„Rozmowy (nie)wygodne” w niedzielę o 20.00 w TVP Info. Ja to ukryłam, nie zaprosiłam ich na chrzest. Nie chciałam, żeby ich bolało. Całe dzieciństwo pamiętam regały z Marksem i Engelsem… Bardzo ważne dla mnie jest zdanie: "czcij ojca swego i matkę swoją", czyli ludzi, którzy dali ci życie – mówi Magda Umer w programie „Rozmowy (nie)wygodne Mariusza Szczygła. Cała rozmowa w niedzielę o 20.00 w TVP Info. Magda Umer to polska piosenkarka, reżyserka, scenarzystka i aktorka. Jako dorosła osoba przyjęła chrzest święty. – Razem z moim synkiem, który aktualnie będzie miał lat 47, a wtedy miał 2,5 roku, czyli ja miałam 30. Moją mamą chrzestną została Kalina Jędrusik, która także ochrzciła się jako dorosła kobieta, a tatą Janusz Kondraciuk – przyznała. Jak dodała, do takiej decyzji skłoniło ją „pragnienie wiary”. – Nie jestem osobą religijną, ale spadła na mnie łaska wiary, wiary w znaki, w coś niezwykłego, nie tylko materialnego. Powiedziałam nawet kiedyś, że jeśli mam wybierać między metafizyką a fizyką, to wybieram metafizykę – dodała. Podkreśliła, że chodzi o wiarę „w coś, co pomaga ci żyć i wierzyć, że wszystko ma jakiś sens, że wszystko to, przez co przechodzimy, nie jest po nic”. – Jeremi Przybora zawsze mówił: „ja nie jestem człowiekiem niewierzącym, ja jestem człowiekiem głęboko niewierzącym”. A ja mówiłam: „dobrze, dobrze, ja będę wierzyć za ciebie” i on lubił tę moją wiarę za niego. Trochę z niej się podśmiewywał, ale mówił: "no niech sobie ma" – wspomina piosenkarka. Jak dodała, jej ojciec mawiał, że „trzeba żyć tak, jakby Bóg był”. – To się może też stąd brać, że kiedy był małym chłopcem, był głęboko wierzącym człowiekiem i służył do mszy. I tak samo mama bardzo głęboko wierzyła w Boga, a potem nagle uwierzyli w komunizm. I to jest nieszczęście paru milionów młodych ludzi tuż po wojnie – podkreśliła. Czytaj także: „Dzieci są okrutne i to mnie zahartowało”. Olga Bończyk o swoim dzieciństwie i samotności"Mama mnie pobiła"Przyznała, że jej rodzice nie wiedzieli, że ochrzciła się po trzydziestce. Jej ojciec Edward Umer był wówczas funkcjonariuszem aparatu bezpieczeństwa PRL. – Nie powiedziałam im o tym. Ja to ukryłam, nie zaprosiłam ich na chrzest. Na chrzest przyszła Zuzia (Zuzanna Łapicka – red.) i Daniel (Daniel Olbrychski – red.), którzy byli chrzestnymi mojego syna. Nie chciałam, żeby ich bolało. Całe dzieciństwo pamiętam regały z Marksem i Engelsem… Bardzo ważne dla mnie jest zdanie: "czcij ojca swego i matkę swoją", czyli ludzi, którzy dali ci życie. Bardzo młodo, bo mama była w jedenastej klasie, a tata się szykował na studia, oni byli dziećmi właściwie. Mogli mnie nie urodzić, a dali mi życie – opowiada. Jak dodaje, wierzyła rodzicom w to, co mówili aż do wydarzeń 1968 roku, kiedy z powodu zmasowanej kampanii antysemickiej doszło do masowej emigracji społeczności żydowskiej z Polski. – Marzec 1968 roku strasznie przeżyłam, był dla mnie szokiem i zrozumiałam też, że się bardzo głęboko z nimi nie zgadzam, więc uciekłam z domu. A co mogłam zrobić więcej? Przecież nie mogłam się pobić z własnymi rodzicami, więc uciekałam od rozmów na ważne tematy i żyłam swoim życiem i swoim rodzącym się rozumem – dodała Magda Umer. – Nie chciałabym na ten temat mówić dużo, bo to jest cały czas bardzo bolesny problem mojego życia – podkreśliła. Dodała, że rok 1968 był dla nie punktem zwrotnym i „odejściem od rodziców”. – Dowiedziałam się na studiach od moich koleżanek i kolegów, że Polska to jest "radzieckie moczarstwo" (Mieczysław Moczar był wówczas ministrem spraw wewnętrznych PRL – red.) i przyszłam i o tym powiedziałam mamie. I mama mnie pobiła. Wyszłam z domu – opowiada. Magda Umer dodaje, że brała wówczas udział w protestach studenckich, na których przemawiała. Czytaj także: Wałęsa: To ja namówiłem Trumpa, żeby kandydował na prezydenta