Justyna Żukowska-Gołębiewska w rozmowie z portalem tvp.info. Warto zadać sobie pytanie: gdyby nie było Facebooka czy Instagrama, jak spędziłbym/spędziłabym urlop? Z kim? Gdzie? – przekonuje w rozmowie z portalem tvp.info psycholożka Justyna Żukowska-Gołębiewska. Czekamy na urlop, planujemy wakacje, a potem okazuje się, że ten upragniony wypoczynek przysparza nam stresu. Dlaczego?Powodów może być wiele, a jednym z nich jest nasze nastawienie i wyobrażenie, jak taki idealny urlop miałby wyglądać. Na pewno nie pomagają nam media społecznościowe, w których widzimy zdjęcia znajomych na wakacjach z pięknymi widokami, pysznym jedzeniem, uśmiechniętymi dziećmi i milionem atrakcji. Wszyscy są szczęśliwi! A potem sami jedziemy na urlop z tymi wszystkimi obrazkami i oczekiwaniami w głowie i okazuje się, że wcale nie jest tak pięknie. Bo dzieci płaczą, jest za gorąco, jesteśmy zmęczeni, ktoś ma biegunkę, a widok z okna nie jest wcale na zatokę, tylko na podwórko. Rozdźwięk między oczekiwaniami, często nadmiarowymi, z rzeczywistością powoduje, że czujemy frustrację. Bo przecież nie tak miało być, zupełnie inaczej to planowaliśmy.I co wtedy?Najlepiej oddychać nosem i uznać, że tak też może być, ale wciąż możemy cieszyć się z urlopu. Zanim jednak na taki urlop się udamy, warto najpierw zadać sobie pytanie, po co nam ten urlop, do czego ma służyć, jakie potrzeby zaspokoić. Czy my w ogóle znamy siebie na tyle, żeby wiedzieć, czego w danym momencie potrzebujemy, żeby zregenerować siły?Wciąż jesteśmy poddawani społecznej presji: musimy odpoczywać, w dodatku w określony sposób. Ostatnio ktoś mnie pytał, jakie mam plany urlopowe, na co odparłam, że jeszcze nie wiem. Wtedy padło: „Ale na pewno gdzieś wyjeżdżasz? Gdzie?” A ja po prostu nie wiem, jeszcze nic nie zaplanowałam. To zakładanie, że na pewno zamierzam gdzieś wyjechać, oznacza w skrócie tyle: spędzanie urlopu w domu nie przystoi. A ja pytam: a dlaczego nie? Może mam potrzebę spać do południa, czytać, podlewać kwiatki? W domu też można dobrze odpocząć – jeśli tego właśnie potrzebujemy. Tymczasem, jeśli nie mamy planów wyjazdowych, automatycznie może pojawić się uczucie bycia gorszym od tych, którzy wyjeżdżają.Jak to przełamać?Zwyczajnie dla jednych i nadzwyczajnie dla innych: słuchać siebie. Znać swoje potrzeby zamiast próbować zmieścić w jednym czy dwóch tygodniach urlopu wszystkie fantazje – własne i cudze – na temat odpoczywania. Może zabrzmi to banalnie, ale serio nie oczekiwać od siebie za dużo, a przy okazji pamiętać, że na co dzień funkcjonujemy w rutynie: wstajemy, jemy śniadanie, ogarniamy dzieci, zawozimy je do szkoły, idziemy do pracy, ogarniamy dom, zakupy, sprzątanie, gotowanie, zajęcia dodatkowe. Tymczasem urlop nas z tej rutyny wybija, staramy się więc ją zastąpić nową. Wstajemy o 8, szybciutko śniadanie, potem pędem na plażę lub zwiedzać, bo przecież w tym tygodniu czy dwóch musimy naodpoczywać się i napatrzeć, i nazwiedzać za wszystkie czasy. Znowu więc staramy się zrobić najwięcej, jak się da, a jeśli to się nie udaje, odczuwamy wyrzuty sumienia. Pojawia się poczucie straconego czasu. Bo szkoda nam dnia, który spędzamy czytając i nudząc się, podczas gdy tyle atrakcji czeka! Zupełnie niepotrzebnie. To wywołuje napięcie i stres, bo znowu staramy się nadążyć, tylko za czym? Czy to oby są nasze potrzeby?Ale próba sprostania i własnym, i cudzym oczekiwaniom, to chyba nie jedyne