Mieszkańcy Ugandy mają dość brutalnego reżimu. Korupcja szczególnie upatrzyła sobie dyktatury. W Ugandzie ostatnio przelała się miarka i ludzie wyszli na ulicę. Liczyli, że coś wskórają, jak protestujący w sąsiedniej Kenii. Trafili jednak na zabetonowany układ rządzącego od 1986 roku prezydenta Yoweriego Museveniego. Powiedzieć, że utworzył w kraju polityczno-korupcyjny folklor, to nic nie powiedzieć. Na razie dyktator dobrodusznie ostrzegł protestujących, że „igrają z ogniem”, ale jego reżim już wziął się za aresztowania. Warto przyjrzeć się temu, co dzieje w tym osobliwym kraju. Demokracje prezydenckie w Afryce są do siebie bardzo podobne. Poza chlubnym przykładem Tanzanii, to po prostu mniej lub bardziej oczywiste dyktatury. Rządzą nimi udzielni władcy, których zasadniczym celem jest utrzymanie się przy władzy i napchanie kiesy. Służą temu dwie metody, które mogą się przenikać.Pierwsza to ograniczanie praw obywateli, walka z wolnością słowa czy prawem do zgromadzeń. Nie można tego robić gwałtownie, tylko stopniowo, żeby rodaków przyzwyczajać. Do tego dochodzi wzmacnianie służby bezpieczeństwa. Wszystko odbywa się pod szczytnym hasłem walki o wolność i sprawiedliwość, którą realizuje blok prezydenta, często mający w nazwie człon Front Ludowy. A ten, jak to front, lubi się przesuwać – w tym przypadku w kierunku jedynowładztwa.SukinsynDruga metoda to znalezienie protektora. Mocarstwa potrzebują dyktatorów i jak trzeba to ich hodują. Zgodnie z zasadą zgrabnie wypowiedzianą przez Franklina Delano Roosevelta o satrapie z Nikaragui Anastasio Somozie Garcii. „Somoza może jest sukinsynem, ale to nasz sukinsyn” – powiedział prezydent USA.O ile Zachodowi zależy przede wszystkim na stabilizacji w danym regionie, to Chiny stawiają na ekspansję polityczną i gospodarczą, zaś Rosja – na drenaż zasobów w zamorskich republikach i rugowanie Zachodu. Dyktatorzy mogą więc przebierać w opiekunach jak w ulęgałkach.Mimo rządów dyktatorskich Uganda nie miała większych problemów ze społecznością międzynarodową. Zapewniała to rola sojusznika Stanów Zjednoczonych w wojnie z terroryzmem. Ostatnio jednak zaczęła niebezpiecznie zmierzać w kierunku romansu z najkrwawszym dyktatorem XXI wieku – Władimirem Putinem.Ale od początku. Uganda to kraj w zasadzie skazany na bylejakość i mizerię. Podstawą gospodarki jest zacofane i niewydajne rolnictwo. W ostatnich latach kraj zasłynął dzięki osobliwej kinematografii. Zaczęto tu produkować beznadziejne, ale niepozbawione uroku i cieszące się pewną popularnością filmy klasy Z, z których najsłynniejszy to „Kto zabił kapitana Alexa?”. Spojler alert: z tego dziełka nie dowiemy się, kto zabił kapitana Alexa.Loteria geologiczna nie była szczęśliwa dla Ugandy. W ziemi jest trochę złota, ale za mało, by zagwarantować odpowiedni poziom życia dla mieszkańców. Zresztą gdyby było go więcej, i tak nie przełożyłoby się to na wzrost poziomu ich życia, co najwyższej jeszcze bardziej obłowiłaby się dworska kamaryla.ZłotoZłoto to zawsze szemrany interes, który przyciąga wszelkiej maści krętaczy i oszustów. Wystarczy wspomnieć, że rolą Ugandy w obrocie kruszcem była zgoda władz na przyjęcie złota z Wenezueli, gdy obłożony sankcjami dyktator Nicolas Maduro chciał je po kryjomu sprzedać za granicą.Historia polityczna Ugandy również wpisuje się w tę, jakiej doświadczyły podobne państwa w regionie. W XIX wieku powstała na tych ziemiach kolonia Brytyjczyków w ramach Brytyjskiej Kompanii Wschodnioafrykańskiej. To oznaczało oczywiście drenaż zasobów i wysyłanie zysków do Londynu w ramach szlachetnej misji budowy imperium.To jednak zaczęło się chwiać po II wojnie światowej. Również w Ugandzie pojawiły się ruchy niepodległościowe. Naturalnie od razu tępione przez szanujących spokój Brytyjczyków. Wiatru historii nie dało się jednak zawrócić. 