Rażąca dysproporcja sił. Rozszerzenie służby wojskowej, ponowne szkolenie rezerwistów i modernizacja wyposażenia. Plany tajwańskiego rządu są ambitne, ale jak dotąd słabo idzie ich wdrażanie. Napięcie jest namacalne. Jak pisze „The Washington Post”, prezydent Tajwanu Lai Ching-te, który objął urząd w maju, uznawany jest w Chinach za „niebezpiecznego separatystę”. Z wypowiedzi chińskiego prezydenta Xi Jinpinga z kolei wynika, że „ponowna unifikacja” Chin i Tajwanu „jest nieunikniona”. Nie krył, że jest skłonny odwołać się do argumentu siły, a chińskie lotnictwo i marynarka sondują zdolności obronne wyspy. Tajwan już przed dwoma laty rozszerzył obowiązkową służbę wojskową i prowadzi działania celem wzmocnienia swojej siły militarnej. Celem jest skłonienie Chin, by pomyślały dwa razy, zanim zdecydują się na radykalny krok. Tajwan ma 155 tys. zawodowych żołnierzy. Do tego 2 mln rezerwistów, nadto każdy mężczyzna urodzony po 2005 r. jest zobowiązany do odbycia służby wojskowej. Jak pisze „The Washington Post”, wysiłki te nie idą najlepiej. Tamtejszy minister obrony powiedział niedawno, że brak sprzętu i instruktorów spowolnił próbę poprawy zdolności rezerwistów. Młodzi Tajwańczycy też nie garną się do wojska. W tym roku służbę odbędzie tylko 6 proc. powołanych mężczyzn – niespełna 7 tys. osób – reszta odroczyła służbę np. by uczęszczać na studia. Potencjał militarny Chin i TajwanuDla porównania chińska armia ma ok. 2 mln czynnych żołnierzy i ok. 400 tys. poborowych szkolonych każdego. Budżet na obronę Chin to 230 mld dol., trzynastokrotność tego, co przeznacza na ten sam cel Tajwan.Kolejną komplikacją dla Tajwanu, zwiększającą presję na tamtejszy rząd, jest polityka USA, głównego sojusznika wyspy. Amerykanie zobowiązali się pomagać w budowaniu zdolności obronnej Tajwanu np. poprzez sprzedaż broni, ale nie są formalnie, rzecz biorąc, zobowiązani traktatami do interwencji, gdyby Chiny rozpoczęły najazd. Joe Biden zapowiadał niejednokrotnie, że wysłałby wojsko do pomocy w przypadku chińskiego ataku. Trump z kolei, choć trudno go posądzić o miłość do Chin, nigdy takiej deklaracji nie składał. Powiedział podczas jednej okazji, że Tajwan jest daleko i „powinien płacić za amerykańską obronę”.„Mamy trzy lata do wojny”. Generał o osi dążącej do zmiany ładu na świecieEwentualne zwycięstwo Trumpa w wyborach, oprócz dużej dozy niepewności, dla Tajwanu oznacza konieczność znacznego zwiększenia nakładów finansowych na obronność. I przyspieszenia reformy wojska.Ta jednak pod nową prezydenturą nie doczekała się większej zmiany. Inna sprawa, że władzę ustawodawczą na wyspie sprawuje prochińska partia Kuomintang, która zarzuca prezydencji próbę uczynienia z Tajwanu „beczki prochu”. Eksperci cytowani przez gazetę są jednak zgodni - Tajwan musi znacznie poprawić tempo i jakość szkolenia, by skutecznie zniechęcać Chiny.