Konflikt o „Merkuriusza”. Czy o tym, kto wypowiada się w gminnym biuletynie, może samodzielnie decydować władza? Spór o „Merkuriusza Mszczonowskiego” może zakończyć się precedensowym orzeczeniem, które będzie kształtować polski krajobraz medialny przez lata. Mszczonów to małe miasteczko na Mazowszu, położone między Warszawą a Łodzią. Miasto wykorzystało swoją doskonałą lokalizację i postawiło na rozwój, zapewniając mieszkańcom pobliskich metropolii rozrywkę. Działa tutaj słynny park wodny Suntago, baseny geotermalne, a nawet jeden z najgłębszych na świecie basenów do nurkowania.Według danych z końca 2023 roku ludność miasta i gminy wynosiła 10 938 osób. W samym mieście mieszka 5 859 osób natomiast poza jego obrębem 5 079 osoby. Ludności przybywa, bo wielu mieszkańców Warszawy poszukuje spokojnej przystani poza zgiełkiem wielkiego miasta.W Mszczonowie od ponad 35 lat rządzi Józef Kurek – najdłużej urzędujący burmistrz w Polsce. W 2015 roku startował w wyborach parlamentarnych jako bezpartyjny kandydat z list Prawa i Sprawiedliwości. Ale miłość do lokalnej polityki była tak wielka, że nie przyjął mandatu i pozostał w fotelu burmistrza.W ostatnich wyborach samorządowych zdobył 53,04 proc. głosów, więc wszystko rozstrzygnęło się w pierwszej turze. Jego kontrkandydatką była Barbara Korpus z KW „Mszczonów To My”. Przegrała walkę o fotel burmistrza, co akceptuje, ale podkreśla, że wraz z pozostałymi kandydatami chce, by inni – już w następnych wyborach – mieli równe szanse w wyborczej walce. Spór o równe szanse w „Merkuriuszu Mszczonowskim”Czemu uważa, że ona jak i jej komitet takich szans nie mieli? To opowieść o kontroli. I o tym, jaką władzę daje ona w sytuacji, kiedy kryzys na rynku mediów wymiótł z niego lokalne, niezależne media. A byt mają zapewnione tylko te podłączone do kroplówki z publicznych pieniędzy.Tak jest z lokalną gazetką w Mszczonowie, „Merkuriuszem Mszczonowskim”. Aktywiści z miasteczka zwrócili się do jego redakcji z prośbą o publikację materiału wyborczego KW „Mszczonów to my”, ale Gminne Centrum Informacji odmówiło, uznając, że stanowiłaby ona niedopuszczalną agitację wyborczą. Jednocześnie w „Merkuriuszu” bez przeszkód ukazywały się wywiady dotychczasowego burmistrza czy przewodniczącego Rady Miejskiej. Sprawa skończyła się pozwem, który jedna z kandydatek komitetu, a obecnie także radna Beata Mrukiewicz złożyła w Sądzie Okręgowym w Płocku. Burmistrz Mszczonowa: Kontrkandydatce nie chciało się roznosić ulotekPortal tvp.info zwrócił się z prośbą o komentarz do burmistrza Mszczonowa Józefa Kurka. Polityk nie krył zdenerwowania i irytacji całą sprawą. Podkreślał, że opozycyjna kandydatka „od 25 lat próbuje wypisywać przeróżne rzeczy”. Jak dodał, „Merkuriusz” jest „takim samym biuletynem, jaki prowadzi marszałek Struzik”. – To jest informacja. Zawsze odcinaliśmy się od swad politycznych – oburza się Kurek. Skąd więc protesty Mrukiewicz? Zdaniem burmistrza to jedynie wynik jej... lenistwa. Jak przekonuje, opozycyjnej kandydatce „nie chciało się przejść” przez okręg wyborczy i rozdać ulotek, więc chciała w tym celu wykorzystać biuletyn, na co nie mogło być zgody, bo gazeta wydawana przez samorząd jest „apolityczna”.– Dlaczego zatem w biuletynie ukazywały się wywiady z panem? – pytamy.– Nic się nie ukazywało – odpowiedział burmistrz. Gdy jednak wykazaliśmy, że w „Merkuriuszu” pojawiały się obszerne rozmowy z nim, włodarz Mszczonowa stwierdził, że „jako burmistrz udziela od czasu do czasu informacji”. – Ja już mam tego dosyć! Chcecie mnie powiesić? To powieście. Ja chcę spokoju! Nie muszę się już tłumaczyć, dajcie mi święty spokój. Chcecie, żebym na zawał umarł? Mnie serce wysiądzie – powiedział.– Panie burmistrzu, ale tu nie chodzi o skrzywdzenie kogokolwiek. Chcemy dać obu stronom możliwość wypowiedzi i odniesienia się do informacji, które pojawiają się w przestrzeni publicznej – wyjaśniliśmy.