80 lat temu Warszawa skapitulowała. Rosyjska ofensywa stanęła na kilka miesięcy praktycznie na całym froncie. Od Finlandii po Bałkany. I stało się tak z powodu Powstania Warszawskiego? Uważam, że to pogląd niedorzeczny, niemający żadnych logicznych podstaw – mówi Norbert Bączyk, historyk wojskowości, publicysta i dziennikarz, współautor podcastu „Wojenne historie”. Hubert Orzechowski: W październiku 1944 r. w nowej Komendzie Głównej AK pod dowództwem gen. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” powstał kompleksowy raport na temat przyczyn klęski Powstania Warszawskiego. Jego autor pisze: „Wojska niemieckie wsparte tymi posiłkami unieruchomiły przyczółek sowiecki w rejonie Warki, zatrzymały próbę sowieckiego przedarcia się na północ od Warszawy, a nade wszystko – w wielkiej bitwie wojsk pancernych pod Wołominem w dniach 4 i 5 sierpnia – zadały decydujący cios idącym na Warszawę wojskom sowieckim. Tak więc losy bitwy o Warszawę zostały przesądzone w bitwie sowiecko-niemieckiej 4 i 5 sierpnia”. Dwa miesiące później Okulicki wysłał list do prezydenta RP na uchodźstwie Władysława Raczkiewicza. I w nim przekonuje już, że za klęskę AK odpowiedzialna jest Armia Czerwona, która miała pozostać bierna. Norbert Bączyk: Oczywiście gen. Okulicki ma rację w pierwszym z tych raportów. Jeszcze jest obiektywny. Natomiast drugi jest już całkowicie fałszywy. Przypuszczam, że zmiana narracji wynikała z tego, że pierwszy raport nie spodobał się wielu ludziom, bo nie pasował do tworzenia legendy całej historii Powstania.Musimy zdawać sobie sprawę, że dowództwo AK zarzucało Armii Czerwonej zatrzymanie ofensywy już zaraz na początku Powstania. Kiedy 4 sierpnia w Warszawie przestano słyszeć huk artylerii od strony Pragi, uznano, że Rosjanie stanęli.Wspomina o tym choćby Jan Nowak-Jeziorański, który w swoich wspomnieniach pisał o „złowrogiej ciszy” zza drugiej strony Wisły.Już wtedy zadawano pytanie: dlaczego nie przychodzą? Ale jesienią 1944 r. Okulicki miał już więcej danych, choćby z wywiadu. Pamiętajmy, że był on zawodowym oficerem. Jego wnioski były więc logiczne, zgodne ze sztuką wojskową i oparte na faktach, to jest, że Niemcy zablokowali przyczółek na Warce i pobili w bitwie pancernej pod Okuniewem pierwsze zgrupowanie Armii Czerwonej, które podeszło pod Warszawę na przełomie lipca i sierpnia.To, co się działo później pod Warszawą?Rosjanie dostali rozkaz, aby kontynuować ofensywę. Są na to dokumenty. Nie ma natomiast żadnego źródła, by radziecka Stawka, czyli kwatera główna naczelnego dowództwa Armii Czerwonej, wydała inne dyspozycje. Po 10 sierpnia Armia Czerwona wznowiła natarcie. I cały czas próbowała zająć Pragę. Zajęło jej to jeszcze ponad miesiąc prób.Aby tego dokonać dowództwo 1. Frontu Białoruskiego, bo to jego wojska podeszły w rejon Warszawy, musiało przegrupować i na nowo ustawić wojsko. Zmieniała się też sytuacja na froncie. Jeszcze pod koniec lipca Podlasie było w rękach Niemców. W ciągu kilku dni Wehrmacht wycofał się na Zachód i skrócił front.Dla Rosjan w pierwszej kolejności celem było opanowanie Radzymina, Wołomina czy Wyszkowa. Następnym celem miało być forsowanie