„Teraz kobiety” w sobotę o godz. 17.35 do TVP Info. – To jest grupa kowbojska. Zamiatają ci drogę, jeździsz pod prąd, robisz rzeczy, które normalnie są zakazane, a ty na wszystko masz papier, więc razem kradnie się konie. Czasami są sytuacje ekstremalne – mówi w programie Moniki Sawki „Teraz kobiety” Iwona Blecharczyk, znana polska kierowczyni samochodów ciężarowych i właścicielka firmy transportowej, a także youtuberka. Zapraszamy na audycję Moniki Sawki w sobotę o godz. 17.35 do TVP Info. Iwona Blecharczyk po roku pracy jako nauczycielka języka angielskiego trafiła za kierownicę ciężarówki. Trzynaście lat temu, kiedy zaczynała, była pionierką w męskim świecie. Dziś jej relacje w mediach społecznościowych śledzi ponad milion osób. Mówi o sobie, że jest „trucking girl” (dziewczyna od samochodów ciężarowych – red.).– Najdłuższa trasa, kiedy byłam poza domem, to było sześć tygodni. To nie jest standard, wcześniej, jak pracowałam jako kierowca zatrudniony (w firmie – red.) to były zazwyczaj cztery tygodnie, gdy jeździłam na międzynarodówce. Później, jak już jeździłam na gabarytach, to zazwyczaj tydzień albo dwa. Kiedy założyłam swoją firmę i kupiłam ciężarówkę, to nie miałam żadnych limitów. Brałam ładunek i myślałam: gdzie ja chcę teraz wylądować? Na Sycylii, w Grecji, Skandynawii? Chciałam zwiedzić całą Europę wzdłuż i wszerz – opowiada Iwona Blecharczyk.W trasie spędziła 13 lat. Jak wyglądało jej życie?– Dla mnie to jest normalne. Kierowca żyje według tachografu i zegara. Maksymalnie można jechać 4,5 godziny, dziewięć w ciągu dnia. Dwa razy w tygodniu można sobie przedłużyć trasę do dziesięciu godzin, ale praca raz zaczyna się o pierwszej w nocy, innym razem o szóstej rano czy o trzeciej, więc raz się śpi w nocy, innym razem w dzień, w zależności od tego, jak wymaga tego ładunek. To jest życie wokół ładunku i tachografu. Kiedy masz pauzę, to musisz ją robić, zatrzymać się, znaleźć miejsce – czy jest, czy go nie ma, musisz je znaleźć – dodaje."Chciałam pracować na swoich warunkach"Po kilku latach poczuła, że musi coś zmienić w swoim życiu.– Udało mi się dostać pracę w polskiej firmie transportowej, specjalizującej się w przewozie dużych ładunków, ponadnormatywnych. I tam się okazało, że kolejnym wyzwaniem, poza techniką, jest praca zespołowa. Ja, ten dzikus, który trzy lata siedział w ciężarówce, nagle ma zacząć się dogadywać z kolegami? Wszystko trzeba razem ustalać, razem jeździć, pracować. Na początku to było dla mnie sporym wyzwaniem, ale jak się nauczyłam, to jak potem wyjeżdżałam sama do Kanady, to myślałam: „kurczę, jak ja będę jeździć bez tych chłopaków?”. Dlatego dążyłam do tego, żeby założyć własną firmę, być niezależną i pracować na swoich warunkach – opowiada.Dodaje, że przez 13 lat w ciężarówce nie miała prywatnego życia.– Nie wyobrażam siebie bez transportu, ale też nie zrezygnuję z życia prywatnego. Zawsze dążyłam do tego, żeby dojść do takiego momentu w życiu, żeby móc sobie na to pozwolić. Wykupić sobie tę wolność. Dlatego przez pierwsze 10 lat non stop żyłam w trasie. Z jednej strony to jest poświęcenie, ale dla mnie to była gigantyczna frajda. I dalej tak jest. Ja to uwielbiam – podsumowuje.