Olga Bończyk opowiada o swoim dzieciństwie w programie "Sto pytań do" Wyobrażam sobie, jakie to musiało być dla mamy dojmujące: wychowywać w świecie, w którym panuje totalna cisza, dwoje muzyków, poświęcić im się, oddać wszystko, co można, ale nigdy nie móc usłyszeć nawet jednego dźwięku. To dla nich obojga, taty i mamy, musiało być ogromne trudne – mówi aktorka i wokalistka Olga Bończyk w programie „Sto pytań do”. Na audycję zapraszamy w sobotę o godz. 20.00 do TVP Info. Olga Bończyk to aktorka filmowa, teatralna i wokalistka. Wychowała się w domu, w którym oboje rodzice nie słyszeli. Jak sobie z tym radziła?– Wierzę, że już sobie poradziłam, ale rzeczywiście tak się w moim życiu poukładało, że moi oboje rodzice byli głusi. Los tak kapryśnie sprawił, że obdarzył ich dwójką utalentowanych muzycznie dzieci. Byłam z bratem w przedszkolu, kiedy rodzice dowiedzieli się od przedszkolanki, że jesteśmy uzdolnieni muzycznie i fajnie byłoby coś z tym zrobić. Skończyliśmy wszystkie możliwe stopnie edukacji muzycznej. Mój brat jest świetnym skrzypkiem, gra w orkiestrze Agnieszki Duczmal od blisko 40 lat. Ja wprawdzie nie zostałam pianistką, ale spełniam wszystkie swoje marzenia z dzieciństwa – opowiada Olga Bończyk. Dodaje, że w szkołach muzycznych, do których chodziła z bratem, są organizowane koncerty dla rodziców. – Dzieci przygotowują wybrane utwory, grają je, a rodzice siadają na widowni i mogą się cieszyć tym, jakie postępy robią ich pociechy. Pamiętam, że zawsze przychodziłam wtedy z mamą, która siadała gdzieś na końcu szkolnej sali koncertowej tak, żeby nikomu nie zasłaniać, nie przeszkadzać. Kiedy kończyłam grać swoje utwory, zbiegałam ze sceny, biegłam do mamy i zawsze wtedy w jej oczach widziałam łzy. Jako dzieciak nie do końca je rozumiałam, raczej postrzegałam to jako formę wzruszenia. Moi rodzice nie żyją już od bardzo wielu lat, mama odeszła blisko 40 lat temu. Teraz, kiedy myślę o tamtych chwilach, wyobrażam sobie, jakie to musiało być dla niej dojmujące – wychowywać w świecie, w którym panuje totalna cisza, dwoje muzyków, poświęcić im się, oddać wszystko, co można, ale nigdy nie móc usłyszeć nawet jednego dźwięku. Wyobrażam sobie, że to dla nich obojga, taty i mamy, musiało być ogromne trudne, a jednak z jakąś zupełnie dla mnie niezrozumiałą determinacją zdecydowali się wychować w świecie ciszy dwoje muzyków – podkreśla aktorka. Bończyk zaznacza, że „zawsze bardzo nisko chyli przed nimi czoło, bo wyobraża sobie, że takie rzeczy dzieją się niezwykle rzadko”. – Pytałam mamy, dlaczego podjęła się tak trudnego zadania i mama zawsze mówiła: „skoro pan Bóg dał mi takie dzieciaki, to nie ja będę zmieniała tego boskiego planu”. Albo mówiła, że największym grzechem człowieka wobec samego siebie jest zmarnować swój własny talent. Myślę, że mama by sobie chyba nie wybaczyła, że tylko dlatego, że nie słyszą, zmarnowaliby nasz talent, zwłaszcza że rzeczywiście nam się udało. Mój brat dzisiaj koncertuje, jeździ po całym świecie, żyje z tego, że jest muzykiem. Ja poniekąd też, więc ten wysiłek się opłacił – podsumowuje artystka. Czytaj także: "To ja namówiłem Trumpa, żeby kandydował" - mówi Lech Wałęsa