Wyroku nie dożył Zygmunt R. ps. Bolo. Po 11 latach zakończył się proces Ryszarda Sz. ps. Kajtek, oskarżonego o handel narkotykami – dowiedział się portal tvp.info. Końca procesu nie dożył Zygmunt R. ps. Bolo, który zmarł we wrześniu 2021 roku. Były boss „Pruszkowa” został uznany za winnego udziału w obrocie 10 kilogramami kokainy i 12 kilogramami heroiny w 2009 roku. Sąd skazał go na cztery lata i sześć miesięcy więzienia.Sąd zaliczył Ryszardowi Sz. w poczet kary ponad dwuletni pobyt w areszcie. Wyroku nie doczekał Zygmunt R. ps. Bolo. We wrześniu 2021 roku zmarł na raka trzustki. Obrona „Kajtka” zapowiedziała, że złoży apelację. Interes z „Rympałkiem” Zygmunt R. ps. Bolo vel Kaban oraz Ryszard Sz. ps. Kajtek zostali zatrzymani w grudni 2011 roku w Warszawie. Śledczy z ówczesnej Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie zebrali dowody, że obaj pruszkowscy bossowie po wyjściu z więzienia, nie zaprzestali przestępczego rzemiosła i dalej popełniali przestępstwa. Pogrążył ich Jacek S. ps. Falconetti, były zaufany wspólnik Marka Cz. ps. Rympałka, osławionego bossa stołecznego półświatka. „Falconetti”, po odsiedzeniu swojego wyrok poszedł na współpracę z prokuraturą i policją, po czym opowiedział o wszystkich interesach swojego szefa, po tym jak Cz., opuścił więzienie. Według słów Jacka S., wśród kontrahentów „Rympałka” znaleźli się wspomniani bossowie „Pruszkowa”. Z ustaleń śledztwa wynika, że „Bolo” i „Kajtek” mili kupić w wakacje 2009 roku 10 kilogramów kokainy za 400 tys. euro oraz 10 kilogramów heroiny, o wartości 150 tys. euro. Kilka miesięcy później dokupili zaś, zdaniem prokuratury, kolejne dwa kilogramy heroiny za 30 tys. euro. Nie udało się ustalić, co się dalej działo z narkotykami. „Kajtek” został dodatkowo oskarżony o udostępnienie „Rympałkowi” i „Falconettiemu” trzech gramów kokainy. Można się domyślać, że była to tak zwana próbka, jakości towaru. Oszczędności i skromna emeryturaZygmunta R. i Ryszarda Sz. zatrzymano trzy lata, po tym jak opuścili więzienia, gdzie odsiadywali wyroki za kierowanie mafią pruszkowską. Od samego początku przekonywali, że są niewinni i padli ofiarą pomówień Jacka S. „Bolo” poinformował prokuraturę, że jest właścicielem lombardu (który, jak twierdził nie przynosi mu dochodów) i 8-letniego BMW. Utrzymywał się zaś z oszczędności w wysokości 30 tys. zł. Z kolei Ryszard Sz. stwierdził, że jest na emeryturze i otrzymuje miesięcznie 700 zł. Jego majątek to 5-letni Mercedes klasy C i 100 tys. zł. oszczędności. Pechowa Temida Prokurator z Wydziału do Walki z Przestępczością Zorganizowaną i Korupcją Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie zakończył śledztwo przeciwko wspomnianym bossom w na przełomie grudnia 2012 i stycznia 2013 roku. Sprawa trafiła do Sadu Rejonowego dla Warszawy Woli. Początkowo sprawa toczyła się normalnym trybem. Odbyło się kilkanaście rozpraw i przesłuchano wszystkich świadków, w tym „Faconettiego”. Jednak w drugiej połowie 2014 roku przewodnicząca składu sędziowskiego zachorowała i proces odroczono, w sumie o półtora roku. 9 sierpnia 2016 roku sąd postanowił o prowadzeniu rozprawy od początku. Wtedy ku zaskoczeniu śledczych, sąd uznał, że nie jest właściwym do rozpoznania sprawy. – Postanowienie to zostało uchylone przez Sąd Okręgowy w Warszawie 3 października 2016 r. na skutek zaskarżenia go przez obrońcę oskarżonego Zygmunta R. Sąd Okręgowy wskazał, że ustalenie wszystkich lokalizacji działań zarzucanych oskarżonym, a co za tym idzie również właściwości miejscowej, nie jest na tym etapie możliwe oraz wskazał na kwestie ekonomii procesowej – informowało wówczas tvp.info biuro prasowe Sadu Okręgowego w Warszawie. Przez dwa kolejne lata nie udało się skutecznie rozpocząć procesu obu bossów. Na przeszkodzie stanęły między innymi poważna choroba Zygmunta R., a później choroba jego obrońcy Piotr Pieczykolana. W 2018 roku pojawiło się zagrożenie, że