Jedna piosenka zmieniła ich życie. Ten zespół jest żywym dowodem na to, że nie warto się zbyt łatwo poddawać. Grupa The Kolors dopiero po ponad 10 latach działalności doczekała się przeboju, który podbił serca słuchaczy, a muzykom zapewnił tyle występów, że przez wiele miesięcy gościli na lotniskach częściej niż we własnych domach. Wokalista Stash Fiordispino, perkusista Alex Fiordispino i basista Dario Iaculli opowiedzieli portalowi tvp.info między innymi o „Italodisco”, czyli piosence, która – dosłownie – zmieniła ich życie. Anna Nowaczyk: Wybaczcie, że dzisiaj nie porozmawiamy jeszcze do końca po włosku, ale dajcie mi rok i obiecuję, że następnym razem nie będzie ani słowa po angielsku. Alex Fiordispino: Ambitnie, podoba mi się to!Stash Fiordispino: Byłaś kiedyś we Włoszech? Nawet kilka razy. S.F.: Brawo! W takim razie już jesteś jedną z nas (śmiech). Powiedzcie mi – tak całkiem szczerze – czy kiedy słyszycie pytania albo opowiadacie o „Italodisco”, to jeszcze się uśmiechacie, czy jednak myślicie sobie czasem: „o nie, znowu”? The Kolors: (zgodnie) Nie, nie, nie, w żadnym wypadku!S.F.: Wprost przeciwnie, jesteśmy dopiero na samym początku tej podróży. Możemy opowiadać o tej piosence jeszcze przez wiele lat! „Italodisco” stało się naszą wizytówką, czymś, czym możemy się chwalić, zwłaszcza w innymi krajach, poza granicami Włoch. Dlatego będziemy czekać na pytania o ten utwór jeszcze bardzo długo (śmiech). W takim razie od razu umawiamy się, powiedzmy, za pięć lat, wtedy znowu was o to zapytam i powiecie, co czujecie po takim czasie. (śmiech) A.F.: Pewnie! I wtedy pogadamy już od razu po włosku, prawda (śmiech)? Oczywiście! Ale skoro jesteśmy przy takich skokach czasowych, to trzeba przyznać, że trochę naczekaliście się na ten sukces i na to, żeby świat w końcu o was usłyszał. Ty, Dario, miałeś nieco ułatwione zadanie (basista oficjalnie dołączył do zespołu w 2023 roku - red.), ale twoi koledzy musieli nieźle trenować cierpliwość. (śmiech)S.F.: My przede wszystkim nie czujemy, że osiągnęliśmy jakiś cel. Traktujemy to jako zaledwie początek naszej drogi. Nie za bardzo chcemy się chwalić tymi numerami jeden, pierwszymi miejscami list przebojów, platynową czy diamentową płytą. Reakcje na „Italodisco” to dla nas fajny sygnał od publiczności, fanów, ale to jeszcze nie jest nasze ostatnie słowo. Natomiast na pewno świetnie czujemy się w studiu albo na scenie i to miłe, kiedy ludzie nas chwalą. To jest ważne pod względem emocjonalnym.Dlaczego macie się nie chwalić sukcesami? Nie jesteście co prawda jedyni, bo wielu artystów ma podobny problem, ale jeśli ktoś zapracował na platynową płytę, to dlaczego ma nie być z tego dumny? S.F.: Bardzo dziękujemy za komplement! Potraktujemy to jako zachętę do dalszej pracy (śmiech). Wiesz, mamy takie charaktery, że chwalenie się przychodzi nam z trudem, ale może się tego kiedyś nauczymy.Zaskoczyło was, że po kilkunastu latach pracy w końcu udało wam się to, o czym marzy większość zespołów na samym początku? Wielu muzyków myśli sobie, że szybko uda im się podbić świat, a potem życie to weryfikuje, czasem brutalnie. O was zrobiło się naprawdę głośno poza ojczyzną dopiero po ponad dekadzie. Zastanawiam się, co wtedy poczuliście, co pomyśleliście? Że „opłacało się walczyć”? S.F.: Mieliśmy wzloty i upadki. Oczywiście miło jest, kiedy świętujesz sukcesy, ale dopiero kiedy one nadejdą, zdajesz sobie sprawę z tego, ile pracy trzeba włożyć, żeby utrzymać się na takim poziomie. Masz pierwsze miejsce na liście przebojów i dostrzegasz, jakiego wysiłku to wymagało. Pewnie, że to wszystko nas zaskoczyło, ale kiedy dzisiaj sobie o tym myślimy, to wiemy, że to dopiero pierwszy wielki krok na tej naszej drodze. W takim razie może podzielicie się ze światem przepisem na przebój? (śmiech)S.F.: Nie ma recepty na sukces. Sami chcielibyśmy ją poznać, ale nauczyliśmy się jednej bardzo ważnej rzeczy. Muzyka jest