Komentarze politologów, – Desperacko szukam, żeby znaleźć coś pozytywnego w przemówieniu prezydenta i taki był początek o bezpieczeństwie, który miał zmylić słuchaczy. Można by to uznać za pozytywny element, gdyby nie to, że pozostała, zdecydowana większość przemówienia, była kompletnym bełkotem o sprawach, które są iluzjami albo w ogóle nie istnieją jako problem, albo są ujmowane po partyjnemu – powiedział portalowi tvp.info politolog profesor Radosław Markowski. Andrzej Duda rok po wyborach, w których wygrała Koalicja 15 Października, wygłosił w Sejmie orędzie, w którym ostro skrytykował niecałe dziesięć miesięcy pracy rządu. Zapytaliśmy politologów o ocenę przemówienia głowy państwa.– Trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś z samego PiS-u mógł mieć równie partyjną narrację o polskiej rzeczywistości. Wstyd, że mamy takiego prezydenta, ale niczego innego się nie spodziewałem. Niektórzy znani mi współobywatele ciągle są rozczarowani prezydentem Andrzejem Dudą. Ile razy można mu dawać szansę, żeby powiedział coś obiektywnie, sensownie i tak, jak przystało na głowę państwa, a nie na wysyłanego na posyłki emisariusza Kaczyńskiego? – mówi nam profesor Radosław Markowski, politolog z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk.Dodaje, że większość z tego, co mówił prezydent, jest „po trumpowsku nieprawdziwa”.– Prezydent nie rozumie, co jest w konstytucji napisane w sprawie mianowania ambasadorów. Nie rozumie, jakie są strategiczne decyzje dotyczące Centralnego Portu Komunikacyjnego. On jest, tak samo jak jego szef, osadzony mentalnie w początkach XX wieku. Nie rozumie, że klimat i geologiczne zmiany na naszej planecie nakazują nam natychmiast zaprzestać bełkotu o zwiększającej się liczbie energii, większej licznie lotów i hubów. Odwrotnie, ta bardziej światła ludzkość, do której chyba nie aspiruje Andrzej Duda, wie, że najważniejszym wyzwaniem jest sensowne ograniczanie konsumpcji, produkcji, a także latanie mniej po świecie, bo nie ma takiej potrzeby. Na kanale National Geographic Machu Picchu lepiej widać niż jak się tam pojedzie – uważa politolog.Jego zdaniem, „prezydent powinien uczulać społeczeństwo na wielkie zagrożenia i perswadować jak ratować planetę, a nie być miałkim, drobnym opowiadaczem o tym, kim byli rodzice jednego czy drugiego ambasadora, bo i to mu się przytrafiało”. – Czasami desperacko szukam, żeby znaleźć coś pozytywnego w przemówieniu prezydenta i taki był początek o bezpieczeństwie, który miał zmylić słuchaczy. Można by to uznać za pozytywny element, gdyby nie to, że pozostała, zdecydowana większość przemówienia, była kompletnym bełkotem o sprawach, które są iluzjami albo w ogóle nie istnieją jako problem, albo są ujmowane po partyjnemu. Widocznie dostał nakaz, że trzeba, bo niebawem ogłoszenie kandydata na prezydenta. PiS chce to zrobić pierwszy i takie przemówienie miało zmienić nastroje społeczne – podkreśla prof. Markowski.Jak dodaje, „w Polsce jest straszna parafialność politycznego myślenia”.– Na dodatek premier mógłby powiedzieć coś bardziej sensownego i strategicznie ważnego, ale musiał prostować kłamstwa. Prezydent cały czas mówił o roku rządzenia. Nie ma żadnego roku rządzenia. To decyzja spowodowała, że rząd ukonstytuował się w połowie grudnia, a ponieważ w tym okresie większość naszych rodaków ma dwie choinki w oczach, to tak naprawdę rząd zaczął rządzić na początku stycznia, więc jest to zaledwie dziewięć – dziesięć miesięcy, a po drodze były dwa razy wybory. Do tego największym wyzwaniem, które uniemożliwia temu rządowi skuteczniej zajmowanie się sprawami ważnymi dla Polaków, jest to, że przez osiem lat żyliśmy w państwie niepraworządnym. Odkręcanie tego okazało się trudniejsze, niż się wydawało i nie dokonuje się tak szybko, jakbyśmy wszyscy chcieli – zaznacza politolog.Czytaj także: Tusk odpowiada na orędzie Dudy. „Prezydent jednej partii”„Andrzej Duda pokazał butę i arogancję"W podobnym tonie wypowiada się doktor Renata Mieńkowska-Norkiene, politolożka z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.– To było przemówienie mocno polityczne, nie prezydenta Rzeczypospolitej, tylko prezydenta Zjednoczonej Prawicy. Miało na celu uderzenie w rząd, a właściwie Donalda Tuska i pomoc będącej w opozycji Zjednoczonej Prawicy w wygraniu wyborów prezydenckich, ponieważ to, o czym mówił Andrzej Duda, nawiązywało do kluczowych interesów Rzeczypospolitej, jej racji stanu. Chciał pokazać, że prezydent jest bardzo ważny, w związku z czym jego następca też powinien być z opcji, którą wspiera – podkreśla politolożka.Jak dodaje, „uderzenie w rząd i Donalda Tuska było bezpardonowe i nie w pełni związane z faktami”.– To wspieranie, wręcz szalone, bo prezydent z ogromną emfazą krytykował obecny rząd. W mojej ocenie to nie przystoi głowie państwa, tym bardziej że teoretycznie powinien zgodzić się z tym, co się dzieje na granicy, bo Donald Tusk wyszedł w kierunku wyborców prawicowych, a nie lewicowych, którzy są temu przeciwni. Andrzej Duda pokazał, że nie próbuje budować konsensusu, tylko wykorzystuje pomysły obecnego rządu, żeby jeszcze bardziej podzielić społeczeństwo – przekonuje dr Mieńkowska-Norkiene.Jak dodaje, „prezydent pokazał też, że rola jednoczenia społeczeństwa nie interesuje go i nawet na koniec kadencji nie chce się wznieść ponad dzielenie Polaków i przekonane, że trzeba wspierać PiS”.– Niestety, poszedł w kierunku, który wyznaczył Jarosław Kaczyński na sobotnim kongresie. Kontynuując swoje wystąpienie z Sądu Najwyższego, pokazał też swoją arogancję i butę jako prezydent. Już wówczas rozpoczął tyradę, że on powinien decydować, kto ma zostać sędzią, a kto nie, przekraczając retorycznie swoje uprawnienia – dodaje politolożka.Jej zdaniem, „prezydenckie nawiązanie do praworządności wpisuje się w narrację PiS, która odwraca znaczenie podstawowych pojęć i obarcza odpowiedzialnością obecnie rządzących za coś, co środowiska eksperckie mówiły o poprzednio rządzących”. – Wpisał się w archaiczny język i narrację Jarosława Kaczyńskiego, ale też niczego innego się nie spodziewałam. To wystąpienie miało też mobilizacyjny charakter przed wyborami prezydenckimi. Teraz piłka jest po stronie rządu i Donalda Tuska. On już zaczął punktować prezydenta w odniesieniu do jego orędzia, ale rządzący mogliby teraz komunikacyjnie dobrze rozegrać kwestię odpowiedzi Andrzejowi Dudzie. Pytanie, czy są do tego dobrze przygotowani, bo niestety rzeczywistość pokazuje, że z komunikacją rządu jest wiele problemów – podsumowuje.Czytaj także: Marszałek Sejmu ostro o prezydencie. „Pomylił orędzie z wiecem”