źródła stresu?Oczywiście! Często bywa tak, że po prostu nie mamy pieniędzy na wyjazd. Brak pieniędzy stresuje nas na co dzień, a w przypadku urlopu jeszcze się intensyfikuje, bo przecież mamy tylko te kilka dni czy dwa tygodnie, żeby odpocząć!Przykro nam, kiedy widzimy, że wszyscy wyjeżdżają, a nas nie stać. Wtedy czujemy się niezaradni, gorsi od innych. Niepotrzebnie.Wakacje wywołują w nas kompleksy?Tak, bo iluż z nas pisze otwarcie na przykład na Facebooku: Hej, zostaję w tym roku na urlopie w domu, bo nie mam pieniędzy na wyjazd? Media społecznościowe powodują, że mamy poczucie, iż wciąż musimy kreować swój wizerunek, retuszować życie, żeby przystawało do wyimaginowanych oczekiwań. Dobrze byłoby się z tego wyzwolić, potrafić powiedzieć sobie: Hej, taką decyzję podjęłam, te pieniądze przeznaczyłam na inne potrzeby. Urlop mogę spędzić spotykając się codziennie z przyjaciółmi, których dawno nie widziałam, odwiedzając muzea czy robiąc remont, który odkładam od dawna. Tak w życiu bywa, że musimy po prostu pieniądze na urlop przeznaczyć na różne inne zadania. Jak bardzo byłby on wtedy efektywny, gdyby nie towarzyszyłoby mu rozczarowanie i lęk przed oceną innych sposobu jego spędzania?Remont jako relaks? Ryzykowny pomysł.Skoro wiemy, że ludzie mają różne sposoby na stres i odreagowywanie tego stresu, to dajmy im też prawo na różne odpoczywanie od wysiłku, który ten stres powoduje. Wracam do podstawowej kwestii, czyli potrzeby, którą aktualnie mam. Czego potrzebuję? Inna sprawa, że tego właśnie często nie wiemy, także dlatego, że nie mamy zbyt wiele czasu, żeby wsłuchać się w siebie. Od czego ma być ten urlop? Jeśli od ogromnego stresu, napięcia nagromadzonego w pracy, to pytam siebie, co mi pomaga zregenerować siły jak najefektywniej i przywrócić rezyliencję, czyli naturalną odporność psychiczną? Sen? Odcięcie się od bodźców? Woda? Spacer? Na te pytania trzeba sobie odpowiedzieć, żeby naprawdę odpocząć, a nie realizować nieadekwatne na ten temat wyobrażenia. Jeśli mówię: muszę wyjechać, to czy faktycznie mam taką potrzebę, czy obieram taką strategię? Jeśli oddając się remontowi czuję, że mój mózg odpoczywa mimo, że ciało intensywnie pracuje, to czemu nie? Gorzej, jeśli ten remont jest ucieczką od odpoczywania, jeśli nie potrafimy nie pracować. To zawsze warto sprawdzić ze sobą samym.Czyli jeśli nie zdiagnozuję potrzeby, która się za tym kryje, to w rzeczywistości mogę wybierać strategie na zaspokajanie potrzeby odpoczynku zupełnie nieadekwatne?Dokładnie tak. Posłużę się tu niestandardowym przykładem. Jest taka grupa ludzi, która rzadko może sobie pozwolić na odpoczynek. To samotni czy jak kto woli samodzielni rodzice – w Polsce są ich ponad dwa miliony. Przeszkód jest dużo: brak środków i drugiej osoby, która mogłaby zostać z dzieckiem czy dziećmi w czasie urlopu lub dzielić podczas niego opiekę nad dzieckiem. Samotni czy samodzielni rodzice, to grupa, która na co dzień mierzy się z ogromnym obciążeniem. Sami muszą zadbać o wszystko, dlatego mierzą się z bardzo wieloma obowiązkami, które w domach, w których jest dwoje rodziców, rozkładają się na dwie osoby. W związku z tym tacy rodzice są nadmiernie obciążeni i często doświadczają wypalenia rodzicielskiego.Odpoczynek to dla nich pierwsza pomoc, ale tu pojawia się problem, bo takie osoby, przekonane, że muszą wszystkim na świecie pokazać, że sobie radzą, nie potrafią prosić o pomoc, nie