Ulaa Salim i jego kameralny dramat s-f „Eternal”. To historia o tym, co jesteśmy w stanie poświęcić, aby osiągnąć samorealizację. Ale też filmowa metafora odwiecznego pytania, czy dla wyższych celów gotów jesteśmy poświęcić miłość. A wszystko w scenerii pięknego końca świata (choć nie tak pięknego, jak u Larsa von Triera w „Melancholii”, ale o tym później) i tajemniczych oceanicznych głębin. Ulaa Salim, reżyser uznanych „Synów Danii”, w swoim drugim pełnometrażowym filmie, bada kameralną relację dwójki zakochanych w sobie bohaterów. Tym razem duński reżyser eksploruje rejony kina fantastyczno-naukowego, podlanego onirycznym sosem i skandynawskim chłodem. Opowiedz mi o tej szczelinie, do której chcesz się dostaćElias (Simon Sears), młody naukowiec zajmujący się ochroną środowiska, zakochuje się w aspirującej piosenkarce Anicie (gwiazda duńskiej muzyki Nanna Øland Fabricius aka Oh Land). Kiedy jednak nadarza się okazja, aby dołączyć do wyprawy badającej tajemnicze pęknięcie na dnie oceanu, decyduje się poświęcić pracy, kosztem miłości. Kilka lat później, podczas misji, doświadcza wizji tego, jak mogłoby wyglądać jego życie, gdyby dokonał innego wyboru. Jego nową obsesją staje się odzyskanie ukochanej. To zarys fabuły „Eternal”. Brzmi jak tani melodramat osadzony w świecie przyszłości? To tylko pozory. Reżyser już w pierwszych ujęciach przedstawia praprzyczynę wszystkiego: gdzieś na odległej Islandii, trzęsienie ziemi doprowadza do osunięcia się klifu w odmęty morskiej toni. Przy okazji, mieszkający na odludziu stary latarnik traci wiernego psa. Już w pierwszych minutach filmu widz wie, z czym ma do czynienia: potężne siły natury ingerują w losy człowieka, przy okazji (jak to zazwyczaj w katastroficznych filmach bywa) nieodwracalnie niszcząc budowane przez lata relacje. Ale prawdziwa katastrofa wydarzy się w życiu głównych bohaterów. Elias, ambitny naukowiec i sternik łodzi podwodnej, za wszelką cenę próbuje rozwikłać przyczynę islandzkiej katastrofy. Ową przyczyną okazuje się szczelina na dnie oceanu. Szczelina, z której wyziera jądro ziemi. Niewyjaśnione zjawisko zagraża ludzkości. „Eternal”, to jednak kino na wskroś skandynawskie, chłodne, więc próżno szukać tutaj hollywoodzkiego rozmachu i zadęcia. W okolicznościach zbliżającego się końca świata poznajemy głównego bohatera i jego nową partnerkę, początkującą wokalistkę Anikę. Ta część filmu to zgrabnie rozegrana historia miłości. Utkana z niedopowiedzeń, niewiele tutaj słów. Relacja bohaterów wygrana jest spojrzeniami i oszczędną pracą kamery. Mimo pewnych nachalnych metafor i nieco banalnych gier słownych, reżyserowi udaje się zbudować wiarygodny i intymny portret dwójki zakochanych. Skoro jesteśmy zgubieni czy nie warto cieszyć się życiem? To pytanie zadaje Eliasowi Anika. Ten jednak zdaje się zatracać w badaniach nad szczeliną, która zagraża ludzkości. Stopniowo się alienuje. Szczelina to efekt anomalii w jądrze ziemi. Owa anomalia może spowodować zanik lub zmianę pola magnetycznego trzeciej planety od słońca. Zjawiska objawią się serią świateł i wyładowań na niebie. Niestety, reżyser rezygnuje z „pięknego końca świata”. Zorze zwiastujące rychłą katastrofę widzimy na ekranie zaledwie w jednej scenie. Laur „najpiękniejszego końca świata” w kinie wciąż dzierży – również Duńczyk – Lars von Trier. Salim jednak przygląda się z uwagą rozpadowi relacji Eliasa i Aniki. Elias wybiera naukę, rusza ratować świat. Związek nie wytrzyma te próby, choć w tym równaniu jest jeszcze jedna zmienna, której nie zdradzimy, aby nie spoilerować. Z czasem okaże się bowiem, że „Eternal” nie jest tym, na co wygląda. Elias wyrusza zatem w głębiny morskie, gdzie doznaje epifanii. Od tego momentu reżyser rozwiewa wątpliwości: gatunek s-f to tylko pretekst do snucia onirycznej opowieści, której bliżej z pewnością do „Solaris” Tarkowskiego, niż klasycznego kina gatunkowego. Choć podlanego szczyptą łez rodem z hollywoodzkiej ekranizacji „Solaris” Stevena Soderbergha. – „Eternal” dotyczy wyborów, które podejmujemy i tych, których nie dokonujemy. Moją ambicją było, aby ta historia zabrała widzów w podróż do miejsc, których jeszcze nie widzieli Chciałem, aby przypominała prawdziwą miłość z jej złożonością i nieprzewidywalnością. Zależało mi, aby film wizualnie oddawał uczucia poprzez zdjęcia i te wszystkie elementy, których nie możemy opisać słowami. Chciałam także zobrazować poświęcenie, jakiego dokonujemy, aby osiągnąć coś wyjątkowego w naszej podróży poprzez samorealizację. Mam nadzieję, że ten film pozwoli widzom odkryć coś, czego normalnie by nie dostrzegli w swoim życiu, ale także pomoże rozpoznać wiele ze sprzecznych uczuć. Podoba mi się to połączenie – mówi reżyser Ulaa Salim. Czas pędzi szybciej niż myślisz„Eternal” to film o stracie. O przegranych szansach. Ostatecznie, to kameralny dramat pełen metafor z tajemniczą szczeliną w roli głównej. Choć widz otrzymuje podróż w głąb oceanu, to nie w efektach specjalnych tkwi wizualna siła filmu, ale – paradoksalnie – w prostych kadrach i bliskich ujęciach twarzy głównych bohaterów, ich spojrzeniach i mikro reakcjach. Być kluczem do doczytania tego filmu są słowa jednego z drugoplanowych bohaterów: „szczelina jest piękna”. Problem w tym, że szczelina może zabić. Piękno jako destrukcyjna siła? Natura jako ostateczna weryfikatorka człowieka? Natura jako portal do duszy człowieka? Wydaje się – choć być może to nieco na wyrost – że istnieje jeszcze jeden, Freudowski klucz do odczytania „Eternal”. Ale aby wejść w tę zabawę, należałoby zdradzić fabułę. Tego nie zrobimy. Tym bardziej, że duet Elias – Anika, to tak naprawdę tercet, za sprawą tajemniczego Lucasa. Który jest równie kluczowy dla fabuły, co wspomnienia szczelina na dnie mrocznego, zimnego oceanu. *** „Eternal” reż. Ulaa SalimPremiera: 30.08.2024 Dystrybucja: Galapagos FilmsW rolach głównych występują: Simon Sears ("Królestwo: Exodus") i gwiazda muzyki Nanna Øland Fabricius aka Oh Land. Za scenariusz i reżyserię odpowiada Ulaa Salim, twórca "Synów Danii", filmu nagrodzonego Krakowską Nagrodą Filmową w Konkursie Głównym na festiwalu OFF Camera. Światowa premiera "Eternal" odbyła się podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Rotterdamie, polska premiera festiwalowa miała miejsce na OFF Camera, gdzie film został pozytywnie przyjęty przez widzów i krytyków.