Rozwiązanie na kryzys demograficzny. Gdyby nie światłe uwagi prawicowych polityków, Polki nie wiedziałyby, co zrobić z własnym życiem. Najpierw Jarosław Kaczyński zachęcał kobiety, by rodziły, bo „ktoś te dzieci musi rodzić”, a on planował zrobić wszystko, by „tych prezentów było jak najwięcej”, a teraz wicemarszałek Sejmu z Konfederacji Krzysztof Bosak znalazł rozwiązanie na kryzys demograficzny. Jego recepta jest prosta: wystarczy, by każda rodzina, która ma już dziecko, zdecydowała się na kolejne. O przełomowym odkryciu polskiego polityka z ugrupowania, które słynie z antykobiecej polityki, należałoby powiadomić demografów. Może doczytają na platformie X, bo to właśnie tam błysnął Krzysztof Bosak. Ci biją na alarm, bo – jak wynika z danych z ubiegłego roku – liczba urodzeń w Polsce była najniższa od czasów drugiej wojny światowej. To dane spójne z tymi publikowanymi przez Eurostat, który informuje, że Polska znalazła się w zestawieniu siedmiu krajów Unii, które się wyludniają. Według danych GUS za pierwsze cztery miesiące 2024 roku, w Polsce urodziło się w sumie 86,5 tysiąca dzieci, a zmarło 142,5 tysiąca osób. Wskaźnik reprodukcji jest za niski. Czytaj także: Przybędzie na świecie jeszcze 2 mld ludzi. Potem populacja spadnieZ sondażu „Postawy prokreacyjne kobiet” dla CBOS wynika, że tylko co trzecia kobieta w wieku reprodukcyjnym, czyli między 18. i 45. rokiem życia, planuje macierzyństwo. Powodom przyjrzał się dr Karol Leszczyński, autor innego badania: „Przyczyny bezdzietności i niskiej dzietności w Polsce”, który wskazuje na wielość powodów, dla których kobiety wybierają bezdzietność. Wśród nich jest sytuacja ekonomiczna i obawy o własne zdrowie oraz strach przed niepełnosprawnością dziecka. Trudno się dziwić. Ale po kolei. Z szacunków Centrum im. Adama Smitha wynika, koszt wychowania jednego dziecka do osiągnięcia przez nie pełnoletności wynosi 346 tys. zł, czyli 1602 zł miesięcznie. Dwojga dzieci – 579 tys. zł. To bardzo dużo, zwłaszcza biorąc pod uwagę minimalną krajową, która wynosi 3600 zł brutto. Netto: nieco ponad 2700 zł. Na życie – jedzenie, opłacenie rachunków, czynszu, spłatę kredytu, wakacje, buty, zeszyty – zostaje niewiele. Z danych GUS wynika, że pół miliona dzieci w Polsce żyje w ubóstwie. To oznacza, że nie dojadają, marzną, nie jeżdżą na wakacje, a ich rodziców nie stać na dodatkowe lekcje angielskiego i muzyki czy zajęcia sportowe. To oznacza, że nie wszystkie ich potrzeby – także te emocjonalne i społeczne – mogą zostać zaspokojone.W Polsce mamy dwa miliony samotnych matek. To najwyższy wskaźnik w Unii Europejskiej. Milion dzieci nie dostaje należnych im alimentów, grupa dłużników alimentacyjnych wciąż rośnie mimo uznania niealimentacji za przestępstwo, a zadłużenie sięga nawet kilkudziesięciu miliardów złotych. Średnie alimenty? Ok. 400 zł. Co z resztą tego 1600 zł, jeśli zostać przy ostrożnych wyliczeniach Centrum Adama Smitha? Ale idźmy dalej. Rodzice dzieci z niepełnosprawnościami – także tych dorosłych – mogą liczyć na niewielkie zasiłki, przy czym nie mogą podjąć pracy. Jeśli to zrobią – stracą prawo do marnych zasiłków. Państwo zostawia dzieci i ich rodziców same sobie, trzymając się roli dostarczyciela frazesów o świętej rodzinie. 800 plus? Dobrze, że jest, choć dziś już wiemy, że nie jest remedium na kryzys demograficzny.Czytaj także: „Wytyczne dotyczące przerywania ciąży to krok w dobrą stronę”Ale to nie wszystko. W całym koncepcie polityki prorodzinnej najważniejsze miejsce przypada kobietom, o czym państwo – wydaje się – nie pamięta. To bardzo proste: jeśli kobiety czują się bezpieczne i otoczone opieką, mają większe inklinacje do planowania macierzyństwa niż w sytuacji, kiedy ciąża grozi im śmiercią. Tragicznych przykładów nie brakuje. W 2020 roku zaostrzono i tak drakońskie prawo aborcyjne, będące, jak podkreślają przedstawicielki organizacji pozarządowych, w zasadzie zakazem aborcji z trzema (dziś już dwoma) wyjątkami. Dostęp do antykoncepcji oscyluje wokół 30 proc. i jest najniższy na kontynencie. Trudno planować przyszłość z dziećmi, kiedy nie ma dostępu do podstawowych wyborów. Więc, niestety, błyskotliwy plan Krzysztofa Bosaka na ratunek demograficzny nie zadziała. Podobnie zresztą jak inne jego pomysły, w tym ten przekonywania kobiet, by głosowały na „ideową prawicę”, jak to określił w ubiegłym roku. Owa „ideowa prawica” po prostu nie ma w swojej ofercie nic, co mogłoby kobiety przekonać. Czymś takim mogłabym być odpowiedzialna i długofalowa polityka prorodzinna, ale ta okazuje się zagadnieniem zbyt złożonym. Nie tylko dla prawicy zresztą.