„Poświęciłam życie prywatne”. – Z materialnych rzeczy niczego nie potrzebowałam, potrzebowałam tylko wsiąść, załadować ładunek i jechać. I żeby na weekend znaleźć się w jakimś mieście, z którego udałoby się dotrzeć do centrum, czy na plażę – mówi w programie TVP Info „Teraz kobiety” Iwona Blecharczyk, znana kierowczyni samochodów ciężarowych, właścicielka firmy transportowej, a także youtuberka. – Całkowicie odcięłam się od świata, wsiadłam do ciężarówki i odnalazłam prawdziwą siebie – dodaje. Iwona Blecharczyk po roku pracy jako nauczycielka języka angielskiego trafiła za kierownicę ciężarówki. Trzynaście lat temu, kiedy zaczynała, była pionierką w męskim świecie. Dziś jej relacje w mediach społecznościowych śledzi ponad milion osób. Mówi, że jest „trucking girl” [dziewczyna od samochodów ciężarowych – red.].Bohaterka programu przyznaje, że „zawsze marzyła o tym, żeby mieć swoją ciężarówkę, którą będzie mogła przewozić ponadnormatywne gabaryty”. Jak się czuje, siadając za kółkiem?– To mój chleb powszedni. Jak długo nie pojeżdżę, to mi jest strasznie smutno i już bym gdzieś pojechała – opowiada.– Najdłuższa trasa, kiedy byłam poza domem, to było sześć tygodni. [...] Kiedy założyłam swoją firmę i kupiłam ciężarówkę, to nie miałam żadnych limitów. Brałam ładunek i myślałam: gdzie ja chcę teraz wylądować? Na Sycylii, w Grecji, Skandynawii? Chciałam zwiedzić całą Europę wzdłuż i wszerz – opowiada Iwona Blecharczyk.W trasie spędziła trzynaście lat. Jak wyglądało jej życie?– Kierowca żyje według tachografu, nie według zegara czy dnia i nocy. Maksymalnie można jechać 4,5 godziny, dziewięć w ciągu dnia. Dwa razy w tygodniu można sobie przedłużyć trasę do dziesięciu godzin, ale praca raz zaczyna się o pierwszej w nocy, innym razem o szóstej rano czy o trzeciej, więc raz się śpi w nocy, innym razem w dzień, w zależności od tego, jak wymaga tego ładunek. To jest życie wokół ładunku i tachografu. Kiedy masz pauzę, to musisz ją robić, zatrzymać się, znaleźć miejsce – czy jest, czy go nie ma, musisz je znaleźć – dodaje.Jak sobie radzi bez toalety i kuchni w ciężarówce?– Im bardziej ludziom czegoś brakuje, tym lepiej sobie radzą. Zawsze gotowałam w trasie. Nie da się całego życia przeżyć w miarę zdrowo na jedzeniu z restauracji. Poza tym takie jedzenie jest drogie, szczególnie jak się pracuje w polskiej firmie i ma się polską pensję, a jeździ się po Europie, gdzie są inne ceny. Teraz zarobki kierowców w Polsce i Europie praktycznie całkowicie się zrównały – mówi.I wspomina początki swojej ciążarówkowej kariery. – Przez pierwsze trzy miesiące jadłam tylko w przydrożnych restauracjach, bo nie miałam czasu ani głowy, aby robić sobie jedzenie. Po trzech miesiącach moja cera wyglądała jak cera nastolatki w najgorszym okresie dojrzewania. Czułam się osłabiona – przyznaje. – Wróciłam do gotowania w trasie, świeżego jedzenia i w ciągu miesiąca wszystko wróciło do normy – dodaje trucking girl. Samotność za kółkiemCzy na zawód kierowcy ciężarówki decydują się osoby, które lubią samotność?