do końca potrafią zdiagnozować swoje potrzeby, a jeśli nawet im się to udaje, to odkładają je na dalszy plan. A tak naprawdę, czy to samotna matka, czy samotny ojciec, czy w ogóle rodzice, nawet ci, którzy mieszkają razem, do wychowania dziecka potrzebują społeczności, potrzebują ludzi. To jest wysiłek niemalże ponad siły normalnego, zdrowego człowieka samodzielnie wychowywać dziecko bez wsparcia kogokolwiek. Kosztuje zdrowie, fizyczne i psychiczne. Kosztuje często wypalenie rodzicielskie, bo samodzielne rodzicielstwo też bardzo często przysparza dużo stresu rodzicielskiego. Brak odpoczynku i właściwie rozpoznanych potrzeb rodzica skutkuje często wybieraniem strategii realizacji takiego urlopu, będących odpowiedzią głównie na potrzeby dzieci.Zdaje się jednak, że to nie jest coś, co można naprawić w tydzień czy dwa?Można się doładować, przy czym spacerowanie, czytanie czy opalanie się nie musi odbywać się w specjalnych, wyjazdowych okolicznościach przyrody. Można to zrobić na miejscu lub nieopodal. Bo może potrzebuję po prostu pomieszkać we własnym domu? Pamiętajmy też, że samo planowanie podróży dla wielu osób może być stresujące, podobnie jak długa jazda samochodem czy lot samolotem. Dlatego wiedząc, że na przykład lot powoduje u mnie potworny stres, mogę sobie to latanie odpuścić i pojechać na Mazury albo zostać w domu i codziennie jeździć do lasu. Czasami fakt, że przezwyciężę swój lęk przed lataniem, pozwoli mi poczuć ulgę i wolność.Wróćmy do rodziców. Tym samotnym często trudniej zaplanować urlop, ale znam wiele osób, które z urlopu z dziećmi, zwłaszcza małymi, wracają bardziej zmęczeni niż w chwili wyjazdu.Ludzie, którzy wyjeżdżają z dziećmi na urlop, mają często fałszywe przekonanie dotyczące tego odpoczywania. Zapominamy, że wówczas wielu i wiele z nas nie wyjeżdża na urlop dla siebie, ale animować wolny czas dzieci. Czyli robimy to samo, co w domu, ale w nowym miejscu, bez codziennego rytmu – więc wszyscy są wytrąceni z równowagi – i za trzy razy większe pieniądze. Wracamy rozczarowani i zmęczeni. Rodzice z małymi dziećmi mają czasami taką fantazję, że jak wyjadą na urlop to te dzieci na przykład w jakiś magiczny sposób prześpią całą noc, albo nie będą się nudzić, jak zapewnią im hotel z atrakcjami. To tak nie działa!Co więc robić?Jeździć w miejsca, które są przyjazne dla rodzin z dziećmi i nikt nie będzie przewracał oczami, że dziecko płacze przy posiłku, a co najważniejsze: nie napinać się. I pamiętać, że dla większości rodzin wspólne wakacje to jest taki czas, często pierwszy od dawna, który spędzają naprawdę razem, bez codziennej gonitwy, zajęć i obowiązków. I nagle rodzice odkrywają, że ich dzieci mają zachowania, których wcześniej nie widzieli. Dziwią się, denerwują. A to nie są żadne nowe rzeczy, tylko oni ich wcześniej nie mieli czasu zauważyć, kiedy dzieci są przedszkolu czy szkole od godziny 8 do 17. Po zakupach i gotowaniu, jakichś domowych sprawach i zajęciach dodatkowych, zostaje godzina-półtorej wspólnego czasu. Rodzice nie wiedzą tak naprawdę, jak dzieci funkcjonują, kiedy zmienia się rutyna dnia codziennego, więc kiedy jest ten czas wolny i można sobie po prostu zwyczajnie pójść na plażę i pobyć razem, okazuje się, że rodzice są przerażeni, bo dzieci wykazują jakieś zachowanie nieadaptacyjne, tu krzyczą, tu się wydzierają, a oni nie wiedzą co z tym zrobić. I czar pryska.I po powrocie trafiają do