rzeki Narew i zajęcie prawobrzeżnej Warszawy, czyli Pragi.Jakie Niemcy mieli siły, aby się temu przeciwstawić?Pod Warszawą walczył m.in. IV Korpus Pancerny SS, czyli dwie dywizje pancerne. Przepychanie Niemców trwało kilka tygodni. W sumie Rosjanie szturmowali niemieckie pozycje aż siedem razy. To była krwawa i ciężka walka, która kosztowała obie strony po kilkanaście tysięcy zabitych i rannych. Radziecka 47. Armia długo zdobywała Radzymin i Wołomin. Tyle że w Warszawie nie było tego słychać. Raz, bo to jednak dość daleko od miasta. Dwa, w samej Warszawie trwały przecież walki. Jak wyglądały działania Rosjan?1 września wyszło szóste natarcie radzieckie w kierunku Warszawy. Niemcy zatrzymali je w okolicach Wołomina. Przykładowo 3. Korpus Pancerny Armii Czerwonej, ten sam który niecały miesiąc wcześniej skrwawił się w bitwie pod Wołominem i Radzyminem, ponownie ponosi kolosalne straty w tej samej okolicy.10 września Rosjanie znowu uderzyli. Tyle że tym razem czerwonoarmiści mogli skupić się na samej Pradze, bo wcześniej padły już Tłuszcz, Wyszków, Wołomin i Radzymin. Pod Warszawę dotarły posiłki, m.in. ciężka artyleria oblężnicza. I tym razem Rosjanie wreszcie odnoszą sukces. Do 14 września Praga zostaje opanowana.Cofnijmy się jednak do początków Powstania. Stalin określa je „awanturą”. Na początku wręcz twierdzi, że wcale nie wybuchło. Bolesław Bierut, jeden z liderów komunistów zaświadcza „słowem honoru”, że był w Warszawie na początku sierpnia i żadnego powstania tam nie było. Nastawienie ZSRR do Powstania Warszawskiego było ewidentnie negatywne i nie ma tu pola do dyskusji.Stosunek Stalina do Powstania był absolutnie wrogi. Ale musimy uświadomić sobie, że nie oznaczało to, że ze względu na nie zatrzymałby swoje wojska. W skali całego frontu insurekcja w Warszawie nie była żadnym punktem odniesienia. Po pokonaniu Niemców Stalin mógłby przecież rozbroić AK w mieście, a polskich przywódców i oficerów natychmiast wysłać na Syberię. Czyli dokładnie tak, jak zrobiono to w Wilnie, Lublinie czy we Lwowie i innych miejscach. Armia Czerwona w lipcu 1944 r. dostała rozkaz zdobycia Warszawy. Nie udało się to, ale na początku sierpnia nie było to przecież jeszcze wiadome. Stalin obserwował więc sytuację. Jeśli udałoby mu się zająć miasto jeszcze na początku sierpnia, to z jego punktu widzenia wygodnie było twierdzić, że żadnego powstania w Warszawie nie ma, a miasto wyzwolono jedynie wysiłkiem czerwonoarmistów. To też nie byłoby nic nowego. Dokładnie tak samo radziecki dyktator zachował się po zdobyciu Lublina. Powiedział Winstonowi Churchillowi, że jego wojska nie spotkały żadnej Armii Krajowej. Mimo że w Lublinie też była akcja „Burza” i AK walczyła ramię w ramię z Armią Czerwoną, a struktury konspiracyjne polskiego państwa podziemnego ujawniły się Rosjanom. Ba, przez kilka dni legalne polskie władze współegzystowały z administracją radziecką. Ale Stalin stwierdził, że żadnych przedstawicieli polskiego rządu w Londynie tam nie było, dlatego zmuszony był porozumieć się z komunistami z Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Dokładnie taki sam scenariusz miał zostać