9 października 1962 roku Uganda proklamowała niepodległość.Rok później kraj został ogłoszony republiką federalną, gdyż jest zamieszkana przez wiele grup etnicznych. Najliczniejsi są Gandowie (około 20 proc. społeczeństwa). Są również Hima, Soga, Kiga, Teso, Lango i wiele pomniejszych, przy czym każda grupa ma swój odrębny język.Pierwszym prezydentem kraju został Edward Mutesa, zaś premierem Milton Obote z zasłużonego w walce o niepodległość Ludowego Kongresu Ugandy (UPC). Afrykańskie demokracje pozbawione demokratycznych tradycji mają jednak to do siebie, że zaraz pojawiają się rozbieżne wizje jak miałaby ona wyglądać. Kolejni prorocy demokracji koniecznie muszą swoje wizje implementować w celu budowy systemu powszechnej sprawiedliwości, z przekonaniem, że zrobią to lepiej niż inni.W Ugandzie Mutesa przegrał taką próbę sił z Obotem i został obalony. Nowy prezydent wprowadził klasyczną dyktaturę z systemem jednopartyjnym, przy czym jedyną legalną partią pozostała UPC. Obote zaczął układać kraj po swojemu – znacjonalizował przemysł i handel oraz zbliżył się do Związku Sowieckiego, co wywołało niepokój w Waszyngtonie, chcącym zwiększać wpływy w dynamicznie zmieniającej się Afryce.LudożercaJak wielu satrapów, Obote popełnił jednak błąd, który kosztował go utratę władzy – wyjechał z kraju. Gdy w styczniu 1971 roku pojechał na konferencję szefów państw Wspólnoty Narodów w Singapurze, sytuację wykorzystali spiskowcy i przeprowadzili pucz. Władzę przejął samozwańczy generał Idi Amin, który zapisał się w historii jako jeden z najbardziej zdegenerowanych dyktatorów. W jego jednak przypadku właściwszy wyraz to raczej „obłąkanie”.Okres rządów jego junty jest najmroczniejszym w historii kraju. W latach 1971-79 zginęło przeszło pół miliona ludzi, setki tysięcy ratowały się ucieczką z kraju, głównie do Tanzanii. Wśród uchodźców był sam Obote, który jakiś cudem zdołał uratować życie.„Ostatni król Szkocji” był patologicznym mordercą. Wiele osób zabił własnoręcznie, zaś głowy wrogów trzymał w lodówce. Przyznawał się do kanibalizmu. W przypływie szczerości ze znawstwem opowiedział, że mięso człowieka jest bardziej słone od mięsa lamparta.Amin został obalony w wyniku wojny z Tanzanią. Ta wsparła partyzantów walczących z reżimem w Kampali. Zbrodniarz uciekł z kraju i trafił pod skrzydła innego zbrodniarza – Muammara Kadafiego w Libii. Obote wrócił i, bogatszy o doświadczenia nakazujące wprowadzenie skuteczniejszego zamordyzmu, wprowadził swój reżim.RepresjeZaczął od szeroko zakrojonych represji. Te doprowadziły do wybuchu wojny domowej – jednej z wielu na tym kontynencie – która przeszła do historii jako „wojna w buszu”. Wtedy rozbłysła gwiazda naszego Yoweriego Museveniego.Yoweri Tibuhaburwa Kaguta Museveni urodził się 15 września 1944 roku w Rukungiri w zachodniej części ówczesnej brytyjskiej kolonii. Ojciec Amos Kaguta był pasterzem, matka – Esteri Kokundeka – zajmowała się domem. Rodzice byli analfabetami, ale zdawali sobie sprawę ze znaczenia edukacji i posłali syna do szkoły.Nauka szła tak dobrze, że młody człowiek dostał się na Uniwersytet w Dar es Salaam w Tanzanii, gdzie studiował ekonomię oraz nauki polityczne. W latach 60. ubiegłego wieku uczelnie w Afryce szkoliły przede wszystkim nie naukowców czy urzędników, a bojowników o wyzwolenie spod kolonialnego buta, a więc siłą rzeczy skręcających w kierunku marksizmu.Museveni również został marksistą i zwolennikiem radykalnych idei panafrykańskich. Przekonały go do tego między innymi wykłady lewicowego historyka Waltera Rodneya. Naturalnie zaangażował się w politykę. Współzałożył organizację polityczną – Afrykański Front Rewolucyjny