psychologa?Często. I rodzice, i dzieci wracają rozregulowani, powrót do codziennej rutyny jest trudny. Rodzice wracają z poczuciem porażki, bo zapłacili te ciężkie pieniądze za widok na palmy i ciepłe morze, a wracają zmęczeni. Dlatego powtarzam jak mantrę: zastanówmy się przed wakacjami, co jest nam potrzebne i co przyniesie korzyści dla całej rodziny (jeśli ma to być urlop rodzinny). Czasami w trakcie urlopu rodzice obserwują różne trudności swoich dzieci, dopiero wtedy rozumieją o czym mówiła pani w przedszkolu czy wychowawczyni dziecka w szkole i zgłaszają się na diagnozę. Jest jeszcze inny aspekt, który z kolei zgłaszają dzieci. Zdarza się, że rodzice wakacyjnych fałszywych przekonań mają więcej, w tym to, że relaksować się najlepiej jest z drinkiem w ręce. I często wygląda to tak: w jednej ręce piwo, w drugiej – dziecko. Dzieci często czują się w takich sytuacjach jak kula u nogi rodzica, która przeszkadza im się odstresować, bo ciągle coś chce. Dzieci też często odczuwają wstyd i próbują to potem jakoś tym rodzicom manifestować na przykład w swoim zachowaniu. Tu nie ma żadnych kompromisów.To popularny widok: rodzice z piwem czy czymś mocniejszym na plaży. Mało kto reaguje na takie obrazki. To jest prosta alternatywa: albo alkohol, albo dzieci. Nigdy razem, choć wiem, że pokutuje przekonanie, że „to tylko jedno/dwa piwka”. To jedno, dwa piwka też upośledza zdolność do szybkiej reakcji, wpływa na postrzeganie rzeczywistości, a mając pod opieką dzieci nie można sobie na to pozwolić. Takie zachowanie to po prostu zaniedbanie rodzicielskie, więc trzeba dokonać wyboru, bo to jedyny sposób, żeby uniknąć ryzyka. Dziecko musi mieć trzeźwych opiekunów, koniec, kropka. Bo kto zawiezie dziecko na SOR, jeśli coś się wydarzy? Kto skoczy do wody lub zaalarmuje w razie zagrożenia? Wyobraźmy sobie, że dziecko ni stąd, ni zowąd, pada po prostu na ziemię, traci przytomność. I trzeba podjąć szybką decyzję, a potem w szpitalu pytają nas czy robić rezonans, czy się rodzic zgadza, czy nie, czy operować, czy nie operować, a tam dwoje rodziców jest po alkoholu, nie mogą wtedy wyrazić świadomej zgody. Kiedy jedziesz na urlop i masz dziecko pod opieką, nie pijesz, nie spożywasz alkoholu. Po prostu. To jest podstawowa zasada. Czasami obserwujemy na urlopie osoby, które są bardzo sfrustrowane. Z czego to wynika?Tak, to częsty widok. Wydaje mi się, że chęć sprostania tym naszym wyobrażeniom sprawia, że wkurza nas i pan bez koszulki z reklamówką z dyskontu, i parawan, i że na plaży ciasno. W ogóle łatwo nas wyprowadzić z równowagi, bo wiele rzeczy zakłóca nam idealny obraz naszych wyczekanych i często drogich wakacji. To jest też pokłosie naszych nagromadzonych emocji. Szefowej nie powiem, że mam za dużo obowiązków, gromadzi się frustracja, która może znaleźć ujście w kolejce po gofry, bo ktoś dostał ostatnią porcję śmietany. I jeszcze jedno: często ten pan z reklamówką, który kompletnie nie przejmuje się tym, jak jest postrzegany, odpoczywa lepiej niż my: cali w napięciu, żeby nic nam nie zepsuło tego wyidealizowanego urlopu. Spuśćmy trochę powietrza. Nie obarczajmy innych swoją złością i frustracją tylko dlatego, że sami nie potrafiliśmy właściwie zweryfikować swoich potrzeb i ulegamy oczekiwaniom mas. Warto zadać sobie pytanie, gdyby nie było Facebooka czy Instagrama to jak spędziłbym/spędziłabym urlop? Z kim? Gdzie? Urlop jest dla nas, nie my dla urlopu.