Rozmowa z planu serialu „Heweliusz”. Czym jest odwaga, a czym tchórzostwo w sytuacji zagrożenia? Jak to, co dzieje się na morzu, wpływa na to, co dzieje się na lądzie? - pyta Kaspar Bajon w scenariuszu do serialu „Heweliusz” o największej katastrofie morskiej w historii powojennej Polski i dodaje: interesują nas ludzie, wobec tragicznych wyborów. Zatonięcie promu Jan Heweliusz w nocy z trzynastego na czternastego stycznia 1993 roku, było największą katastrofą żeglugi cywilnej w Polsce. Z sześćdziesięciu czterech osób na pokładzie uratowało się jedynie dziewięciu członków załogi. Pozostałe pięćdziesiąt pięć pochłonęło morze. Bałtyk w chwili katastrofy miał dwa stopnie Celsjusza. Wiatr wiał z taką siłą, że nie starczyło skali Beauforta. Serial „Heweliusz” w reżyserii Jana Holoubka to opowieść o tym, jak jedno zdarzenie zmieniło życie wszystkich bohaterów. Autorem scenariusza jest Kaspar Bajon. To kolejna wspólna produkcja znanych z serialu „Wielka woda” twórców. Z Bajonem o pracy nad scenariuszem porozmawialiśmy podczas wizyty na planie „Heweliusza”. *** Mateusz Baran: Kiedy pojawiły się pierwsze informacje o produkcji serialu opowiadającego historię „Heweliusza” pomyślałem: w końcu! Dla mnie to jedna z ikonicznych, choć tragicznych historii polski epoki po transformacji. I wydawałoby się - gotowy materiał na opowieść filmową. Okazuje się jednak, że to wcale nie był tak oczywisty dla wszystkich temat. Kaspar Bajon: Kiedy zaczynaliśmy pracować z Anią Kępińską nad serialem „Wielka Woda”, wspomniałem Ani, że powinno się zrobić Heweliusza. Jednak nie wiedziałem dlaczego. Heweliusz za mną chodził. Pamiętam dość dobrze samą katastrofę, głównie to, co widziałem w telewizji. Ta historia zawsze gdzieś przy mnie była. Potem okazało się, że musiało się mi to wszystko jakoś podświadomie ułożyć, ponieważ pani Jolanta Ułasiewicz, żona kapitana Heweliusza, Andrzeja Ułasiewicza, mieszkała dosłownie trzy podwórka dalej ode mnie na warszawskim Natolinie. Jej córka chodziła do tej samej szkoły co ja, choć była kilka klas wyżej. Noszę w pamięci obrazek - zdjęcia tonącego promu z helikoptera. Kiedy zaczęliśmy się w to wgłębiać i jeździć z Zuzą Olbińską po Polsce, odkrywaliśmy kolejne wątki, które nas fascynowały. Przy pisaniu scenariusza zawsze szukam konfliktu, albo jakiejś tajemnicy wokół której będę mógł się zaczepić. Kiedy pojechaliśmy na pierwsze spotkanie właśnie z panią Jolantą, wiedziałem już o czym będzie ten serial. Od wejścia do jej mieszkania, od pierwszej rozmowy, wszystko stało się dla mnie jasne. Nie mogę zdradzać szczegółów, ale to spotkanie ustawiło nam cały tok myślenia o serialu. Wierzę w znaki i intuicję. Jak przebiegały kolejne etapy pracy nad scenariuszem? Dużo zajęła nam dokumentacja. Sporo było jeżdżenia po Polsce, spotykania się z osobami, które ocalały, jak również z osobami, które były jakoś związane z Heweliuszem, z tymi, których bliscy zginęli na promie. To był najdłuższy etap przygotowywania. Potem samo pisanie już szło dobrze. Kiedy usiadłem do pracy, to już ruszyło.Później zostały wprowadzone zmiany strukturalne, Jasiek (reżyser Jan Holoubek - przy. red.) jeszcze coś dorzucił i tak to powstało.Część z postaci występujących w serialu to postaci historyczne. Innych bohaterów napisaliście łącząc kilka życiorysów. A jaką rolę pełni statek, poza tym, że dzieje się na nim kluczowa dla fabuły akcja. Czy „Heweliusz” jest pełnoprawnym bohaterem? Czy tylko punktem wyjścia? Przy całej mojej fascynacji do tej historii, Heweliusz