dobra, albo po prostu się podoba, kiedy jest szczera. Ludzie doskonale wyczuwają, że coś jest sztuczne. Żyjemy w czasach, kiedy wokół jest mnóstwo muzyki, ale mam wrażenie, że jeśli coś jest szczere, prawdziwe, zawsze zostanie zauważone. Jak dzisiaj we Włoszech traktuje się to tytułowe italo disco jako gatunek? Bo muszę przyznać, że w Polsce trafiliście na podatny grunt. Oficjalnie prawie nikt czegoś takiego nie słucha, ludzie traktują to trochę jako „guilty pleasure”, ale dziwnym trafem wszyscy doskonale znają te wielkie przeboje. (śmiech)S.F.: To się rzeczywiście zdarza, ale wiesz co? Nie tylko w Polsce, tak jest na całym świecie. Jeśli ktoś udaje, że na przykład zupełnie nowy przebój nie zrobił na nim wrażenia, to po dwóch kieliszkach wina na imprezie okazuje się, że jest zupełnie inaczej. Zgodnie ze starą zasadą: in vino veritas. We Włoszech widzieliśmy coś takiego z „Italodisco”. Nie masz nawet pojęcia, ilu fanów tej piosenki odkryliśmy niespodziewanie na imprezach (śmiech).A czego wy sami prywatnie słuchacie? S.F.: To zależy od moich aktualnych fascynacji, często od nastroju, ale mam jedną stałą muzyczną miłość: Pink Floyd. Niezależnie od tego, czy akurat uwielbiałem Backstreet Boys, czy Twenty One Pilots, to Pink Floyd zawsze byli gdzieś z boku. A.F.: Ja od zawsze kocham metal, ale słucham też popu, a ostatnio najbardziej podoba mi się Jack White. Dario Iaculli: Też słucham wielu rzeczy, czasem z zupełnie innych muzycznych bajek. Najbardziej lubię chyba brzmienia z Ameryki Południowej, ale od zawsze uwielbiam też funk. Myślałam, że postanowisz przelicytować kolegów i po tym, jak oni powiedzieli Pink Floyd i Jack White, rzucisz: Drupi.(śmiech)D.I.: Wydało się. Dużo i długo słuchałem Drupiego, ale cóż, trochę mi się pozmieniało. Chociaż dzisiaj Drupi to właśnie takie moje „guilty pleasure” (śmiech).Po pytaniu o muzykę sięgnąłeś po telefon. Niektórzy wyznają zasadę „in Spotify veritas”. A.F.: A wiesz, że to prawda [sprawdza historię słuchanych piosenek]? Co my tu mamy? Trochę country, punk, czyli Viagra Boys, Post Malone, N.E.R.D. Labrynth. O, Beyoncé. Kocham jej płytę „Lemonade”! No i Slipknot. S.F.: Nie kłamał (śmiech). D.I.: Moja kolej! Punk, do tego The Weeknd, Talking Heads. Trochę starego, trochę nowego. I nic wstydliwego, uff.S.F.: Dobrze, że mój telefon został w pokoju obok (śmiech). Ale przyznam się, że zdarza mi się słuchać piosenek tylko dla jednego krótkiego fragmentu. Zapisuję to, a potem myślę o czymś jako inspiracji dla naszych piosenek. Dlatego moja playlista bywa czasem dziwaczna.Jeśli to tylko „badania” do pracy, to jesteś usprawiedliwiony. S.F.: Tak, tak, a potem nagle okaże się, że mam na klatce piersiowej tatuaż z napisem „Albano”. A z drugiej strony „Romina Power”. S.F.: No pewnie, tylko nikomu nie mów (śmiech)!Na koniec poproszę was o mały poradnik turystyczny. Zdradźcie, co – bo to nie pierwsza wasza wizyta tutaj – najbardziej spodobało wam się w Polsce, a co Polscy powinni koniecznie zobaczyć i czego spróbować we Włoszech?S.F.: Spodobało mi się, ale też całkowicie zszokowało, kiedy zobaczyliśmy przed naszym hotelem tłum ludzi z aparatami i zdjęciami do podpisania. W życiu byśmy się tego nie spodziewali! Natomiast co trzeba zobaczyć we Włoszech? Wybrzeże Amalfi. Jeśli spojrzysz z niego na Capri, wszystko stanie się już dla ciebie jasne. A.F.: Co odwiedzić we Włoszech? Wenecję. A co trzeba robić? Jeść! W Polsce najbardziej zasmakował nam alkohol (śmiech), ale tak poważnie to spodobała nam się taka pozytywna energia. Może po prostu mieliśmy szczęście trafić na fajnych ludzi, ale takie są nasze wrażenia. D.I.: Nocny spacer po Placu Weneckim w Rzymie - obowiązkowo! Wiesz, co spodobało mi się w Polsce? Pierogi z kapustą na Starym Mieście w Warszawie. I pałac prezydencki. Już wiemy, że tam mieszka Andrzej Duda!CZYTAJ TEŻ: Coldplay lepsze od Queen. Brytyjska grupa zawładnęła radiem w XXI wieku