Gleby nie dają rady wchłonąć tak wiele wody. Z jednej strony część Polski dotyka susza, a zaraz potem w innych rejonach kraju pojawiają się podtopienia oraz zagrożenia powodziowe. Jak twierdzą naukowcy, tego typu ekstrema będą coraz częstsze, bo to efekt zmian klimatycznych, a zwłaszcza ocieplenia. Silne opady deszczu zagrażają miejscowościom na południu kraju. Odpowiedzialny jest za to niż genueński, który dotarł do Polski znad Morza Śródziemnego. Przyjął on ogromne ilości pary wodnej i ruszył przez Europę, zalewając kolejne kraje. Zdaniem ekspertów obecne opady w Polsce mogą być porównywalne do tych z lat 1997 i 2010, kiedy to doszło w kraju do wielkich powodzi. Hydrolożka Marta Barszczewska, dyrektorka Departament Inwestycji i Renaturyzacji Wód Polskich, wyjaśnia w rozmowie z tvp.info, że „mamy w Polsce postępującą zmianę klimatu i coraz częstsze gwałtowne opady”. – Oznacza to duże ilości wody, w krótkim czasie, mimo że bilans roczny opadów nie ulega diametralnym zmianom. Od dobrych kilku lat mamy w Polsce coraz mniej okresów drobnego deszczu padającego przez kilka dni, a coraz więcej gwałtownych opadów z bardzo dużą ilością wody. W związku z tym, że w krótkim czasie mamy do czynienia z bardzo silnymi opadami, taka ilość wody nie jest możliwa do wchłonięcia przez glebę – wyjaśnia Marta Barszczewska. Według ekspertki te gwałtowne opady są bardzo niebezpieczne w szczególności na obszarach górskich, ponieważ pojawia się szybki spływ powierzchniowy, który w sposób naturalny kieruje się do najbliższych rzek. A te przyjmują takiej masy wody i występują z brzegów. Hydrolożka zwróciła uwagę, że nawałnice są bardzo niebezpieczne w miastach, zwłaszcza tych najbardziej „zabetonowanych”. – Powierzchnia betonowa sprzyja powstaniu spływu powierzchniowego, który jest kierowany do rzek. Pamiętajmy, że koryta rzek mają określoną pojemność i stąd późniejsze podtopienia czy powodzie – dodaje Marta Barszczewska. Czarne scenariusze Jak to jest, że w jednym tygodniu otrzymujemy informację o rekordowo niskim poziomie Wisły w Warszawie, a zaraz później niemal całe południe kraju stoi przed perspektywą powodzi? – zapyta wielu. Prof. Joanna Wibig, współautorka książki „Climate Change in Poland” z Katedry Meteorologii i Klimatologii Uniwersytetu Łódzkiego, wyjaśnia, że susza jest wynikiem braku regularnych opadów zwłaszcza na terenach nizinnych. Ma związek także z ujemnym bilansem wodnym. – Wysuszona gleba nie jest później w stanie przyjąć tych strasznych opadów przekraczających ponad 100 mm. Mało tego, gleba ta spływa później razem z wodą i zamula rzeki – mówi tvp.info prof. Wibig. Zmiany klimatyczne są bardzo widoczne w Polsce. Portal Gazeta.pl, powołując się na rządowy dokument „Polityka ekologiczna państwa 2030” informował: „Scenariusze klimatyczne dla Polski pokazują, że najpowszechniejszymi zjawiskami pogodowymi w kolejnym dziesięcioleciu będą fale upałów z tendencją do wydłużania czasu ich występowania”, a „równie dotkliwe mogą być krótkie, ale bardzo intensywne opady, które mogą powodować lokalne zalania oraz podtopienia”.Ostrzeżenia naukowców Podobnego zdania są naukowcy Polskiej Akademii Nauk. „Przez nasilające się zmiany klimatu musimy liczyć się z częstszym występowaniem zarówno suszy, jak i powodzi (…) Nawet w jednym roku może wystąpić zarówno susza, jak i powódź. Dawna nienormalność staje się nową normalnością, a przyszłe ekstrema będą jeszcze bardziej ekstremalne niż w przeszłości, negatywnie oddziaływając na mieszkańców i gospodarkę Polski” – taki alert znalazł się w komunikacie wydanym przed czterema laty przez interdyscyplinarny zespół doradczy ds. kryzysu klimatycznego przy prezesie Polskiej Akademii Nauk. Eksperci podkreślają, że „w wyniku zmiany klimatu zmienia się charakterystyka opadów oraz zmaleje liczba dni z opadem, wydłuży się czas między opadami i zwiększy się ich intensywność”. Oznacza to, że pojawiają się tzw. opady nawalne, będące bardzo intensywne i grożące podtopieniami lub powodziami. Zwłaszcza w zabetonowanych miastach. Według naukowców „w ciągu najbliższych 30 lat ryzyko to stanie się wysokie i będzie pojawiać się nawet 22 dni w roku”.Rosnące temperatury prowadzą do nawałnic Prof. Artur Magnuszewski, hydrolog z UW, w rozmowie z „Polityką” wyjaśniał m.in., dlaczego mamy do czynienia z tak częstymi nawałnicami. „Rośnie temperatura Ziemi i oceanów. Jeśli rośnie temperatura oceanów, oznacza to większe parowanie. Maszyna cieplna napędzająca cały ziemski cykl hydrologiczny staje się bardziej wydajna. Więcej pary wodnej trafia do atmosfery, ponieważ ciepłe powietrze jest w stanie więcej jej zaabsorbować” – mówił prof. Magnuszewski. Naukowiec zwrócił uwagę, że wiele zależy od pór roku. – Jesienią i zimą siąpi często przez wiele dni. Parowanie jest minimalne, więc warstwy gleby, które są porowate, mogą wydajnie infiltrować nieintensywne opady do złóż podziemnych. Następuje ich odbudowa. Natomiast latem opady są zwykle znacznie większe niż zdolność infiltracji gruntu i tworzy się spływ powierzchniowy, w którym woda jest tracona. Zwłaszcza w górach, gdzie dodatkowo są duże spadki, więc spływy szybko powstają, a warstwy wodonośne są znikome. Stąd podtopienia i lokalne powodzie. To paradoks. Mamy wody w bród, ale szybko spływa i odparowuje – podkreśla prof. Magnuszewski.