to nie jest Titianic. Nie ma tutaj - powiedziałbym popularno-kulturowej siły i legendy, więc trochę trudno jest uczynić z promu, który pływa na trasie Świnoujście - Ystad, takiego bohatera pełnokrwistego, bowiem niewiele z tego wynika. Kiedy ludzie słyszą „Heweliusz” w pierwszej kolejności myślą o astronomie. To nie jest tak, że ta historia jest powszechnie znana. Powiedziałbym, że nawet nieco zapomniana. I do dzisiaj nie są w pełni rozwikłane przyczyny tej katastrofy.Z drugiej strony sam statek jest tutaj ważną częścią opowieści, duża część akcji serialu dzieje się na statku. Ale ważny jest moment, w którym statku już nie ma. Statek przestaje istnieć, powoduje realne problemy, o których dowiedzieliśmy się podczas dokumentacji.Heweliusz ma interesującą historię. Wszyscy na niego mówili „awariusz”, od początku był niezwykle awaryjny, przewrócił się wcześniej przed katastrofą w porcie w Ystad, stanął w ogniu na środku Bałtyku. Już w czasie pracy w stoczni sprawiał problemy, więc w jakimiś sensie jest niesfornym bohaterem. Oczywiście w żaden sposób nie personifikujemy, nie robimy z niego „Moby Dicka” i nie próbujemy budować większej metafory. Interesowali nas raczej ludzie wobec pewnych wyborów, które są wyborami tragicznymi. Zadajemy pytania: czym jest odwaga, czym jest tchórzostwo w sytuacji tak dużego zagrożenia. Jak to, co dzieje się na morzu, wpływa na to, co dzieje się na lądzie.Czy przed właściwym przystąpieniem do pisania scenariusza miałeś już w głowie aktorów, którzy mogliby zagrać konkretne postaci?Nigdy nie piszę, myśląc o konkretnych aktorach. Nie mam tego w zwyczaju. Myślenie o aktorach zostawiam reżyserowi, niech on się tym martwi.Myślę raczej o typach. Czasem „podkładam” sobie kogoś, kogo znam. Myślę o ludziach, niekoniecznie aktorach. Potem Janek (Holoubek - red.) zawsze zaskakuje mnie swoimi wyborami i to jest fajne. Dzięki temu odkrywam tekst scenariusza na nowo. To jest dla mnie najbardziej fascynujące w pracy z Jankiem.Mam taką zasadę, że zawsze lubię swoje postacie i staram się być wobec nich delikatny. W przypadku „Heweliusza” praca wymagała szczególnej delikatności. Zachowuję pewną kindersztubę względem osób, które są naprawdę realnymi postaciami. Trzeba zachować się wobec nich fair.Natomiast rzeczywiście trzeba czasem „lepić” postaci, tworzyć je w taki sposób, by miały one moc opowiedzeniem skondensowanej, sugestywnej historii na ekranie. Czasem jest to zadanie, powiedziałbym, z gatunku prawnego.Czy żyjący bohaterowie i ich rodziny miały wgląd w scenariusz? Miały sugestie, ale takie sugestie uprawdopodobniające lub dopowiadające, bo my jednak wszystkiego nie wiedzieliśmy. Pewnych rzeczy się domyślaliśmy, więc byliśmy z nimi w stałym kontakcie. Wielu młodych ludzi nie słyszało o tej katastrofie. Czy na etapie pracy nad scenariuszem zastanawiałeś się, jak do nich dotrzeć?Jestem optymistą. Nigdy nie myślę, mówiąc językiem reklamy, targetem. Dobrze opowiedziane i oryginalne historie opowiedzą się niezależnie od tego, czy mają impakt skierowany do młodzieży, czy do gospodyń domowych, czy do jakiejś innej grupy odbiorców. Dobrze jest rozpiąć historię na różnych poziomach wiekowych, żeby każdy mógł teoretycznie coś dla siebie znaleźć. Uważam, że targetowanie nie ma większego sensu, szczególnie, że dzieciaki są tak „naoglądane”, że chyba czują pewien cynizm w podejściu do nich, że się je kalkuluje. Sama platforma, na której ukaże się serial, zapewne pomoże w dotarciu do widza. Ale muszę przyznać, że