– Czy w tym kraju nie ma poważniejszy problemów niż „Merkuriusz Mszczonowski”? – i na tym nasza rozmowa się skończyła. Pełnomocniczka: Odmowa publikacji całkowicie bezpodstawnaPortal tvp.info rozmawiał z pełnomocniczką Beaty Mrukiewicz, mec. Patrycją Rejnowicz-Janowską z warszawskiej kancelarii Jabłoński Koźmiński i Wspólnicy, która wraz z mec. Michałem Jabłońskim prowadzi sprawę pro bono. 25 lipca w imieniu mocodawczyni złożony został pozew o ochronę dóbr osobistych.– W marcu nasza mocodawczyni skierowała wniosek do Gminnego Centrum Informacji w Mszczonowie, deklarując wolę wykupienia jednej strony w „Merkuriuszu” – powiedziała prawniczka. Jak wyjaśniła, Gminne Centrum Informacji jest jednostką budżetową gminy, która publikuje cennik reklam i ogłoszeń. Niedopuszczalna agitacja czy działalność informacyjna?Kandydatka na radną dołączyła do wniosku plakat, który zawierał nazwę komitetu wyborczego, zdjęcia kandydatów na radnych i kandydatki na burmistrza oraz ich imiona i nazwiska. Prośba Beaty Mrukiewicz spotkała się jednak z odmową, uzasadnioną twierdzeniem, że publikacja byłaby „niedopuszczalną agitacją wyborczą”.– Nasza mocodawczyni uznała, że ta odmowa jest bezprawna i niezgodna z art. 36 prawa prasowego – powiedziała adwokatka. W artykule tym zawarto zamknięty katalog przyczyn, z powodu których wydawca może odmówić publikacji. Gminne Centrum Informacji nie wykazało żadnej z tych przyczyn swojej odmowie, ani nie wykazało istnienia skodyfikowanej linii programowej „Merkuriusza”. Prawniczka podkreśliła, że linia programowa musi mieć charakter spisany. Mec. Rejnowicz-Janowska wskazała również, że autorytety prawne są zgodne, że jedyną definicją legalnej agitacji wyborczej jest ta zawarta w artykule 105. Kodeksu wyborczego.– Plakat, który chciała zamieścić nasza mocodawczyni, nie był przejawem agitacji, lecz działalności informacyjnej – wskazała. Przywołała przy tej okazji postanowienie Sądu Apelacyjnego w Krakowie z 26 września 2014 roku, w którym wskazano, że nie można dopuszczać się nieuprawnionego rozszerzania legalnego pojęcia „agitacja wyborcza”. – Uznanie plakatu za agitację jest, zdaniem naszej mocodawczyni, takim nieuprawnionym rozszerzeniem – mówi nam prawniczka. Mrukiewicz uznała, że odmowa publikacji jest przejawem dyskryminacji w życiu politycznym. Tym bardziej że w „Merkuriuszu” pojawiały się wywiady z politykami, również z urzędującym wówczas i obecnie burmistrzem. Ekspert: To jakby zakazać wchodzenia do sklepuPrawniczka przytoczyła również porównanie, którego dokonał dr Bogusław Kosmus w komentarzu do prawa prasowego, twierdząc, że ograniczanie wolności komunikowania przypomina ograniczanie określonym grupom osób do korzystania ze sklepów czy towarów usługowych.„Otóż nikt nikomu nie może nakazać prowadzenia sklepu czy lokalu rozrywkowego. Skoro już jednak ktoś sklep (lokal) dla powszechnego kręgu odbiorców otwiera i prowadzi, to nie ma prawa nikogo arbitralnie z tej placówki przepędzać ani odmówić sprzedaży towaru (usługi), bo dopuszcza się dyskryminacji”.Precedensowa sprawaPytana o to czego oczekuje jej mocodawczyni, prawniczka odparła, że chodzi o środki ochrony niemajątkowej, czyli przeprosiny za to, że naruszono jej dobra osobiste. Kobieta nie domaga się nawiązki, zadośćuczynienia czy jakiejkolwiek rekompensaty finansowej.Mec. Rejnowicz-Janowska wyraziła przekonanie, że ta sprawa może mieć charakter precedensowy. – Nie spotkałam się dotychczas z podobną sprawą – powiedziała. Problemy lokalnej demokracjiOrzeczenie w tej sprawie może być przełomowe i zmienić medialną rzeczywistość w różnych regionach Polski, gdzie często zdarza się, że media zarządzane przez samorząd stanowią jedyne źródło informacji o życiu lokalnej społeczności i polityce władz.W Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego toczą się obecnie prace nad nową ustawą medialną, które zakładają ograniczenie wydawania prasy przez władze samorządowe.Na zmiany czeka nie tylko „Merkuriusz Mszczonowski” .