zrealizowany w przypadku Warszawy.To się jednak nie udaje. Dlaczego?Bo nie udało się Rosjanom zdobyć Warszawy. A jednocześnie Powstanie trwało i ze stolicy płynęły raporty do Londynu oskarżające ich o bierność i celowe zatrzymanie ofensywy. Rząd polski zaczął nagłaśniać te oskarżenia i alarmować zachodnią opinię publiczną. Jak zareagowała Moskwa? Nie przyznała się do tego, że przegrała pierwsze starcie o Warszawę. Narracja była inna: oskarżacie nas o coś, co nie ma miejsca. My się wobec tego od „awantury warszawskiej” odcinamy i nie będziemy wam pomagać. Tyle tylko, że to był polityczny teatr, a realne rozkazy na froncie były zupełnie inne.Jako wróg Powstania Stalin miał nadzieję, że upadnie ono bardzo szybko ze względu na przygniatającą przewagę Niemców wobec AK. Innymi słowy, liczył na scenariusz, że kiedy Armia Czerwona wejdzie w sierpniu bądź wrześniu do Warszawy, to insurekcja będzie już stłumiona. Dlatego zakazał swoim wojskom bezpośredniej pomocy powstańcom, to jest zrzutów broni czy operacji lotniczych nad miastem. Odmówił też Aliantom udostępnienia lotnisk dla samolotów zrzucających zaopatrzenie dla powstańców. Jednocześnie jednak cały czas kazał nacierać Armii Czerwonej na Warszawę.Ale przecież uderzenie na Niemców mogło AK tylko pomóc. A nie pomogło.Przez radziecki nacisk Niemcy nie mogli na poważnie zająć się tłumieniem Powstania, dlatego trwało aż 63 dni. Podam konkretny przykład. Przed wybuchem Powstania w Modlinie stacjonował niemiecki 4. Wschodniopruski Pułk Grenadierów. Po rozpoczęciu walk w Warszawie, 3 sierpnia 1944 r. pułk ten dostał rozkaz przebicia korytarza przez Aleje Jerozolimskie i most Poniatowskiego. Nie zdołał jednak zrealizować tego zadania i utknął w Śródmieściu Warszawy. W połowie sierpnia niemiecki generał Rohr chciał użyć tego pułku do dalszego ataku na Śródmieście Południowe. Ale 18 sierpnia Rosjanie zdobyli Tłuszcz. Niemiecki front zaczął się tam sypać. Co więc zrobiono ze wspomnianym pułkiem? 19 sierpnia przeniesiono go celem wzmocnienia obrony pod Radzyminem. Co z kolei spowodowało, że gen. Rohr musiał po 20 sierpnia zrezygnować ze wszelkich akcji zaczepnych wobec powstańców w Śródmieściu Południowym. Oczywiście Stalin atakując Tłuszcz, nie miał zamiaru pomagać AK w utrzymaniu centrum Warszawy, ale wojna ma swoje prawa. Rosjanie ciągle atakowali i nawet oddziały sprowadzone do stolicy specjalnie celem pacyfikacji Powstania i tak szły na wschód, by powstrzymywać rosyjskie natarcie.Dobrze, ale skoro Rosjanie tak nieustępliwie atakowali Warszawę, przeprowadzili na nią aż siedem wielkich szturmów, to czemu zajęli ją dopiero w styczniu 1945 r.? W wymiarze operacyjnym wielkiego teatru bitwy, jakim był front wschodni, przeciwnika pokonuje się serią postępujących po sobie uderzeń. Atakujemy w jednym miejscu, w nim przeciwnik się odtwarza i ściąga rezerwy do walki, ale wtedy atakuje się go już gdzie indziej. A w końcu jego kołdra jest już coraz krótsza i linia frontu się załamuje.Kiedy Armia Czerwona była na linii Wisły, jej sztab miał już na oku Berlin. A ten cel wymagał innych środków i potencjału. Armia Czerwona, która ruszała z ofensywą w styczniu 