Zdecydował gol w ostatniej minucie. Gol w ostaniej minucie doliczonego czasu i szokująca wygrana z faworytami. Jagiellonia Białystok z wyprawy do Kopenhagi przywozi trzy punkty. W pierwszej kolejce Ligi Konferencji Europy mistrzowie Polski pokonali zespół z Danii 2:1. Dla mistrzów Polski był to pierwszy w historii mecz w zasadniczej fazie europejskich pucharów. Trema udzieliła się piłkarzom Jagielloni, którzy od początku mocno cofnęli się na własną połowę i oddali inicjatywę rywalom. To nie był dobry pomysł. W 11. minucie piłkę stracił na własnej połowie Marcin Listkowski. Mohamed Elyounoussi pomknął na bramkę, powstać go próbował Adriana Dieguez, ale zrobił to wbrew przepisom. Kopenhaga miała rzut wolny z 19 metrów. Do piłki podszedł Marcos Lopez, technicznie uderzył nad murem, a gości przed utratą gola uchronił ekwilibrystyczną interwencją Sławomir Abramowicz. Golkiper Jagi zasłużył na spore brawa, ale chwilę później wyraźnie zdrzemnął się po strzale głową Pandelisa Hatzidiakosa. Kopenhaga objęła prowadzenie. Następne minuty to kolejne ataki Duńczyków. 2:0 mogło być po strzałach Elyounoussiego, Viktora Claessona czy Mohamed Achouriego. Drużynie Adriana Siemieńca udało się przetrwać duńską nawałnicę. Z czasem goście zaczęli nieco dłużej utrzymywać się przy piłce i próbować przesuwać grę na połowę Kopenhagi. Konkretów w postaci strzałów na bramkę jednak brakowało.Druga połowa rozpoczęła się tak samo jak i pierwsza – od ataków Kopenhagi. Już w 49. minucie kibice zgromadzeni na Parken cieszyli się z drugiego gola po celnym strzale Elyounoussiego. Radość była jednak króciutka, bo sędzia dopatrzył się wcześniej spalonego. Jaga rozpoczęła grę od rzutu wolnego pośredniego. Nim się obejrzeliśmy piłka była już pod nogami Listowskiego, który płasko dośrodkował, a Afimico Pululu strzałem piętą doprowadził do remisu. Podrażnieni gospodarze ruszyli do jeszcze bardziej zaciekłych ataków. Obrona Jagielloni była jednak niezwykle czujna, łapiąc raz po raz Duńczyków na spalone. Tak było w 62. minucie, gdy po raz drugi gol dla Kopenhagi nie został uznany. Tym razem akcję spalił Achouri. Przyczajeni goście liczyli na kontrataki. W 65. minucie prostopadłe podanie otrzymał w polu karnym Pululu. Uderzył piekielnie mocno, ale bramkarz zdołał odbić piłkę. Nie minęło 180 sekund, a Pululu znów pomknął na bramkę Kopenhagi. Przebiegł z piłką kilkadziesiąt metrów, gdy już składał się do strzału, piłkę wybił mu obrońca, ale ta trafiła pod nogi Tomasa Slivy, który nie potrafił pokonać Nathana Trotta. Gol i tak nie zostałby uznany, bo jak sprawdził VAR, wcześniej Angolczyk faulował obrońcę z Danii. Z czasem zadowolona z remisu Jagiellonia ograniczała się do przeszkadzania rywalom. Z kolei zniecierpliwionym piłkarzom Kopenhagi wyraźnie brakowało dokładności.W ostatniej minucie doliczonego czasu. Pululu fenomenie podał do Darko Curlinova, a ten pewnym uderzeniem lewą nogą pokonał bramkarza Kopenhagi. Jagiellonia wygrała z Kopenhagą 2:1. Za trzy tygodnie kolejnym rywalem białostoczan w Lidze Konferencji Europy będzie mołdawski Petrocub.