W kraju brakuje sponsorów, obiektów i wsparcia systemowego. Rywalizacja na zapleczu F1 trwa nie tylko na torze. To nieustanna walka o utrzymanie, zebranie sponsorów i dopięcie budżetów. Prowadzi ją większość juniorów, bez względu na paszport. Nie da się jednak oprzeć wrażeniu, że w przypadku Polaków walka ta jest wyjątkowo trudna. Pomimo dobrych wyników w kraju cały czas brakuje wsparcia finansowego i systemowego, co dość skutecznie blokuje rozwój naszych talentów w międzynarodowych zawodach. Jak podkreśla Oktawian Sadlak, autor ebooka „Bądź jak Młody Pelikan – Jak zacząć przygodę z motorsportem?”, talenty, które obecnie obserwujemy w najlepszych juniorskich seriach, wykształciły się raczej pomimo warunków, jakie mamy w Polsce, niż dzięki nim. – To jest tak jak z piłkarzami. Robert Lewandowski wykształcił się pomimo naszego systemu, a nie dzięki niemu. Tak samo jest z tymi chłopakami w motorsporcie – mówi.Mimo tego, trzeba przyznać, że w mijającym powoli sezonie 2024 polskich juniorów na międzynarodowej scenie było wyjątkowo dużo. Swoich reprezentantów mieliśmy bowiem m.in. w Formule 3, w GB3 Championship, w hiszpańskiej Formule 4, w Formula Winter Series czy we FRECA. Nie brakowało też sukcesów.Polski hymn słyszeliśmy m.in. dzięki Maciejowi Gładyszowi, który jest obecnie jedną z naszych największych nadziei na to, że któregoś dnia liczba Polaków w historii F1 w końcu wzrośnie do dwóch.Lista jego ostatnich sukcesów jest długa. W Formula Winter Series aż siedem z jedenastu wyścigów ukończył na podium klasyfikacji debiutantów (w tym sześć razy na pierwszym miejscu). Trzykrotnie stanął też na podium w klasyfikacji łącznej i zakończył cykl z tytułem mistrzowskim w klasyfikacji debiutantów oraz tytułem drugiego wicemistrza w klasyfikacji generalnej. Tarnowianin wygrał również trzy wyścigi hiszpańskiej F4 w barwach zespołu MP Motorsport – tego samego, w którym karierę zaczynał trzykrotny mistrz F1, Max Verstappen.„Początkowo to była bardziej zabawa”Gładysz pochodzi z rodziny z długimi motorsportowymi tradycjami. Jego dziadek Janusz rywalizował w rajdach, a ojciec Adam to wielokrotny mistrz Polski w wyścigach. – Maciej i jego siostra Natalka właściwie wychowywali się na torze, bo jeździli do mnie na zawody już jako małe dzieciaki. Zawsze mi kibicowali, zawsze byli na padoku. Można więc powiedzieć, że chłonęli ten motorsport – mówi tata Maćka.Pomimo takich korzeni Maciek początkowo wolał jednak… piłkę. Jak przyznaje zawodnik, gdy tata postawił przed nim wybór „piłka nożna czy gokarty?”, chłopak wybrał futbol. Po roku zmienił jednak zdanie i stwierdził, że chce spróbować swoich sił za kółkiem. W ten sposób rozpoczęła się pełna sukcesów przygoda, która z każdym rokiem nabiera tempa.– Na początku traktowaliśmy to też jako zabawę. Nie stawialiśmy przed sobą wyzwań, bo nigdy nic nie wiadomo. Dzieciaki dorastają, to się tak szybko zmienia, że nie wiadomo, czy pójdą w tym kierunku, czy okaże się na przykład, że jednak nie ma do tego predyspozycji, nie ma wyników… Tu było wręcz odwrotnie. Dzieciaki się tym bawiły, ale też bardzo ciężko pracowały – wspomina Adam Gładysz.Sukcesy napędzająW 2017 r. Maciek wywalczył pierwszy z trzech tytułów kartingowego mistrza Polski, a wśród jego najważniejszych osiągnięć znajdują się również triumfy w Rok Cup Poland, Rotax Max Challenge Poland czy WSK Open Cup; wicemistrzostwo WSK Euro Series oraz WSK Super Masters, mistrzostwo cyklu FIA Champions of the Future Winter Series i czwarte miejsce w Kartingowych Mistrzostwach Świata na torze Sarno we Włoszech. W 2021 r. sięgnął także po tytuł FIA Karting Academy Trophy, jako pierwszy Polak w historii.