Rozmowa tvp.info. Moim sztandarowym pomysłem, jeśli chodzi o koszykówkę kobiet, jest zmiana przepisów, żeby w piątce zawsze były trzy Polki – mówi w rozmowie z portalem tvp.info Elżbieta Nowak, która kandyduje na prezesa Polskiego Związku Koszykówki. Jej rywalami są Jacek Jakubowski, Filip Kenig, Łukasz Koszarek oraz Grzegorz Bachański. Wybory odbędą się 21 października. Adrian Koliński: Dlaczego zdecydowała się pani kandydować w wyborach na prezesa Polskiego Związku Koszykówki?Elżbieta Nowak: Od kilku lat mówi się o coraz większej roli kobiet w sporcie i parytecie, według którego 30 procent zarządu w związkach sportowych mają stanowić kobiety. Pomyślałam, że to jest dobry moment, żeby wzmocnić swoją pozycję. Chociaż jestem w sporcie od zawsze.Jest pani mistrzynią Europy w koszykówce, olimpijką, a także trenerką i działaczką. Mimo to pani kandydatura jest dość zaskakująca.Tak jak powiedziałam: jestem w sporcie od zawsze, ale faktycznie może zaskakiwać, że zaczynam działać coraz prężniej. Ale nie jestem nowicjuszką, bo mam doświadczenie. Byłem wiceprezesem łódzkiego OZKosz oraz członkiem Rady Sportu przy pani prezydent Hannie Zdanowskiej, a teraz jestem w zarządzie Regionalnej Rady Olimpijskiej w Łodzi. Ponadto jestem trenerem w różnych grupach wiekowych, pracuję też w szkole podstawowej i na Uniwersytecie Łódzkim. Działam też w mini-baskecie, więc wiem jak działa piramida szkoleniowa.Często pojawia się zarzut, że polską koszykówką rządzą sędziowie.Ten argument pada bardzo często, natomiast ja mam doświadczenie z boiska, tak jak Łukasz Koszarek, ale także z ławki trenerskiej. Od 14 lat jestem trenerem w różnych kategoriach grupowych, od ekstraklasy i pierwszej ligi przez poziom młodzieżowy do najmłodszych dzieci. Poza tym dwa lata pracowałam w łódzkiej telewizji, więc mam też doświadczenie dziennikarskie.To jest dla pani odpowiedni moment na start w wyborach?Mam 52 lata i dojrzałam do tego. Dzieci mam starsze i mogę całkowicie poświęcić się pracy, więc myślę, że osobiście to dla mnie najlepszy moment, żeby pomóc rozwinąć się polskiej koszykówce. Kiedy, jak nie teraz?Czytaj też: Wybory w związku szczypiorniaka. Trener kontra zawodnik. „Będzie ostro”Prezesem PZKosz zostaje się głosami delegatów. Jak zamierza pani ich przekonać?Potrzebny jest pomysł. Moim sztandarowym pomysłem, jeśli chodzi o koszykówkę kobiet, jest zmiana przepisów, żeby w piątce zawsze były trzy Polki, żeby polska ekstraklasa była atrakcyjna dla dziewczyn, które teraz, niestety, wyjeżdżają za granicę i szukają przygód w ligach niemieckich czy hiszpańskich, nie zawsze na najwyższym poziomie. A ja chciałabym, aby one zawsze zostawały w kraju. Więc trzy miejsca dla Polek w piątce oraz oczywiście większa liga, bo dziesięć drużyn to stanowczo za mało, żeby rozgrywki były atrakcyjne. Trzecia rzecz to mecze w telewizji, bo inaczej nie przyciągniemy zainteresowania. Poza tym musi być sukces, który będzie lokomotywą dyscypliny. I tu dochodzimy do szkolenia.To jeden z najtrudniejszych tematów, nie tylko w koszykówce.Obserwuję siatkówkę. Sam sport mnie nie porywa, ale patrzę, jak przez ostatnie 20 lat poradzili sobie organizacyjnie. Na pierwsze sukcesy czekali dziesięć lat i myślę, że polska koszykówka kobiet jest właśnie na początku tej drogi. Jeśli nasza reprezentacja nie wygra listopadowych i lutowych meczów eliminacyjnych - daj Boże, żeby wygrała - to będzie dziesięć lat bez polskich koszykarek na mistrzostwach Europy. Na mistrzostwach świata nie byłyśmy od 1993 roku, gdzie grałam pod wodzą trenera Hucińskiego, a na igrzyskach olimpijskich, w których także brałam udział, od 2000 roku. Ale reasumując: należy szkolić w bardzo szerokiej piramidzie.Co ma pani na myśli?