Na ulice w obronie ptaków. 8 października w Warszawie przy Ministerstwie Klimatu i Środowiska odbył się protest myśliwych w obronie prawa do polowań na kaczki. Jednak ci sami myśliwi nie tak dawno wystawili sobie złą opinię organizując komercyjne polowania na ptaki. Przyjeżdżają na nie do Polski głównie myśliwi z Włoch. Organizują je lokalne koła łowieckie, wystarczy, że zagraniczni myśliwi mają wydane w swoim kraju pozwolenie na broń. – Mogą wówczas dla sportu i niezdrowej satysfakcji zabijać masy ptaków i to w najcenniejszych miejscach Polski – mówi Tomasz Zdrojewski z koalicji Niech Żyją! Klient płaci i wymagaDziałający na rzecz ochrony zwierząt przyrodnik wyjaśnia nam w rozmowie, jak koła łowieckie pobierają za to opłaty w wysokości kilku tysięcy euro od osoby za weekend. – Mówimy tu o dobrze zorganizowanym, lukratywnym biznesie, niekontrolowanym przez państwo. Biorąc pod uwagę, że biur polowań jest w Polsce 500, to wielomilionowe kwoty. Środki te często nie trafiają do skarbu państwa, a same biura pozostają poza jakąkolwiek kontrolą, tak jak to, co się dzieje podczas samych polowań. Tymczasem to setki, tysiące ubitych ptaków – dodaje Zdrojewski.W jego przekonaniu to, co wydarzyło się na jeziorze Miedwie, jest „wyjątkowo nieetyczne”, bo to jedna z najcenniejszych ostoi ptaków w Europie. Zwierzęta lecą tu tysiące kilometrów z Syberii i ze Skandynawii, znajdując na polskich rozlewiskach przystanek podczas długiej wędrówki. Tomasz Zdrojewski: Mamy systemowy problem z właściwą ochroną przyrody, bo tereny te są nią objęte, a mimo to do polowań dochodzi. Oznacza to tylko jedno: ustawa o łowiectwie jest dziurawa, po prostu nie działa. I najwyższy czas ją zmienić.Wierzchołek góry martwych ptakówTo, co udało się udokumentować przyrodnikom na zdjęciach, filmach i relacjach świadków w ostatnich latach, pokazuje wyraźnie, że włoscy myśliwi strzelali do gatunków ptaków ściśle chronionych, jak świstuny, krakwy, rożeńce, cyranki i to w wielkich ilościach. To pierwsza tak poważna i o takiej skali ujawniona sprawa w Polsce. Myśliwi polowali także tam, gdzie powinien był w praktyce działać program Natura 2000. Właśnie temu przywołanemu przypadkowi przygląda się obecnie prokuratura. Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa złożyli przyrodnicy, powołując się na 181. paragraf kodeksu karnego mówiący o znaczącej szkodzie w środowisku. Czyn ten zagrożony jest karą pozbawienia wolności do lat pięciu.Śledztwo w prokuraturze dotyczy jednego przykładu, jest wierzchołkiem ogromnej góry lodowej, ma znaczenie dla przyrodników, jednak mocno symboliczne. Potrzebne są konkretne zmiany.Polska, a jak dziki zachódArgumentów za zmianami w ustawie łowieckiej jest kilka. Dostarczają ich same koła łowieckie, które nie kontrolują odwiedzających Polskę obcokrajowców. Po pierwsze koła te mają ustalone limity zabijania ptaków, kilku gatunków gęsi, gatunków kaczek.Po drugie, takie polowanie powinno odbywać się przy udziale polskiego myśliwego czy przedstawiciela Polskiego Związku Łowieckiego, a jak zapewnia aktywista, z żadnego z ponad setki materiałów relacjonujących polowania, które zebrali przyrodnicy, nie wynika, by tak było.Po trzecie sam sposób, w jaki polują obcokrajowcy w Polsce jest sprzeczny z regulaminem. Zasady łowieckie mówią, że polować na ptaki można albo z lądu, albo z łodzi. Tymczasem przyrodnicy zebrali dowody, jak myśliwi z zagranicy ustawiają na płytkiej wodzie pośród trzcin konstrukcję z elementów rusztowania. Ta zamaskowana jest trzcinami w taki sposób, by ptaki nie mogły zauważyć, że myśliwi są w pobliżu, a tym samym zorientować się wobec zagrożenia. – Mało tego, myśliwi ci, zanim przygotują sobie stanowisko – opowiada przyrodnik – rozstawiają tzw. bałwanki, czyli sztuczne ptaki na wodzie. Kilkadziesiąt kaczek lub gęsi, dodatkowo używając wabika dźwiękowego. Ptaki widząc tak upozorowane sztuczne stado na wodzie, gdzieś w zatoce