– Wydaje mi się, że jest kilka typów kierowców zawodowych. Są tacy, którzy rzeczywiście lubią samotność – podjąć ładunek, załatwić, co mają załatwić i jechać. Są też tacy kierowcy, którzy nie są w stanie znieść samotności i oni jeżdżą w podwójnych obsadach. Bardzo dużo małżeństw jeździ po Europie, zresztą na całym świecie małżeństwa razem jeżdżą, zarabiają i później razem wydają te pieniądze. Ale dużo też jest zespołów składających się z dwóch kolegów, którzy się dobrze zgrali, dogadują się, razem potrafią wytrzymać w malutkiej kabinie i razem zmieniają firmy – opowiada.Iwona Blecharczyk przyznaje, że jak zaczynała jeździć ciężarówką, „była strasznie strachliwa”.– W życiu bym nie powiedziała, że sama wsiądę i wyjadę nawet osobówką. Jak byłam młodsza, to się po prostu bałam. Natomiast jak już zdobyłam podstawowe umiejętności, to zaczęło mi się to strasznie podobać. W rozwoju osobistym było dla mnie kluczowe, że jako 23- czy 24-letnia dziewczyna całkowicie odcięłam się od świata, wsiadłam do ciężarówki i odnalazłam prawdziwą siebie – przyznaje. I dodaje: – Z materialnych rzeczy niczego nie potrzebowałam, potrzebowałam tylko wsiąść, załadować ładunek do Hiszpanii i jechać. I tak wykombinować, żeby na weekend znaleźć się w jakimś mieście, z którego udałoby się dotrzeć do centrum, miasta czy na plażę. Coś zobaczyć, zwiedzić, coś zjeść. To mnie zbudowało, że sama musiałam sobie poradzić z tym wszystkim – opowiada trucking girl.Po kilku latach poczuła, że musi coś zmienić w swoim życiu, bo w tej pracy niczego się już nie uczy.– Udało mi się dostać pracę w polskiej firmie transportowej, specjalizującej się w przewozie dużych ładunków, ponadnormatywnych. I tam się okazało, że kolejnym wyzwaniem, poza techniką, jest praca zespołowa. Ja, ten dzikus, który przez trzy lata siedział w ciężarówce, nagle ma zacząć się dogadywać z kolegami? Wszystko trzeba razem ustalać, razem jeździć, pracować. Na początku to było dla mnie sporym wyzwaniem, ale jak się nauczyłam, to jak potem wyjeżdżałam sama do Kanady, to myślałam: „kurczę, jak ja będę jeździć bez tych chłopaków?”. Dlatego dążyłam do tego, żeby założyć własną firmę, być niezależną i pracować na swoich warunkach – mówi.„Zamiatają ci drogę, jeździsz pod prąd”Czy czuje adrenalinę, kiedy przewozi duże gabarytowo ładunki?– Raz, że adrenalina, dwa, że ładujesz gigantyczny ładunek, jesteś w zespole z ludźmi, z którymi już jesteś dotarta. To jest taka grupa kowbojska. Zamiatają ci drogi, jeździsz pod prąd, robisz rzeczy, które są normalnie zakazane, ale ty na wszystko masz papier, wszystko jest zorganizowane, więc po prostu razem kradnie się konie. Czasami są sytuacje naprawdę bardzo trudne, ekstremalne. Tych rzeczy nie mogłam pokazać na swoich social mediach, ponieważ one wymagały tak dużej koncentracji i pracy zespołowej, że nie było czasu na kamerę – mówi Blecharczyk.Czy prowadzenie ciężarówki wymaga talentu?– Trzeba mieć do tego predyspozycje, być twardym psychicznie i fizycznie, bo słabsze osoby w takich zespołach nie są tolerowane, zaraz odpadną. Zespół musi być zgrany, równie silny. Jak to się mówi: „tyle zespół jest warty, ile jego najsłabsze ogniwo”.Trucking girl przyznaje, że w tym zawodzie kluczowe jest widzenie przestrzenne.– Jak jeździsz z wielkimi ładunkami, to z czasem jeździsz normalnymi prędkościami pomiędzy różnymi przeszkodami, wyczucie wyrabia się z doświadczeniem. Na początku wszystko się robi bardzo wolno i sprawdza się po pięć razy, a później człowiek ma już wyczucie długości. Patrzysz w lusterko i na początku ci się wydaje, że zaraz zahaczysz, ale z każdym kolejnym miesiącem i rokiem widzisz, że tam jest jeszcze pięć centymetrów i można spokojnie jechać – opowiada.Monika Sawka zapytała, jak radzi sobie w trasie ze zmęczeniem.