Żeby nie ograniczać sportu dla tych najmłodszych dzieciaków. W U11 w Łodzi są pewne restrykcje, jak na przykład zatrzymanie wyniku przy różnicy 50 punktów, żeby nie zniechęcać dzieci. Wiem, że w niektórych okręgach to jeszcze nie funkcjonuje. Związek robi wszystko, żeby ułatwić wpisanie na listę licencji, więc wychodzi naprzeciw oczekiwaniom. Mamy też w nasze mieście Mini Basket Ligę, którą założył Filip Kenig. Ale jest to dla dzieci do 11. roku życia. Myślę, że należy ją rozszerzyć nawet do 15. roku, po to, żebyśmy przez te cztery/pięć lat nie tracili tych dzieciaków. Fajne jest to, że w tej lidze dziewczynki mogą grać z chłopcami, że w razie potrzeby pożyczamy sobie zawodników, więc dla dzieci jest to świetna zabawa. Myślę, że ten pomysł można przekalkować na wszystkie okręgi. Postulowałabym także stworzenie programu szkolnego, do którego mogliby dołączyć wszyscy chętni nauczyciele we wszystkich polskich szkołach. Tak działa siatkówka i piłka ręczna.Czytaj też: Mieszkania dla medalistek olimpijskich. PKOl wręczył nagrodyDużo mówi pani o pomysłach na żeńską koszykówkę.Nie ukrywam, że liczę na głosy ligi żeńskiej. Może drużyny, które będą grały w europejskich pucharach, nie będą zainteresowane tymi pomysłami, chociaż mam nadzieję, że im także będzie zależeć na dobru polskiej koszykówki. Wierzę, że trzy Polki w piątce klubów z ekstraklasy podwyższą poziom reprezentacji. Te przepisy już były, ale 15 lat temu zostały wprowadzone zmiany, które umożliwiają grę trzem zagranicznym zawodniczkom. Argument był taki, że Polki, jeśli będą prezentowały wysoki poziom, będą się przebijać. Ale to nie zadziałało. Po 15 latach możemy powiedzieć, że to nie był dobry pomysł. Dlatego musimy wrócić do tego, co jest m.in. w Hiszpanii i do czego wracają Niemcy.A co z ligą męską?Myślę, że z perspektywy ligi żeńskiej, liga męska, choć nie jest idealna, musi być traktowana jako wzór. Chcielibyśmy dojść do takiego momentu, ale przed nami jeszcze kilka lat pracy. Chcielibyśmy wrócić do takiego momentu jak w latach dziewięćdziesiątych. Minęło 30 lat i zamiast rozwoju, to mamy regres. Chciałabym wrócić do czasów, gdzie reprezentacja Polski będzie liczyła się w Europie. Cieszę się natomiast, że żeńska reprezentacja 3x3 jest na dobrej drodze.Czytaj też: Historyczny występ w NBA. LeBron i Bronny James razem na boiskuWspomniała pani o Filipie Kenigu. Oboje jesteście z łódzkiego środowiska, oboje jesteście w opozycji do obecnej władzy. Czy nie jest trochę tak, że zabierzecie sobie głosy nawzajem?W okręgu wszyscy się cieszą, że Łódź doczekała się dwojga kandydatów. Znam się z Filipem od zawsze, graliśmy w Łódzkim Klubie Sportowym, a jego żona Kasia to moja koleżanka, z którą razem grałyśmy. O mały włos nie byłyśmy razem na igrzyskach, bo wtedy Kasia nie dostała się do tego wąskiego, olimpijskiego składu. Absolutnie nie patrzę w takich kategoriach, że ktoś może komuś zaszkodzić. Poza tym mamy nieco inne spojrzenie na niektóre sprawy.Czym różni się pani kandydatura?Ja mam podejście bardziej trenersko-zawodnicze, a Filip menadżerskie. Śledzę jego wszystkie wywiady, ale nie będę ich komentowała.Czy wyobraża sobie pani współpracę z Filipem Kenigiem jeśli jedno z was wygrałoby wybory?To nie jest czas na takie rozmowy. Będziemy mogli o tym porozmawiać po wyborach. Natomiast jeśli zapyta pan o mnie w środowisku, to wszyscy panu powiedzą, że jestem osobą, która łączy ludzi, a nie dzieli. To jest mój priorytet, który wyniosłam właśnie z gry zespołowej, bo przez lata byłam kapitanem drużyny. Więc myślę, że jestem w stanie połączyć wszystkie idee zawiązane z koszykówką. Wyobrażam sobie współpracę z wszystkimi osobami, które będą miały intencje do działania na rzecz rozwoju koszykówki w Polsce.W polskiej koszykówce jest co łączyć, wspominając choćby konflikty na linii Marcin Gortat - PZKosz.Z Marcinem też znam się od lat, pracowałam w jego szkole, byłam w klinice trenerskiej na jego zaproszenie, brałam udział w różnych akcjach sportowych dla dzieci.To jaki ma pani pomysł na Gortata w polskiej koszykówce?Mam swoje zdanie, ale w tej sytuacji nie wypada mi tego mówić. W tej chwili też zostawię to pytanie bez komentarza.Jak wygląda pani kampania? Przekonuje pani delegatów?Rozmawiałam z kilkoma osobami. Biorę aktywny udział w życiu społecznym, przy różnych okazjach spotykałam się z ludźmi ze środowiska i rozmawiamy o koszykówce. I teraz, jak moje nazwisko pojawiło się wśród kandydatów, dzwonią i deklarują swoje poparcie. A ja po prostu robię swoje.