Monika Błaszczak w programie „Teraz kobiety”. Monika Błaszczak to polsko-łemkowska tancerka i choreografka. Pochodzi z Gorzowa Wielkopolskiego, ale żyje i tworzy w Nowym Jorku. Tytuł profesjonalnej tancerki baletowej zdobyła w Ogólnokształcącej Szkole Baletowej im. Olgi Sławskiej w Poznaniu. Potem kontynuowała edukację w Trinity Laban Conservatoire od Music&Dance w Londynie, gdzie obroniła pracę licencjacką. Niedawno ukończyła studia magisterskie na New York University Tisch School of the Arts. Monika Sawka zapytała tancerkę, co by powiedziała osobie, która mówi, że nie potrafi tańczyć. – Powiedziałabym tej osobie: „na pewno umiesz, tylko musisz trochę sobie zaufać”. Taniec to coś, co każdy z nas gdzieś wykonuje, na weselu czy jakiejś imprezie. Jestem pewna, że każdy z nas ma doświadczenia z tańcem. Trzeba bardziej myśleć o tym, jak taniec sprawia, że się czujemy niż jak wyglądamy, kiedy tańczymy – uważa Monika Błaszczak. – Taniec to może też być sposób na to, żeby szukać w sobie akceptacji. To może być proces, w którym osoba może znaleźć w sobie przestrzeń, że „tak, jest wszystko ok, mogę czerpać przyjemność z tańca, swojego ruchu, bycia na świecie” – mówi tancerka. Jak dodaje, wbrew pozorom w tańcu nieważne jest poczucie rytmu. – Najważniejsze jest, żeby poczuć ruch, który przepływa przez ciało, żeby się wsłuchać w ten ruch. Rytm może być czymś przyjemnym dla ciała, ale nie jest konieczny. Często jako choreografka pracuję bez muzyki, więc wtedy trudno mówić o rytmie, chyba, że o rytmie serca. Ciało ma dużo rytmów – jest oddech, bicie serca. Dużo rytmów jest już w nas i możemy im zaufać, że nas pokierują – podkreśla. Śmieje się, że trzeba stać się osobą, której „muzyka nie przeszkadza w tańcu”. „Balet to seria zasad”Monika Błaszczak mówi, że baletnicą jest „na papierze”. – Z wyboru nie pracuję na co dzień w balecie (…) Moja droga artystyczna zdecydowanie odchyliła się w jedną stronę z rożnych powodów. Balet jest bardzo zamkniętą formą, która ma swoje zasady. Balet to seria zasad, a mnie interesuje coś zupełnie innego: co jeszcze jest możliwe w tańcu, czego jeszcze nie doświadczyliśmy? Zmieniłam ścieżkę, ponieważ w balecie doświadczyłam też bardzo dużo przemocy. To środowisko jest bardzo przemocowe, a ja chcę pracować w inny sposób – opowiada tancerka. Jak dodaje, w balecie ta przemoc jest środkiem do osiągnięcia konkretnego celu. – W balecie wymagane jest, żeby tancerka była bardzo, bardzo szczupła. Wielokrotnie zdarza się, że w edukacji tanecznej uczennic słyszą, że robią się zbyt pulchne. W szkole baletowej było takie wyrażenie jak „zagrożenie aparycyjne”. To działo się wtedy, kiedy uczennica stawała się zbyt gruba. Głównie to dotyka dziewczyn. To wygląda tak, że na zebraniu z rodzicami nauczycielka baletu mówi rodzicom, że „pani córka ma zagrożenie aparycyjne”. To znaczy, że trzeba mniej jeść. Było dużo komunikatów do nas, że im jesteśmy chudsze, tym lepiej.Czuję się już totalnie ok z jedzeniem, ale przeszłam taki etap podczas nauki, kiedy miałam ogromny problem z jedzeniem i zaburzenia odżywiania. Bardzo długo mi zajęło, żeby wrócić w pełni do siebie, miałam nawroty, ale teraz jestem po wieloletniej terapii i jest wszystko ok. Moim marzeniem jest stworzyć taką edukację taneczną, w której się nie zgniata tych osób, tylko pomaga im się rozwijać i latać. Tego szukam. Wiem, że to jest możliwe. I taką edukację taneczną w Polsce chciałabym zobaczyć i współtworzyć – podsumowuje tancerka.