– Zaczęły przychodzić sukcesy, a jak wiadomo, sukcesy napędzają – podsumowuje pan Adam. Wyniki Maćka zwróciły także uwagę najważniejszego zespołu w świecie motorsportu – Ferrari. 16-latek został zaproszony do wąskiego grona juniorów, którzy testowali z Ferrari Driver Academy podczas czterodniowego obozu treningowego na włoskim torze Fiorano.– Myślę, że każdy młody zawodnik chciałby się tam znaleźć, zobaczyć fabrykę i to, jak to wszystko wygląda. Zebrałem tam dużo doświadczenia, dużo się przez te cztery dni nauczyłem. Dowiedziałem się, jak muszę pracować, żeby być lepszym – wspomina Maciek i podkreśla – całkiem słusznie – że niewielu zawodników ma szansę na taką „przygodę”. Polak i jego rodzina od lat pracują jednak na takie wyróżnienia.„Trzeba przemeblować całe życie”Maciek łączy starty z nauką w szkole, gdzie ma obecnie indywidualny tok nauczania. Regularnie trenuje zarówno na siłowni, jak i w symulatorze. – To jest w sumie bardzo dużo. Myślę, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, ile rzeczy ma na głowie zawodnik, zarówno podczas weekendów wyścigowych, jak i przede wszystkim pomiędzy nimi – mówi Maciek.Kariera w motorsporcie wymaga wyrzeczeń nie tylko od samego zawodnika, ale także od jego bliskich. W starty angażuje się bowiem cała rodzina. – Trzeba tak naprawdę całe życie przemeblować – podkreśla tata Maćka.– To była ciężka praca i dużo wyrzeczeń ze strony rodziny i dzieciaków, ale uważam, że jeśli chce się dojść na szczyt, to jest jedyna droga – mówi Adam Gładysz – W kartingu to było około 25 weekendów w roku plus testy. Weekend zaczynał się od środy. Trzeba było być we Włoszech czy innym kraju i testować. Tutaj kwalifikacje, tutaj wyścigi… To było duże wyzwanie logistyczne. Dodatkowo połączenie tego ze szkołą, z treningami, z wyjazdami, z pracą codzienną i dopinaniem budżetu. Czasami naprawdę ciężko było złapać oddech.Jednocześnie zaznacza, że w Formule 4 kalendarz jest już nieco „lżejszy”. Hiszpańska seria jest jednak dużo bardziej wymagająca pod względem rywalizacji i – prawdopodobnie największej bolączki każdego rodzica młodego kierowcy – budżetu.Finansowanie kariery leży na barkach rodzicówSporty motorowe to bardzo droga dyscyplina sportu. Każdy kolejny szczebel drabinki prowadzącej do F1 to kolejne, coraz wyższe koszty. Chris Piastri, ojciec Oscara Piastriego, w wywiadzie dla The Sydney Morning Herald zdradził, że jego rodzina i pozyskani przez nią sponsorzy zainwestowali w karierę jego syna od 5,5 do 6,5 mln dolarów australijskich (aktualnie 14-17 mln złotych). Kwota ta nie uwzględniała wsparcia od programu juniorskiego Renault/Alpine.Drogo zaczyna się robić już właściwie w gokartach. Źródeł kosztów jest tutaj kilka – od zakupu samego gokarta i jego serwisowania począwszy, przez opony, paliwo, koszty treningów i wpisowe, aż po pełen strój zawodnika (kask, rękawice, kombinezon, buty, system HANS).