, kierownik mołdawskiego oddziału Watchdog, ostatecznym celem Rosji jest likwidacja Mołdawii jako państwa, a narracja prorosyjska ma powodzenie jedynie wśród starszych wyborców, którzy nie przystosowali się do zmian ustrojowych i z tęsknotą wspominają ZSRR. Jego zdaniem lokalni politycy nie podzielają gospodarczej i geopolitycznej wizji Rosji zamkniętej w formule Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej, próżno też szukać tam zwolenników „ruskiego miru”. „Ale kochają Rosję za pieniądze” – powiedział Pasa.