1945 r. była na linii Wisły dwa razy większa niż latem 1944 r. Przygotowując się do ataku w kierunku niemieckiej stolicy, sprowadzono posiłki z państw nadbałtyckich, spod Leningradu czy Rumunii. Poza tym zabrzmi to może brutalnie, ale Warszawa nie jest pępkiem świata. Jej zdobycie nie było ważnym celem samym w sobie, tylko jako część wielkiej operacji na froncie. A kiedy Rosjanie podchodzili pod Warszawę latem 1944 r., to było to w momencie, kiedy ich trwające od czerwca 1944 r. natarcie w ramach operacji „Bagration” zaczynało już tracić impet. Nie należy też zapominać, że z kolei armia niemiecka pod Warszawą latem 1944 r. była znacznie silniejsza niż w styczniu 1945 r. Tam koncentrował się niemiecki opór. Na początku sierpnia Warszawy broniło m.in. pięć dywizji pancernych. Nigdzie na froncie wschodnim nie było wtedy takiej koncentracji niemieckich sił pancernych jak pod Warszawą. Pamiętajmy, że 1. Front Białoruski, czyli tak jak już mówiłem, ta grupa wojsk Armii Czerwonej, która przyszła do Polski latem 1944 r. w czasie Powstania Warszawskiego i walk wokół Warszawy, poniosła straty na poziomie 200 tys. zabitych, rannych i zaginionych. Czyli podobne do strat polskich. O ile nie wyższe. Wyższe. My, na szczęście, nie mieliśmy takich strat w Warszawie. Zginęło góra 100 tys. ludzi, co i tak jest straszne, zwłaszcza że w większości mówimy o cywilach, nie żołnierzach. To było ludobójstwo. W połowie września Armii Czerwonej udaje się wreszcie, po siódmy szturmie, zająć warszawską Pragę. Wtedy nagle ZSRR ściąga tam 1. Armię Wojska Polskiego, która wkrótce będzie forsować Wisłę, by pomóc powstańcom. Ponosi jednak całkowitą porażkę. Dynamika zdarzeń w czasie Powstania ulegała zmianie. Przez cały sierpień AK alarmowała Londyn, że nie ma pomocy od Rosjan. Politycy naszego emigracyjnego rządu robili wszystko, aby nagłośnić sprawę Powstania i wpłynąć na opinię publiczną. To się udało: prasa angielska i amerykańska zaczynała pytać, co się dzieje w Warszawie? Dlaczego postawa Rosjan nie jest w duchu współpracy alianckiej? Nacisk opinii publicznej wpłynął na zainteresowanie Powstaniem zachodnich polityków, zwłaszcza brytyjskich. Trzeba to jasno powiedzieć: Zachód jednak wymógł na Stalinie (czy to dobrze, czy źle – o tym za chwilę), bezpośrednią pomoc powstaniu. We wrześniu 1944 r. Armia Czerwona pomagała powstaniu, i to realnie. Dowódcy powstania chcieli się tymczasem w ogóle poddać 10 września, toczono już rozmowy na ten temat z Niemcami. Ale kiedy Rosjanie weszli na Pragę, podjęliśmy dalszą walkę i przez kolejne trzy tygodnie walczyliśmy z pomocą Armii Czerwonej. Może nie zawsze ramię w ramię, chociaż, w niektórych odcinkach, tak. Niemieckie natarcia już słabły, bo dostawały ogień artylerii zza Wisły. Sztukasy, które do tej pory bezkarnie, niczym współczesne pociski precyzyjne, lokowały każdą bombę dokładnie w budynku, w którym chciały, teraz musiały rzucać bomby szybko i odchodzić. To nieprawda, że jak pojawiło się rosyjskie lotnictwo, to Niemcy przestali latać nad Warszawą. Bynajmniej! Dalej toczyli walki w powietrzu. Nie przestali nas bombardować, z tym że robili to już mniej precyzyjnie. Siadła