„Od dwudziestu paru lat sondaże mnie bawią”. Marek Sawicki zapewnia, że nie jest krytykiem swojego rządu, ale dodaje, że jego sprawczość powinna być większa. - Ministrowie są bardzo mocno zajęci swoimi sprawami, pewnie urządzają gabinety, struktury kadrowe i nie reagują na to, co mówię, ale jeśli będą też o tym mówić ludzie, ta reakcja musi być – powiedział polityk w programie „Sto pytań do” TVP Info. Prowadząca program Wioleta Wramba zapytała Marka Sawickiego, co sądzi o najnowszym sondażu Instytutu Badań Pollster dla „Super Expressu”, który wskazuje, że PSL uzyskałoby tylko 1,67 proc. poparcia i znalazłoby się poza Sejmem, gdyby w wyborach startowało samodzielnie, nie w ramach Trzeciej Drogi. – Od co najmniej o dwudziestu paru lat tego typu sondaże mnie bawią. One ciągle po wyborach dla PSL były bardzo nieprzychylne. Ja raczej patrzę na to jak na ośrodki kształtowania opinii publicznej, a nie badania. Przypomnę, że w ostatnich wyborach samorządowych, w których startowaliśmy w koalicji z Polską 2050, stosunek głosów na radnych PSL wobec kandydatów Polski 2050 był siedem do trzech na rzecz PSL. W wyborach parlamentarnych wyborcy równo podzielili głosy, bo było praktycznie 50 na 50 – zaprotestował Sawicki. Dodał, żeby „nie martwić się o kondycję PSL”. – Jesteśmy dobrze zakorzenieni w strukturach lokalnych, mamy je w każdej gminie, każdym powiecie. To jest to, co trzyma PSL u źródeł, u korzeni. Nasza podstawa jest tak szeroka, że nawet jak liderom czasami uda się popełnić jakiś błąd i pójść złą drogą, to te korzenie ich przywołają do porządku – zapewnił poseł PSL. Dlaczego Marek Sawicki mówi w wywiadach, że Donald Tusk wystartuje w najbliższych wyborach prezydenckich, chociaż premier wielokrotnie temu zaprzeczał?– Tylko niezdementowana informacja jest nieprawdziwa. Zdementowana niesie coś w sobie. Nie jestem krytykiem mojego rządu, tylko zwracam uwagę na to, że rządzimy już dobre osiem miesięcy, a wygraliśmy wybory dziesięć miesięcy temu. Moje oczekiwania, a także wyborców Koalicji 15 października, są takie, że sprawczość w wielu sprawach mogłaby być zdecydowanie większa, a niestety jej nie widać. Jestem jednym z nielicznych polityków wewnątrz koalicji, którzy otwarcie mówią, że nasz elektorat oczekuje od rządu sprawczości – tłumaczył Sawicki. Stwierdził również, że nie otrzymał dotąd żadnej odpowiedzi ze strony rządu na wygłaszaną przez niego krytykę. – Ministrowie są bardzo mocno zajęci swoimi sprawami, pewnie urządzają swoje gabinety, struktury kadrowe i nie reagują na to, co mówię. Jeśli będą też o tym mówić ludzie, reakcja musi być. Ja chcę tylko i wyłącznie sprawczości, bo mamy umowę koalicyjną, którą podpisaliśmy i ta umowa powinna być realizowana – zaznaczył polityk.Sawicki odniósł się także sporów w koalicji, jakie budzi jeden ze sztandarowych projektów PSL w tej kadencji, tj. obniżenie składki zdrowotnej, ale tylko dla przedsiębiorców. – Nie może być tak, że w dziesiątym miesiącu funkcjonowania rządu mamy sytuację, w której sztandarowy projekt Polski 2050 i PSL nadal nie jest realizowany, jest w powijakach. Poza kwestią związaną z wakacjami ZUS, kwestia składki zdrowotnej nie została rozstrzygnięta. Wierzę, że tuż po wakacjach, na pierwszym posiedzeniu Sejmu we wrześniu, dostaniemy uzgodniony wewnątrz koalicji rządowy projekt zmian w składce zdrowotnej, który w dużym stopniu odwróci złe skutki Polskiego Ładu – stwierdził Sawicki. „Mówimy, że piesek umiera, a płód terminujemy”Jednym z tematów rozmowy z posłem Markiem Sawickim była także kwestia dopuszczenia kobiet do decydowania o własnym ciele, czyli liberalizacja niezwykle restrykcyjnego prawa do