Prof. dr hab. inż. Janusz Zaleski w rozmowie z tvp.info. Powodzie zagrażają południowo-zachodniej części Polski. Czy grozi nam powtórka z powodzi tysiąclecia? – Po to wydano miliardy złotych, po to powstały zbiorniki retencyjne, żeby tej powtórki nie było – podkreślił w rozmowie z portalem tvp.info prof. dr hab. inż. Janusz Zaleski, dyrektor Projektu Ochrony Przeciwpowodziowej w Dorzeczu Odry i Wisły, który w 1997 roku pełnił funkcję wojewody wrocławskiego. – Wtedy magazyny były pełne masek gazowych, a nie było worków na piasek. Bardziej byliśmy przygotowani na uderzenie bomby atomowej niż powódź – skomentował. Portal tvp.info: Na południu Polski obowiązuje zagrożenie powodziowe. Czy grozi nam powtórka z 1997 roku?Prof. dr hab. inż. Janusz Zaleski: W Kotlinie Kłodzkiej grozi nam powódź, ale o jakiej skali – tego dowiemy się po opadach z nocy z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę. Raczej jest bardzo małe prawdopodobieństwo, żeby zagrożone były Opole czy Wrocław.Jak pan patrzy z perspektywy czasu na wydarzenia z 1997 roku? Można było działać inaczej, reagować inaczej?Patrzę z nostalgią. Chciałbym wtedy mieć te informacje prognostyczne wyprzedzające, jakie teraz są dostępne oraz takie możliwości operacyjne. Wtedy w dużej mierze działaliśmy na ślepo, na wyczucie. Teraz bardzo dużo się zmieniło. Nawet jak dużo wody spadnie, to ona płynie do Wrocławia 2-3 dni. A my już teraz jesteśmy na wysokim stopniu alarmu. Jesteśmy uzbrojeni w suche zbiorniki retencyjne, które tę wodę zatrzymają. Jest to zupełnie inna sytuacja. Wrocław jest bezpieczny.Zagrożeniem może być jedynie powódź miejska, która może wystąpić, jeżeli są bardzo intensywne opady na terenie Wrocławia. Mamy tu stare systemy kanalizacji deszczowej, które nie są w stanie odbierać bardzo intensywnych odpadów.To inna sytuacja niż wysoka woda płynąca ze strony Czech.Po to wydano miliardy złotych, po to powstały zbiorniki retencyjne, żeby powtórki z '97 roku nie było.Jakie są narzędzia, którymi teraz dysponują służby, a których wtedy nie było?W 1997 roku system obserwacji i prognoz polegał na tym, że obserwatorzy udawali się nad rzekę i odczytywali z wodowskazów, jaki jest poziom wody. Jak zalało, to nie mogli dojść. Działaliśmy na ślepo, co najwyżej gdzieś przy mostach próbowano ustalić, jaki jest poziom wód. Obecny system ostrzegania i mobilizowania to bardzo ważna rzecz. Jest możliwość wczesnego ostrzeżenia ludności, zmobilizowania, jeżeli trzeba nawet wojska, bo na to też potrzeba kilku dni.Teraz to jest niebo a ziemia, co nie oznacza, że nie ma ryzyka powodzi. Ryzyko zawsze występuje.Poprawiły się też choćby systemy łączności.Mamy dobre systemy łączności, wyposażenie. W 1997 roku magazyny były pełne masek gazowych, a nie było worków na piasek. Zmiany są we wszystkich aspektach – zarówno w mentalnym przygotowaniu służb, wyposażeniu czy kwestiach działania w warunkach zagrożenia powodziowego.Nie wszystko można jednak przewidzieć. Tamte tragiczne wydarzenia pozwoliły jednak zdobyć doświadczenie.Osobiście uważam, że w 1997 roku zrobiono tyle, ile można było zrobić w ówczesnych warunkach – posiadania słabych