do sprawy zostanie wyznaczony kolejny sędzia, ponieważ referentka sprawy została awansowana na prezesa jednego z warszawskich sądów rejonowych. W końcu proces ruszył po raz kolejny. I toczył się z różnym szczęściem przez sześć kolejnych lat.Politycy i policja stworzyli „Pruszków”? Ryszard Sz. ps. Kajtek był podejrzewany o udział w zabójstwie Wiesława Niewiadomskiego ps. Wariat w lutym 1998 roku. Boss spędził pół roku w areszcie. Później przedstawił dokumenty, z których wynikało, że nie może przebywać za kratami, ponieważ ma chore serce. Nie znaleziono dowodów na jego udział w zamachu na „Wariata”. Podczas procesu bossów „Pruszkowa” w 2002 roku. „Kajtek” twierdził, że to politycy wykreowali mafię pruszkowską, a on sam nie jest żadnym gangsterem. – Nigdy nie posiadałem żadnego pseudonimu , nikt tak się do mnie nie zwracał. Nawet sam świadek koronny nigdy nie wymienia jakiegoś „Kajtka”. Pseudonim ten jest wymyślony, ponieważ, no, najlepiej - jak pseudonim, to już przestępca. A to nieprawda, pani Szymborska też ma pseudonim – grzmiał oskarżony. Przekonywał, że prokuratura nie ma żadnych dowodów przeciwko niemu i opiera się na zeznaniach Jarosława S. ps. Masa, którego określił mianem „niewiarygodnego” i „złapanego na wielu kłamstwach”. – Ta sprawa to zapotrzebowanie Centralnego Biura Śledczego na mafię, którą sami stworzyli posługując się świadkami koronnymi, bo chcieli sukcesu – twierdził Ryszard S.Inteligentny i bardzo niebezpieczny Zygmunt R. ps. Bolo, uważany był przez śledczych za jedną z najważniejszych postaci tak zwanego zarządu mafii pruszkowskiej. Miał opinię bardzo inteligentnego, ale jednocześnie bardzo niebezpiecznego. „Bolo”, co najmniej dwukrotnie, cudem uniknął śmierci. W lutym 1995 roku, gdy w stolicy trwała wojna „Pruszkowa” z „Wołominem”, gang z prawego brzegu Wisły podłożył bombę w pobliżu jego mieszkaniu w bloku przy ulicy Ostrobramskiej. Ładunek eksplodował ponoć, gdy gangster chciał otworzyć drzwi. Eksplozja zniszczyła trzy piętra bloku i dziewięć mieszkań. Zygmunt R. doznał lekkich obrażeń. W maju 2000 roku doszło do drugiego znanego policji zamachu na „Bola”. Tym razem eksplodowała bomba podłożona pod mercedesem, którym jechał. Boss doznał poważnych obrażeń nóg i trafił do szpitala. Zamachu dokonali prawdopodobnie członkowie gangu Andrzeja Kolikowskiego „Pershinga”, w odwecie za zamordowanie swego szefa w grudniu 1999 roku.„Pruszków”, czyli korporacja zbrodni Gang pruszkowski, który powstał pod koniec lat 80. ubiegłego wieku, był przez ponad 10 lat największą polską zorganizowaną grupą przestępczą. Sami policjanci przyznają, że można już było określać tę bandę mianem mafii, bo jej bossowie mieli kontakty z politykami oraz ważnymi biznesmenami. Gang zarabiał miliony złotych na handlu narkotykami, haraczach, napadach. W wojnach, jakie „Pruszków” toczył z konkurentami z Wołomina czy grupami z zachodniej i północnej Polski, zginęło kilkadziesiąt osób. Regularnie wybuchały bomby w największych polskich miastach. Gang stworzony był na wzór amerykańskiej mafii. Kierował nim sześcioosobowy zarząd: Andrzej Z. ps. Słowik, Leszek D. ps. Wańka, Mirosława D. ps. Malizna, Ryszard Sz. ps. Kajtek, Zygmunt R. ps. Bolo oraz Janusz P. ps. Parasol. Podlegali im kapitanowie tacy, jak Jarosław S. ps. Masa czy Marcin B. ps. Bryndziak, Sławomir F. ps. Fabian. Ci z kolei, mając swoje grupy, kierowali licznymi podgrupami. W sumie w skład bandy wchodziło kilkaset osób w całej Polsce. W 2000 roku policja uderzyła w Pruszków. W ciągu dwóch lat niemal doszczętnie rozbito „Pruszków”. W 2003 roku Sąd Okręgowy w Warszawie w skazał pięciu bossów za założenie gangu i kierowanie nim. Zygmunt R. ps. Bolo i Ryszard Sz. ps. Kajtek usłyszeli wówczas wyroki po 7 lat więzienia. Po wyjściu z więzienia w latach 2008-2013 większości bossów podwarszawskiej mafii, miało dojść do „reaktywacji gangu”, ale nie na taką skalę jak w latach 90. i 2000.