im efektywność bojowa. Dalej: po zajęciu Pragi, Armia Czerwona wcale nie musiała nam zrzucać zaopatrzenia. Mogła przecież robić swoje, nawet forsować Wisłę, zdobywać miasto, ale bez udzielania pomocy AK. W pewnym momencie zaczęła nam pomagać, przedłużając tylko naszą agonię, bo do tego to się sprowadzało. Być może lepiej byłoby, gdybyśmy się poddali tego 10 września i byłoby już po powstaniu. Zginęłoby kilkadziesiąt tysięcy ludzi mniej, a efekt byłby dokładnie taki sam. Zachód nam pomagał, ale w wymiarze wielkiej strategii, spisał nas na straty. Na wiele miesięcy i lat przed powstaniem, Polska została uznana w wymiarze operacyjnym (wojskowym, nie mówię o politycznym), za strefę Armii Czerwonej. Rosjanie byli ważniejszym sojusznikiem niż my. Koniec, kropka. Z drugiej strony, to dzięki Zachodowi AK uzyskała prawa kombatanckie i mogła pójść do niewoli, nie została w całości zamordowana. Nie można o tym zapominać. Niemcy, pod wpływem nacisku Zachodu, uznali prawa kombatanckie Armii Krajowej. Inaczej dowódca AK gen. Bór-Komorowski, powstańcze kadry i żołnierze zostaliby przez Niemców wymordowani, tak jak działo się to z członkami AK w Warszawie w sierpniu.W Polsce zapominamy, że na przełomie sierpnia i września kwestia walk w Warszawie stawała się coraz większym obciążeniem wizerunkowym dla Stalina. Churchill słał do Moskwy coraz bardziej agresywne monity. Wobec tego Stalin zmienił ton: ogłosił, że w zasadzie to on jest tak naprawdę przyjacielem i zwolennikiem Powstania. Zbiegło to się z udanym szturmem na Pragę. Wtedy zaczęły się rosyjskie zrzuty broni dla powstańców. Na marginesie, AK otrzymało dużo więcej zaopatrzenia z tych zrzutów niż z podobnych operacji ze strony Aliantów. Przede wszystkim jednak ściągnięto do Warszawy 1. Armię Wojska Polskiego z zadaniem szturmu na lewy brzeg Wisły. To była wielka operacja zbrojna, także o wymiarze politycznym, bo oto wojska podległe marionetkowemu wobec Stalina PKWN zajmują stolicę Polski. Niemcy zrobili wszystko, by utopić ten szturm we krwi. W efekcie była to największa klęska tzw. ludowego Wojska Polskiego w II wojnie światowej. Ale czy Rosjanie zrobili z kolei wszystko, by operacja 1. AWP się udała?Z dokumentów wynika, że podeszli do sprawy całkowicie na zimno, to jest jeśli Polakom faktycznie się uda, to świetnie, jeśli nie, to trudno. Udzielono wsparcia lotniczego i artyleryjskiego. To nie było udawane natarcie. Ale też nie było tak, że Rosjanie chcieli tego sukcesu za wszelką cenę. Wynikało to jednak z planowania operacyjnego: przecież cała Armia Czerwona dostała rozkaz, żeby Warszawę zdobyć, więc może Polakom się uda, ale jeśli nie, to nic to nie zmieniało. Istnieją dokumenty, które wskazują na to, że marszałek Żukow, radziecki koordynator kilku frontów w Polsce, zastanawiał się, że skoro Polakom nie idzie, to może wesprzemy ich doborowymi pułkami strzeleckimi z 8 Armii Gwardii gen. Czujkowa, osławionej w czasie bitwy pod Stalingradem. Ale uznano, że zanim przegrupują się one do Warszawy spod Mniszewa, to upłynie tak dużo czasu, że nie ma to najmniejszego sensu. 