Wielkie emocje pod Wawelem. Ten wieczór kibice w Krakowie będą wspominać przez lata. Wisła odrobiła straty z pierwszego meczu i po czternastu seriach rzutów karnych pokonała Spartak Trnawa. Pierwszoligowiec awansował do ostatniej rundy kwalifikacyjnej Ligi Konferencji Europy. Tam czeka na nich belgijski Cerlce Brugge. W czwartkowy wieczór w Krakowie liczono na cud. Do znudzenia prezes Białej Gwiazdy Jarosław Królewski i klubowe konta w mediach społecznościowych przypominały mecz sprzed ponad 20 lat, gdy Wisła wyeliminowała po rzutach karnych Real Saragossa, chociaż w pierwszym spotkaniu przegrała 1:4. Tym razem do odrobienia była jedna bramka mniej, bo mecz na Słowacji skończył się wynikiem 1:3.Wiślacy od początku atakowali; przejęli inicjatywę na boisku i próbowali zagrozić bramce Słowaków.W 12. minucie środkiem pognał Angel Rodado i podał do lepiej ustawionego Tamasa Kissa. Węgier bez problemów trafił do siatki, jednak radość z gola trwała tylko kilkanaście sekund, bo w momencie strzału był na spalonym. Gorąco pod bramką Słowaków było także kilka chwil później. Najpierw w ostatniej chwili piłkę z nogi Łukasza Zwolińskiego zdjął jeden z obrońców. Efektem tego był rzut rożny, po którym do strzału doszedł Bartosz Jaroch, jego mocne uderzenie zostało jednak zablokowane. Gdy pierwsza połowa dobiegała końca, szarżujący w pole karne Kiss został powalony przez Philipa Azango. Piłkę na jedenastym metrze ustawił Rodado i dał Wiśle prowadzenie. Spartak po raz pierwszy zagroził bramce Wisły chwilę przed przerwą. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego groźnie uderzył Libor Holik. Refleksem błysnął Kamil Broda. Wyrównanie w dwumeczu przyszło po godzinie gry. Marc Carbo popisał się długim podaniem, pomylił się Martin Miković, a Piotr Starzyński przelobował Żigę Flericha. Napór Wisły trwał i wydawało się, że kolejne gole to kwestie czasu. Sprawa byłaby załatwiona, gdyby lepiej celownik miał nastawiony Rodado. As Białej Gwiazdy trzykrotnie zmarnował bardzo dobre okazje do podwyższenia prowadzenia. Jeszcze w podstawowym czasie gry na listę strzelców mógł wpisać się Rafał Mikulec, bramkarz był jednak na posterunku.Wynik 2:0 oznaczał, że do rozstrzygnięcia potrzebna była dogrywka. Stadion w Krakowie wpadł w ekstazę w 99. minucie, gdy po rzucie rożnym Alan Uryga dał Wiśle trzeciego gola.Ale to nie było jeszcze koniec emocji przy Reymonta. Obrona Wisły zdrzemnęła się na początku drugiej połowy dogrywki. To kosztowało gola, a Brodę pokonał Michal Duris. Wisłę ponownie na prowadzenie w dwumeczu mógł wyprowadzić Mikulec, ale przegrał pojedynek z bramkarzem, będąc w sytuacji sam na sam. O losach rywalizacji zdecydowały rzuty karne. Po zmarnowanych jedenastkach przez Wiktora Biedrzyckiego i Bartosza Jarocha wiślacy byli o krok od odpadnięcia. Wówczas decydującego, zamykającego piątą kolejkę karnego nie trafił Bainović. Konieczne było strzelanie do pierwszej pomyłki. W jedenastej serii sprawę w swoje... nogi musieli wzięli bramkarze. Broda najpierw trafił we Flericha, ale sędzia nakazał strzelać jeszcze raz, bo golkiper rywali wyszedł zbyt szybko z bramki. Powtórka była już skuteczna. Później Flerich także nie miał problemów z pokonaniem swojego przeciwnika. Ostatecznie rywalizacja zakończyła się w czternastej serii. Wtedy najpierw do siatki trafił Jaroch, a chwilę później Broda obronił jedenastkę wykonywaną Kosę.