aborcji w Polsce. Dziennikarz Maciej Kluczka z TOK.fm zapytał polityka, czy PSL nie obawia się, że głosując przeciwko projektowi Koalicji Obywatelskiej w sprawie złagodzenia przepisów aborcyjnych doprowadzi do rozpisania wcześniejszych wyborów. – Pan życie ludzkie traktuje jako politykę, ja traktuję jako prawo konstytucyjne. Chcę wyraźnie powiedzieć, że w konstytucji mamy pewne zapisy i na dzień dzisiejszy nie ma większości do jej zmiany, a życie jest chronione. Sąd w Radomiu orzekł, ze życie zarodka jest ważniejsze niż wola ojca, więc warto się nad tym zastanowić – powiedział Marek Sawicki. Chodzi o wyrok, który zapadł przed sądem rejonowym w Radomiu na początku sierpnia tego roku. Sąd orzekł, że prawo zarodka do urodzenia przez matkę jest ważniejsze od tego, czego chce ojciec dziecka. Spór sądowy toczył się między dwojgiem małżonków, którzy się rozwiedli. Wcześniej jednak w wyniku procedury in vitro zamrozili zarodek. Mieli troje dzieci, a po rozwodzie kobieta zdecydowała, że chce urodzić kolejne i sąd przychylił się do jej decyzji. – W pierwotnej ustawie dotyczącej depenalizacji 24-tygodniowy płód, czyli de facto w szóstym miesiącu ciąży, byłby nie zabijany, tylko terminowany. Doprowadziliśmy w Polsce do takiej sytuacji, że podstawowe znaczenie słów zostało całkowicie odwrócone. Prawo i Sprawiedliwość nie oznaczało prawa i sprawiedliwości, dzisiaj mówimy o tym, że piesek umiera, a kotka adoptujemy, a w przypadku 6-miesięcznego płodu nie zabijamy dziecka, tylko terminujemy ciążę – oburzył się polityk PSL. „Ja nikomu nie składałem obietnic”Dziennikarz dopytywał polityka, czy nie obawia się jednak rozwiązania koalicji w razie różnicy zdań na temat aborcji. – To nie jest mój problem, to problem Donalda Tuska. To on spajał tę koalicję i jeśli te sprawy chce stawiać na ostrzu noża, a nie były one w umowie koalicyjnej, to jego odpowiedzialność, a nie moja. Ja nikomu nie składałem obietnic, ani przed tymi, ani przed poprzednimi wyborami. Ja do Sejmu nie jestem wrzucany przez nie wiadomo kogo. Mam określoną grupę wyborców, w której funkcjonuję od ponad 30 lat i z wyborów na wybory moje poparcie się nie zmniejsza – wyjaśnił poseł PSL. Dodał, że jego wyborcy znają go i akceptują jego poglądy. – Jeśli państwo mówicie, że jest powszechne poparcie dla liberalizacji aborcji, bo tak się mówi, to jest proste rozwiązanie, które podajemy, chociaż nie jest zgodne z moim poczuciem wartości i ochrony życia. To przywrócenie kompromisu aborcyjnego, który przez wiele lat obowiązywał i który trybunał Julii Przyłębskiej zburzył. To już jest jakiś krok w kierunku, którego oczekują środowiska liberalizujące. Można ten krok zrobić. Druga rzecz: nigdy nie ośmieliłbym się napisać o kobietach, które wyszły na ostatni protest przed Sejm w sprawie depenalizacji aborcji, jak napisała to wiceszefowa „Faktu”, pani redaktor [Aldona – red.] Toczek. Ona napisała, że wściekłe kobiety wyszły na ulicę. No, ale te niewściekłe zostały w domu – przekonuje Sawicki. Nie boi się przedterminowych wyborów. – Niczego się już nie boję. W życiu pewne są dwie rzeczy – podatki i śmierć. Śmierć nikogo z nas nie minie – podsumował. Marek Sawicki przyznał, że uszanowałby wolę głosujących i zagłosował za liberalizacją przepisów aborcyjnych, jeśli w referendum większość by tego chciała. – Część dziennikarzy podchodzi do tego, jako do kwestii wiary, a ja podchodzę także jako do kwestii wykonywania prawa w Polsce. To prawo, póki co, w konstytucji jest zapisane. Jeśli chcemy je zmieniać, to zmieńmy je w sposób prawny, a nie na takiej zasadzie, że wprowadzamy ustawę i ustawowo zmieniamy zapisy konstytucyjne – dodał Sawicki.