od kilku lat - jakkolwiek to zabrzmi dziwnie - myślę dydaktycznie o projektach. Zawsze lubiłem, kiedy z filmu można było się czegoś dowiedzieć, nauczyć. Coraz mniej myślę o rozrywce, a coraz bardziej właśnie o tym. Myślę, że młodzi ludzie są teraz bardzo ciekawi świata. Czy podczas pisania scenariusza pojawiły się tematy, wątki, których nie chcieliście poruszać? Nie lubię pisać rzeczy, które mogą kogoś skrzywdzić. Nie widzę powodu, dla którego serial czy film mają powodować czyjeś cierpienie. Dla mnie to jest przekroczenie pewnej granicy. Jest dla mnie wewnętrznie nie do przyjęcia, więc w to nie wchodzę. Sama historia Heweliusza jest okryta tajemnicą. Przyczyny katastrofy są niejasne, w sumie nigdy nie zostały do końca wyjaśnione, więc myśmy jakby przyjęli pewną interpretację wydarzeń, z którą się spotkaliśmy. Wydała nam się ona najbardziej prawdopodobna i dramaturgicznie interesująca. Czyli serial w pewnym sensie sugeruje odpowiedź na pytanie o przyczynę katastrofy? Nie, serial pokazuje pewien ciąg zdarzeń, do którego mamy dostęp. I ten ciąg zdarzeń układa się w pewną całość. Można wyciągnąć wnioski. Natomiast są też znaki zapytania. Czy jest coś, co cię zaskoczyło lub zszokowało w pracy nad tą historią? W ramach produkcji na pewno rozmach. To zawsze mnie, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, szokuje; oraz sposób, w jaki Janek przekuwa w materię filmową to, co napisałem. W ramach historii zszokował mnie po raz kolejny pewien mechanizm. Jest trochę tak, że jak się głębiej podrapie, to zawsze coś ciekawego wychodzi. Dużo jest rzeczy, które nas szokowały, ale nie mogę o nich mówić, bo bym opowiedział, o czym jest serial.Poza tym jestem z morzem od zawsze związany, żeglowałem, mieszkałem i mieszkam nad Bałtykiem, znam ludzi morza. To wszystko mnie piekielnie interesuje. Osoby, które były związane z Heweliuszem opowiadały nam gdzie pływały, jak to życie wyglądało, że właściwie wydawało się, że ten Heweliusz to jest taka wygodna robota: pływasz sobie przez tydzień na tym krótkim odcinku i co tam się może wydarzyć. Każdy kto żegluje, każdy kto pływa wie, że Bałtyk jest strasznie niebezpiecznym morzem. To jest płytkie morze z bardzo ostrą falą, stromą falą z wiatrami przychodzącymi od zachodu, wpadającymi przez cieśniny. To bardzo nieprzyjemny akwen, dużo gorszy niż wszelkie akweny oceaniczne. Nie jest zresztą tajemnicą, że najwięcej wraków na świecie jest w Bałtyku. Mówi się o Bałtyku, że to najmroczniejsza z wód Europy… Gdybyś miał jednym słowem opisać ten serial, jako ono by brzmiało? Nadzieja. Wspólnota ludzka ostatecznie zwycięża. Wierzę w to. To historia o bardzo pokiereszowanych ludziach, którzy na samym końcu spotykają się i mówią sobie dzień dobry. Więc tak, nadzieja. ROZMAWIAŁ: MATEUSZ BARAN *** Premiera „Heweliusza” na platformie Netflix w 2025 roku. Obsada: Magdalena Różczka, Michał Żurawski, Konrad Eleryk, Michalina Łabacz, Borys Szyc, Tomasz Schuchardt, Justyna Wasilewska, Andrzej Konopka, Jacek Koman, Magdalena Zawadzka, Jan Englert, Jacek Beler, Dariusz Chojnacki, Anna Dereszowska, Sylwia Gola, Mia Goti, Mateusz Górski, Marcin Januszkiewicz, Dominika Kluźniak, Bartłomiej Kotschedoff, Mirosław Kropielnicki, Joachim Lamża, Łukasz Lewandowski, Piotr Łukaszczyk, Katharina Nesytowa, Magda Osińska, Michał Pawlik, Piotr Rogucki, Mirosław Zbrojewicz Reżyseria: Jan Holoubek Scenariusz: Kasper BajonZdjęcia: Bartek KaczmarekScenografia: Marek Warszewski Kostiumy: Weronika Orlińska Muzyka: Jan Komar