– Jakby to podsumować, to – w bardzo szerokich widełkach – jedna runda to koszt między 6 a 25 tysięcy. Przy czym ten pierwszy wariant to tak naprawdę jazda bez treningów i raczej w tańszym niż droższym zespole – mówi Sadlak, dodając, że są to orientacyjne koszty z sezonu 2023.Warto też zaznaczyć, że na etapie kartingu posiadanie dużych sponsorów to raczej rzadkość. Niemal wszystkie wymienione koszty pokrywają z własnej kieszeni rodzice zawodników. – To są ludzie, którzy mają firmy. Rzadziej, ale też się zdarza, że pracują na etacie jako informatycy, czy mają zawody, które są bardzo dobrze opłacane. Ale to jest jednak opłacanie z własnej kieszeni – podkreśla Sadlak.Dokładanie z własnej kieszeni się nie kończyW miarę rozwoju pojawiają się oczywiście sponsorzy, jednak są to raczej małe, lokalne firmy. – Rzeczywistość jest taka, że jest to ciułanie grosz do grosza od mniejszych partnerów – mówi Sadlak – To wciąż nie są firmy, które same wyłożą budżet na cały sezon, ale już przynajmniej nie trzeba mieć trzydziestu sponsorów, bo na to może już zabraknąć miejsca na kombinezonach i gokartach.W wyższych seriach kwoty sięgają już setek tysięcy euro. Oczywiście im zawodnik ma większy talent, tym jego kontrakt jest korzystniejszy. Nie zmienia to jednak faktu, że rywalizacja na arenie międzynarodowej to i tak gigantyczne koszty.– To największe wyzwanie dla zawodników w motorsporcie. Z dopięciem budżetu nigdy nie jest lekko – podkreśla Adam Gładysz – Na początku kariery Maćka inwestowaliśmy tylko my jako rodzice, z własnych pieniędzy. Potem przez wyniki udało się pozyskiwać sponsorów. Od wielu lat wspiera nas PKN Orlen, za co jesteśmy bardzo wdzięczni. Są też inni, mniejsi sponsorzy. Gdyby nie ta pomoc, to ciężko byłoby w ogóle wystartować. Ale dziś to nadal nie jest tak, że pieniądze od sponsorów pokrywają budżet w stu procentach. Dokładanie z własnej kieszeni się nie kończy – podsumowuje.Jeden sponsor nie wystarczyWspierający Maćka Orlen jest największym sponsorem polskiego motorsportu. Trudno jednak oczekiwać, że jedna firma będzie w stanie całkowicie pokryć zapotrzebowanie wszystkich utalentowanych zawodników, we wszystkich kategoriach. Żadna spółka nie ma przecież nieograniczonego budżetu na sponsoring, a Orlen jest obecny nie tylko w seriach juniorskich, ale też w zapewniających jej nieco więcej rozgłosu rajdach, żużlu, wyścigach długodystansowych czy w Formule 1.W Polsce brakuje też dużych, prywatnych sponsorów, którzy chcieliby podjąć ryzyko i wesprzeć wyścigową młodzież. Nie da się bowiem ukryć, że jest to dość ryzykowna inwestycja, która nie zawsze się zwraca. W F1 nie brakuje jednak przykładów firm, które uwierzyły w kierowców na wczesnych etapach ich karier, a teraz czerpią z tego wizerunkowe zyski.U nas nie myśli się przyszłościowoBrak pieniędzy na starty to jedno. W Polsce brakuje też jednak obiektów, co również negatywnie wpływa na rywalizację. Z inicjatywy prywatnej i społecznej powstają mniejsze tory, jednak jedynym większym obiektem w naszym kraju nadal pozostaje mocno już wysłużony Tor Poznań, niemal nieustannie zmagający się ze skargami okolicznych mieszkańców, którzy najchętniej całkowicie by go zamknęli.Tymczasem Czesi, którzy mają kilka dużych torów, doczekali się wyścigu MotoGP. Z kolei Węgrzy nie tylko unowocześniają goszczący F1 Hungaroring, ale także zbudowali nowy tor, który będzie gościł najlepszych motocyklistów świata – Balaton Park.