1. AWP to było wojsko, które zaistniało na froncie jako formacja dopiero w lipcu 1944 r. I od razu poniosła klęskę, próbując forsować Wisłę pod Puławami. Co wpłynęło na utrwalenie mitu o bierności Armii Czerwonej? Przecież nie stało się to siłami samych PolakówLepiej w wymiarze politycznym krzyczeć, że oni nas zostawili i zrzucić odpowiedzialność za porażkę na, co by nie było, naszych wrogów – bo Stalin i ZSRR byli wrogami niepodległej Polski. Zwłaszcza że klęska Powstania była olbrzymia. Po Powstaniu AK miała fatalny wizerunek wśród Polaków. Pytano, dlaczego doprowadzono do tak straszliwej masakry miasta i takiego zniszczenia dóbr kultury i dorobku wielu pokoleń? Łatwiej na to odpowiedzieć: to nie my, to Armia Czerwona, bo nie pomogła. Potem nastała Zimna Wojna. Większość oficerów AK wyzwolonych z obozów jenieckich została zmuszona pozostać na Zachodzie. Budowali oni narrację o zatrzymanej ofensywie Armii Czerwonej, którą uwiarygadniało to, że Stalin rzeczywiście był wrogiem Powstania. To znajdowało posłuch, bo przecież ZSRR z sojusznika stał się po 1945 r. wrogiem numer jeden Zachodu.Z kolei w czasach PRL-u w Polsce czy jeszcze bardziej w ZSRR nie można było powiedzieć, że Armia Czerwona nie pomogła Warszawie, bo skrwawiła się w bitwach na jej przedpolach. Bo przecież w oficjalnym przekazie propagandowym Armia Czerwona była niezwyciężona! A jak jest niezwyciężona, to jeśli stoi to, dlatego że chce, a nie że nie może przełamać pozycji wroga. Ten mit pokutuje w Polsce zresztą do dzisiaj i paradoksalnie przyczynia się do umocnienia narracji o tym, że z premedytacją czerwonoarmiści zostawili Warszawę na pastwę Niemców. To absurdalne, jak te wszystkie sprzeczności powodują, że przekaz o bierności Rosjan w czasie Powstania jest w zasadzie wygodny dla wszystkich stron. Wielu polskich historyków po 1989 r., m.in. Wojciech Roszkowski, twierdziło jednak w swoich pracach, że porażka Armii Czerwonej pod Wołominem i Okuniewem na początku sierpnia 1944 r. była tylko zasłoną dymną, szukaniem pretekstu do zatrzymania ofensywy, A nawet, że Stalin sam ją odpowiednio wyreżyserował.Od lat analizuję dokumenty, zarówno Armii Czerwonej, jak i Wehrmachtu, dlatego mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że żadnego „wyreżyserowania porażki” tu nie było. To była normalna, regularna bitwa. Przeciwuderzenie niemieckie nastąpiło po kilku miesiącach ciągłego odwrotu, w sytuacji coraz większego rozciągnięcia linii zaopatrzenia Armii Czerwonej. Skala niemieckiego kontrnatarcia zaskoczyła Rosjan, którzy spodziewali się od przeciwnika już tylko odwrotu. Mówienie o „wyreżyserowaniu porażki” jest robieniem ze Stalina jakiegoś demiurga, półboga, który jest w stanie kreować rzeczywistość z wyprzedzeniem. Tak, jakby był w stanie przewidywać pięć ruchów do przodu ruchy wojsk własnych i przeciwnika. W dodatku na wszystkich frontach. Tak. Tylko że Stalin nie był półbogiem. Był człowiekiem, który miał swoje cele. Miał po prostu szczęście w tej Warszawie, w wymiarze politycznym. Sytuacja – z jego punktu widzenia – ułożyła się dla niego idealnie. Potrafił przekuć porażkę swoich wojsk w polityczny sukces. My nie mieliśmy tyle szczęścia.Nam zostały zwycięstwa moralne.