prognoz, całego nieprzygotowania systemu. Bardziej byliśmy przygotowani sprzętowo na uderzenie bomby atomowej niż na powódź.Wówczas chciał pan wysadzić wał, zalać okolicę, wpuścić wodę w dolinę Widawy, by ratować Wrocław. Ludzie oprotestowali. Broniłby pan dziś tej decyzji?Wysadzenie tego wału we właściwym momencie niewątpliwie przyniosłoby ulgę i prawdopodobnie Wrocław byłby zalany w mniejszym stopniu. Natomiast rozwiązania prawne ówcześnie obowiązujące nie gwarantowały odszkodowań osobom, które w wyniku takiego sztucznego zalania poniosłyby straty. Gdy wróciłem z dokumentami podpisanymi przez premiera (Leszka Millera – przyp. red.), było już za późno. Dzisiaj taka sytuacja by się już nie powtórzyła, bo tego typu kwestie są już prawnie dobrze rozwiązane. Są możliwe działania operacyjne, a nie konieczność zwracania się do wojewody, do premiera, podpisywania dokumentów.Poza tym teraz wysadzenie wału nie byłoby konieczne, gdyż czterokrotnie zwiększyliśmy przepustowość kanału Ulgi z 80 na 320 metrów na sekundę.Jakie jeszcze wnioski wyciągnięto z tamtej tragicznej powodzi?Są działania strukturalne – budowane są zbiorniki retencyjne, podnoszone wały tam, gdzie już retencja nie starczy. Mamy też działania niestrukturalne – przygotowywanie ludzi, wyposażenie służb, dysponujemy systemami prognozowania i tak dalej. Z pewnością nie zmarnowaliśmy tych 27 lat.Bez względu na barwy polityczne realizowany jest projekt z zakresu ochrony powodziowej w dorzeczu Odry, głównie finansowany przez Bank Światowy, Bank Rozwoju Rady Europy i Unię Europejską. W czerwcu przyszłego roku kończymy ostatni projekt. Widzę, że decyzje rządowe zmierzają ku temu, aby zaakceptować kolejny projekt i wybudować zbiornik Kamieniec Ząbkowicki.To wyczerpie zapotrzebowanie na ochronę przeciwpowodziową?Myślę, że to, co się będzie działo w Kotlinie Kłodzkiej pokaże, że powinniśmy umieścić jeszcze 2-3 suche zbiorniki retencyjne. Ostatnio były pewne protesty przeciwko dalszej rozbudowie tego systemu zbiorników, ale każda powódź zmienia nastawienie społeczne do tego typu inwestycji. Wydaje mi się też, że trzeba się dokładnie przyjrzeć górnemu dorzeczu Kwisy i Bobru. Wszystkich problemów niestety nie rozwiążemy jednocześnie, gdyż możliwości budżetu państwa są ograniczone. Ale trzeba wiedzieć, że na dorzeczu Odry zrobiono dużo, jeżeli chodzi o ochronę przeciwpowodziową.Tamta tragedia zjednoczyła kraj. Pański „Program dla Odry 2006” powstał ponad podziałami politycznymi. To chyba krzepiące.To zastanawiające, że z jednej strony te podziały polityczne się pogłębiają, ale nie obejmują kwestii działań przeciwpowodziowych. Jest tak, że jedna ekipa polityczna przygotowuje program, druga go wdraża, a potem ta druga przygotowuje kolejny program i pierwsza wraca i go wdraża. Mam nadzieję, że zgoda w sprawach bezpieczeństwa, nie tylko granic państwowych, ale też zabezpieczenia przed katastrofami się utrzyma. Pewne działania muszą być ponad podziałami kontynuowane.Można powiedzieć, że jeżeli chodzi o ochronę przeciwpowodziową mądry Polak przed szkodą.Najpierw Polak był mądry po szkodzie, ale teraz już stara się być mądry przed szkodą.