– Z doświadczenia siedmiu lat pracy nocami wynika, że nic cię nie rozbudzi tak, jak cię porządnie ktoś wkurzy. Jak ktoś cię zna i dotknie czułego punktu, już masz oczy jak pięć złotych i nie masz żadnego problemu ze zmęczeniem, Jak nie ma komu wkurzyć, to warto jest zatrzymać się, zrobić coś, co wymaga myślenia. Takim minimum jest tankowanie albo sprawdzenie ciśnienia na stacji benzynowej, bo trzeba znaleźć urządzenie, sprawdzić, jak je podłączyć. Jak trochę zaczniesz myśleć i połączysz to z ruchem, to zawsze pomaga. Jak jest zimno, to nie należy ubrać się zbyt grubo, tylko troszeczkę zmarznąć, to też pomaga – dodaje. Poświęciła życie prywatneBlecharczyk podkreśla, że w tym zawodzie bardzo ważne jest dbanie o zdrowie.– Bardzo dużo kierowców w trasie ma udar czy zawał. Każdemu się wydaje, że „to mnie nie dotyczy”, ale jednak dotyczy to coraz młodszych ludzi. Duży stres, tempo pracy jest bardzo szybkie. Przeciętny człowiek, mający trudną, stresującą pracę, wraca do domu i tam ma rodzinę, dzieci, z którymi można się pokochać i pokłócić. Można odreagować po całym dniu, mieć relacje z drugim człowiekiem na żywo, pójść na siłownię, gdzieś się przejść, wziąć rower i pojeździć, przespać się we własnym łóżku, nie martwić się o to, czy ktoś ci się włamie do mieszkania, czy cię okradną, a rano wstać i wykąpać się we własnej łazience i zacząć od nowa – opowiada.Inaczej jest z kierowcami ciężarówek, którym zdarza się nie przyjechać na komunię dziecka, bo firma, w której mają wziąć ładunek, przesuwa jego termin na następny dzień. Iwona Blecharczyk przyznaje, że w krajach Europy Południowej i Zachodniej bywa dość niebezpiecznie. – Niestety, już jest dosyć normalne to, że złodzieje w nocy próbują się włamać do ciężarówki. W niektórych krajach, takich jak Francja, Hiszpania czy Włochy, kierowca śpi i nasłuchuje cały czas. Zakłada się też specjalne zamki na drzwi – opowiada.Dodaje, że „wciąż się zdarza, że złodzieje wstrzykują przez uszczelkę pod drzwiami gaz do kabiny, żeby uśpić kierowcę, a potem włamują się i wynoszą wszystko”.Ile poświęciła przez te trzynaście lat życia w ciężarówce?– Myślę, że poświęciłam życie prywatne. Zawsze dążyłam do tego, żeby mieć własną firmę. Nie wyobrażam siebie bez transportu, ale też nie wyobrażam sobie rezygnacji z życia rodzinnego. Chciałam dojść do takiego momentu w życiu, żeby móc sobie na to pozwolić, wykupić sobie wolność. Dlatego przez pierwsze dziesięć lat non stop byłam w trasie. Z jednej strony to jest poświęcenie, ale dla mnie to była gigantyczna frajda. I dalej tak jest, ja to uwielbiam – mówi Blecharczyk.Zawód „ją zbudował”– W dużym stopniu dzięki tej pracy jestem, kim jestem. Z niepewnej dziewczyny, która myślała, że ma być tylko piękna, szczupła i wystrojona przerodziłam się w pewną siebie kobietę, niezależną. Czy z makijażem, czy bez, czy ładnie ubraną, czy na roboczo – mam to gdzieś. Nie raz było bardzo ciężko, to była i jest ciężka praca, natomiast to mnie zbudowało. Jak ktoś patrzy z boku to myśli: „wielkie poświęcenie, ma 37 lat i nie ma dzieci”. Ja tego po prostu potrzebowałam. Nadszedł taki czas, że zbudowałam siebie, podstawy firmy i wtedy zaczęłam pracować nad życiem prywatnym. Teraz staram się to balansować. Nie wiem, jak to zrobić, ale staram się teraz jakoś to godzić – opowiada.