„Malowany” odpowie za zbrodnię sprzed ponad 12 lat. 68-letni Zdzisław W. ps. Malowany został oskarżony przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie o brutalne zamordowanie dwojga niemieckich emerytów w maju 2012 r. na ul. Wielickiej w Warszawie. Mężczyzna twierdzi, że jest niewinny. Jednak to jego DNA znaleźli śledczy na miejscu zbrodni. Nie wiadomo czy kiedykolwiek dowiemy się, dlaczego w kamperze ofiar znaleziono ślady narkotyków i czy miało to coś wspólnego z ich zabójstwem. Zabójstwo Silke G. i Petera H. było jedną z najbardziej tajemniczych spraw prowadzonych przez warszawskich śledczych. 19 maja 2012 r. na ul. Wolickiej w Warszawie, w pobliżu ogródków działkowych, spacerowicze odkryli ok. godz. 22 zakrwawione zwłoki kobiety, leżące obok czerwonego kampera. W samochodzie leżał mężczyzna z raną głowy. Żył jeszcze, gdy przyjechało pogotowie. Zmarł jednak po przyjeździe do szpitala. Okazało się, że byli to turyści z Hamburga: Silke G. i Peter H. Kobieta zginęła od czterech strzałów m.in. w głowę i klatkę piersiową. Mężczyzna dostał tylko jeden postrzał, ale morderca poderżnął mu jeszcze gardło. Sprawca zostawił wiele cennego sprzętu. Z wozu zniknął jeden z portfeli. W pobliżu kampera, na trasie prawdopodobnej trasy ucieczki sprawcy znaleziono kamerę Niemców. Z ustaleń stołecznej policji wynika, że zabójstwa pary turystów z Niemiec dokonano z broni o kalibrze 6,35 mm. To broń o małej sile uderzeniowej. Popularna w sportach strzeleckich. Na pewno nie była to broń przerobiona z gazowej na ostrą amunicję. Nie figuruje także w bazach danych, co znaczy, że nie była używana do zabójstw lub podczas napadów.Narkotyki w kamperze Policja ustaliła, że para lubiła podróżować po świecie. W 2010 r. przeszli na emeryturę i za zgromadzone oszczędności kupili volkswagena craftera i przerobili na kampera. Teraz ich celem była Ukraina. Zginęli na kilka godzin przed wyruszeniem z Polski. Jednak śledczy natrafili na kolejną tajemnicę. Policyjni technicy bardzo dokładnie przebadali kampera jak i miejsce zbrodni. W samochodzie natrafili na kilka punktów, w których odkryli ślady amfetaminy i kokainy. Było ich na tyle dużo, że eksperci uważali, że autem przewożono większe ilości narkotyków. Nie sposób było jednak ustalić, kiedy to było. Co ciekawe krewny ofiar był skazany za przemyt narkotyków z Afryki do Niemiec. Ustalono jednoznacznie, że w ciele żadnej z ofiar nie znaleziono śladów substancji odurzających. Może to oznaczać, że zabici świadomie lub nie przemycali narkotyki i zostali zastrzeleni w związku z porachunkami grup przestępczych. – To była jedna z poważniejszych hipotez śledztwa. Nasuwa się tylko pytanie, czy w takim przypadku ktoś, np. z konkurencyjnej grupy przestępczej, chciał przejąć narkotyki, czy też Niemcy zginęli, bo organizator przemytu chciał się pozbyć niewygodnych świadków? – mówili tvp.info śledczy w 2013 roku. Postępowanie zostało umorzone w grudniu 2013 r. Śledczy zapowiadali, że nie odpuszczą sprawy, ponieważ na miejscu zbrodni zabezpieczono DNA inne niż ofiar. Najprawdopodobniej należało do zabójcy. Zatrzymany po latach Po 11 latach od zbrodni, do sprawy wrócili policjanci Wydziału do walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw Komendy Stołecznej Policji oraz śledczy z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. W listopadzie 2023 r. do prokuratury został doprowadzony z więzienia 67-letni Zdzisław W. o czym jako pierwsza napisała Gazeta.pl. Mężczyzna usłyszał zarzuty podwójnego zabójstwa oraz nielegalnego posiadania broni. Nie przyznał się do zarzucanego mu czynu – powiedział wówczas portalowi tvp.info prok. Szymon Banna z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Z ustaleń portalu Gazeta.pl wynika, że mężczyzna odbywał w zakładzie karnym we Włodawie pięcioletni wyrok za to, że w sylwestra 2018 roku strzelał do swojego syna. To DNA Zdzisława W. miało być znalezione na miejscu zbrodni z 2012 r. Bogata przeszłość „Malowanego” Portal tvp.info dotarł do informacji o przestępczej „karierze” Zdzisława W. ps. Malowany. Z ustaleń warszawskich śledczych wynika, że był karany m.in. za udział w zbrojnym gangu napadającym na tiry na przełomie XX i XXI wieku. Odpowiadał przed sądem razem z członkami gangu Roberta Jacek P. ps. Rowerek (boss zaginął w 2000 r., prawdopodobnie porwany i zamordowany przez kompanów z grupy mokotowskiej). To była jedna z groźniejszych band parających się drogowymi rozbojami. 37-letni „Rowerek” stworzył wysoce wyspecjalizowaną i zhierarchizowaną szajkę, która miała „własnych” celników i policjantów. Bandzie przypisywano ponad 40 napadów na tiry, podczas których zrabowano towary wartości ponad 21 mln zł. W grupie działali przestępcy z gangu mokotowskiego, ale także późniejsi członkowie osławionego gangu „Mutantów”. Zdzisław W. miał także w połowie lat 90. należeć do bandyckiej ekipy zajmującej się wymuszaniem haraczy. To ta ekipa odpowiadała za rozboje na właścicielach stołecznych hurtowni. W czerwcu 1995 roku na ul. Zagłoby na warszawskim Ursusie ładunek wybuchowy zabił Janusza B. Jego żona pracowała w hurtowni sprzętu elektronicznego, na którą zawzięli się bandyci. Haraczownicy chcieli od właścicieli firmy 600 tys. zł. Na początku 1995 r. na teren hurtowni wrzucono granat. „Malowany” już wtedy miał na sumieniu rozboje. Jaką rolę odegrał w zamachach na hurtownię i wysadzeniu Janusza B., tego nie wiadomo.