jeziora, odbierają to jako sygnał: tu jest bezpiecznie, cicho, nie ma drapieżników, nie ma zagrożenia i lądują. Wtedy myśliwi wkraczają do akcji i zaczyna się rzeźnia. Od jednego ptaka po kolejne, padają jeden za drugim. Widać na materiałach, jak te ptaki są ranione, jak padają, wierzgają skrzydłami, szamocą się na wodzie… To wszystko to jest dziki zachód, warunki tych polowań urągają przepisom łowieckim.Koło zarabia, Polak płaciJednym z ornitologów, który dokumentował przez ostatnie cztery lata polowania przez obcokrajowców w Polsce, jest przyrodnik z przeszło dwudziestoletnim doświadczeniem, Piotr Chara. Jest on także członkiem zespołu ds. reformy łowiectwa, ograniczenie skutków polowań na ptaki w Polsce uważa za swoją życiową misję. Powód? – Bo o ile zmiany klimatu czy cywilizacyjne są trudne do powstrzymania, o tyle myśliwych niszczących ptaki da się jeszcze powstrzymać. A to właśnie polowania są jednym z trzech najważniejszych zagrożeń dla ptaków – mówi nam w rozmowie.Jego zdaniem, nie mamy nawet świadomości, że cudzoziemcy nie trzymają się w czasie polowań żadnych reguł. W obronie ptaków na uliceZdaniem Piotra Chary skala szkód polowań na ptaki musi być dużo większa niż ta, którą udało mu się udokumentować. Sam widział na własne oczy, jak często włoscy myśliwi wpływają motorówką przez najważniejsze ptasie ostoje, podczas gdy zimowisko łysek, nie ma się gdzie podziać. – Przecież jako społeczeństwo otoczyliśmy te miejsca ochroną, chcemy, by przetrwały, zachowały swoją wartość. Tymczasem każde takie działanie to chaos i destrukcja dla przyrody. Na filmikach widać, że polujący nawet nie próbują zachować pozorów dbałości, by miejsce pozostawić w takim stanie, w jakim zastali. Nie skradają się, nie zachowują ostrożności, płyną płoszcząc wszystko, co na ich drodze. A to są przecież ostatnie enklawy, gdzie ptaki mogą przezimować, odpocząć, przepierzyć, to są koncentracje ptasie. I nagle wpada tam garstka myśliwych cudzoziemców i całe to siedlisko, ta ostoja ptasia traci swój przyrodniczy walor, dla którego została powołana. Dla mnie jako przyrodnika jest to naprawdę trudne do oglądania.Przyrodnik opisuje, jak wygląda takie typowe polowanie przez cudzoziemców „znajduje się w miejscu, gdzie tych ptaków jest bardzo dużo i może strzelać, niemalże z zamkniętymi oczyma, bo coś przecież trafi. Do tego się to ostatecznie sprowadza”.Co na to władze kół łowieckich? Jak mówi nam Chara, często są zupełnie nieświadome lub też stosują taktykę wyparcia. Sprawy, o które walczą chroniący przyrodę narażają ich przez to na hejt i ataki ze strony myśliwych. – Każdy z nas zwyczajnie kocha przyrodę, dlatego walczy, choć walka ta bywa nieprzyjemna. Chciałbym prosić o zrozumienie ze strony społeczeństwa i wsparcie. Chciałbym mieć więcej optymizmu, wiary w cel, na którym nam zależy. Z poparciem społecznym byłoby to łatwiejsze. Bo póki co jest nas garstka ludzi, a siły lobby myśliwskiego są przygnębiająco silne. Jeśli osób jak my, którym zależy, by z je zmniejszyć, osób, które się na niszczenie przyrody nie godzą, niech wyjdą na ulicę. Myślę, albo mam nadzieję, że taki protest jeszcze przed nami.Kto może spać spokojnie– Mam jeszcze prośbę – mówi nam na koniec Piotr Chara – jestem przyrodnikiem, wiem, że niemożliwe jest i byłoby szkodliwe, by łowiectwo zlikwidować. W ogóle nie o to nam chodzi. Proszę napisać, że chciałbym tylko polowaniom nadać odpowiedzialną formę i by strona myśliwska nie obrażała się, ta podjęła z nami rozmowę. Ja się nie obrażam, nawet gdy słyszę, że jestem ideologiem. Jestem przyrodnikiem, który nie pójdzie spać spokojnie, wiedząc, że ptakom nadal dzieje się krzywda.** Paula Szewczyk – reporterka i dziennikarka, podejmuje tematy społeczne. Nominowana do nagrody Grand Press, Nagrody Newsweeka im. Torańskiej i Journalists Excellence Awards. Autorka książki „Ciała obce”, nagrodzona „Koroną Równości” KPH. Obecnie współpracuje z TVP.