– Ktoś mógłby się popukać w głowę, że przecież Węgrzy mają tor z pierwszej rangi FIA, to po co im nowy? Ale jak się myśli przyszłościowo, to się tak robi, a u nas się nie myśli – mówi Sadlak i przypomina, że w kalendarzu polskich pucharów kartingowych znajduje się również obiekt czeski, bo tych w naszym kraju jest zbyt mało. Podobna sytuacja ma miejsce w – już seniorskich – mistrzostwach motocyklowych, gdzie organizatorzy też muszą korzystać z zagranicznych obiektów. Inaczej byliby zmuszeni rozegrać wszystkie rundy… na torze w Poznaniu.To sprawia, że – chcąc nie chcąc – drabinka zawodów jest w Polsce krótka, a kierowcy o talencie i umiejętnościach Maćka muszą wyjeżdżać za granicę, jeśli chcą się odpowiednio rozwijać.– Można zebrać o wiele więcej doświadczenia, naprawdę nauczyć się języków i komunikacji z ludźmi. Jest o wiele więcej wyścigów i są trudniejsze, ale też ciekawsze. Przyjeżdża tam cały świat, dużo różnych narodowości – podkreśla młody zawodnik.Jego tata dodaje, że za granicą zawody są organizowane „praktycznie z tygodnia na tydzień, a w Polsce weekendów wyścigowych jest kilka i to ze znacznie mniejszą liczbą zawodników”. – Ja nie powiem też, że poziom na nasze realia jest zły, tak? Natomiast jeśli się chce potem osiągać sukcesy, to trzeba wyjechać za granicę – podsumowuje.Rajdy i „kubicomania” to wciąż za małoMotorsport nie jest też zbyt głęboko zakorzeniony w polskiej kulturze. Choć sukcesy Roberta Kubicy niewątpliwie wywołały pewnego rodzaju „kubicomanię”, a Formuła 1 jest w ostatnich latach prawdopodobnie najmodniejszym sportem wśród młodych ludzi, to gokarty nadal nie są pierwszym wyborem rodziców, kiedy chcą zainteresować swoje dziecko sportem.– My nie mamy tradycji w motorsporcie. Oczywiście przez wiele lat dominowały u nas rajdy, ale one troszkę podupadły. Robert Kubica też jest ikoną motorsportu w Polsce i wiele dzieciaków, młodzieży chciałoby nawiązać do jego sukcesów – komentuje Adam – Mamy jednak teraz w Polsce taki okres, że przede wszystkim tym zawodnikom młodym, mimo że odnoszą, tak jak Maciek, sukcesy, trudno jest dopiąć budżet.– Motorsport to jest swego rodzaju fanaberia i dla większości ludzi żyjących poza tym małym światem kwoty, jakie są potrzebne na jeden sezon, to jest abstrakcja – zauważa Sadlak.Wsparcia brakuje – lub jest bardzo niewielkie – także na poziomie systemowym. Brakuje programów, które mogłyby skutecznie pomagać najlepszym młodym zawodnikom na różnych polach ich kariery. Niewątpliwie można także lepiej zadbać o promocję motorsportu w kraju oraz rozwój infrastruktury. Diamenty w niesprzyjającym środowiskuWarunki nie są zatem najbardziej sprzyjające. Mimo to w Polsce da się znaleźć takie diamenty, jak Maciek, który już niedługo zakończy sezon w Formule 4. Nadal ma szansę na mistrzostwo, ale jak podkreśla jego tata, bez względu na końcowy wynik był to „bardzo dobry sezon debiutancki”. – Nawet jeśli skończy trzeci, to i tak będzie super – mówi pan Adam.A kiedy kurz po tegorocznej rywalizacji już opadnie, przyjdzie czas na podjęcie decyzji o przyszłości. Ta jawi się w jasnych barwach, bo Gładyszowie liczą na przeskok do wyższej serii. Obecnie trwają rozmowy z zespołami i dopinanie budżetu. Pozostaje trzymać kciuki, że na drodze tym planom nie staną żadne przeszkody.