Studentów Uniwersytetów, współpracujący z Frontem Wyzwolenia Mozambiku.ZbawienieWspółpraca polegała na szkoleniu z walki partyzanckiej w Mozambiku. Takim partyzantem został też Museveni. W czasach rządów Amina został w lesie. Otwarcie wystąpić przeciwko Aminowi nie mógł, bo skończyłby jako jego obiad. Z czasem przeniósł się do Tanzanii, ale nie podporządkował się porozumieniu kończącemu „wojnę w buszu”. W 1973 roku założył własną partyzantkę o bezpretensjonalnej nazwie Front Narodowego Zbawienia.Gdy Imin zaatakował Kagerę w północnej Tanzanii prezydent tego kraju Julius Nyerere wezwał Ugandyjczyków, by wsparli Ludowe Siły Obrony Tanzanii. Oddział Museveniego pomógł w odniesieniu zwycięstwa nad ludożercą. Gdy Obote wrócił do władzy, Museveni znów się nie podporządkował. Zebrał Armię Ludowego Oporu (PRA) i w lutym 1981 roku zaatakował rządową Narodową Armię Wyzwolenia Ugandy (UNLA).Jego armia dołączyła do Bojowników Wolności Ugandy pod wodzą Yusufu Lele i utworzyła Narodową Armię Oporu (NRA). Jej zaplecze polityczne – Narodowy Ruch Oporu (NRM) – opracowało nawet „dziesięciopunktowy program” dla przyszłego rządu. Plan był równie ambitny co nierealny. Trącił populizmem, więc trafiał do maluczkich.Museveni chciał więc wprowadzać demokrację, bezpieczeństwo, konsolidować jedność narodową, bronić niepodległości, budować samowystarczalną gospodarkę, stawiać na rozwój usług socjalnych oraz zwalczać korupcję i nadużycia władzy. Ostatnie protesty wskazują, że program nie przetrwał próby czasu, bo też i nie mógł.Obote odpowiedział siłą. Jego wojska dokonywały licznych masakr, co zwiększało napięcia w i tak trudnej pod względem etnicznym Ugandzie. Szacuje się, że wojna domowa pochłonęła od 100 tysięcy do - być może nawet pół miliona istnień ludzkich. Brutalność Obotego wywołała zaniepokojenie także w jego Ludowym Kongresie Ugandy. Znalazł się więc generał Tito Okello, który przeprowadził pucz i obalił prezydenta.Dla Museveniego nie było to jednak korzystne. Sam przecież celował w rolę zbawcy narodu. Argumentował, że UNLA nie ma moralnego prawa rządzić, bo współodpowiada za zbrodnie Obotego. Podjął jednak w sierpniu 1985 roku rozmowy pokojowe prowadzone pod patronatem prezydenta Kenii Daniela arap Moia. Ostatecznie po wielomiesięcznych negocjacjach, którym towarzyszyły walki, uzgodniono włączenie NRA w struktury armii. 29 stycznia 1986 roku Museveni został prezydentem.Suweren– To nie jest zwykła zmiana warty, tylko fundamentalna zmiana. Mieszkańcy Afryki, mieszkańcy Ugandy mają prawo do demokratycznego rządu. Nie jest to przysługa ze strony żadnego reżimu. Suwerenem jest naród a nie rząd – mówił podczas ceremonii zaprzysiężenia. Ogłosił przy tym swój ambitny, 10-punktowy program.– Drugi punkt naszego programu to bezpieczeństwo osób i mienia. Każdy Ugandyjczyk musi mieć zapewnione absolutne bezpieczeństwo, prawo do mieszkania tam, gdzie chce. Każda osoba, każda grupa, która zagraża bezpieczeństwu naszego narodu, musi zostać zniszczona bez litości. Ugandyjczycy powinni umierać tylko z przyczyn naturalnych, na które nie mamy wpływu, a nie z powodu działań innych ludzi, którzy nadal przemierzają nasz kraj wzdłuż i wszerz – przekonywał.Faktycznie, postawił na pewną liberalizację. Ale zrobił to z przyczyn pragmatycznych. Było to potrzebne, by móc otrzymać wsparcie Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Z czasem jednak Museveni przestał kryć się za skrzydlatymi słowy i zaczął rozwijać własną dyktaturę. Były więc ograniczanie wolności słowa, prawa do zgromadzeń i prześladowanie opozycji i tak dalej.Łamanie praw człowieka stało się nagminne. Zaczęły funkcjonować lotne brygady policji, które porywały i torturowały nieprawomyślnych obywateli. Niewygodni dla władzy ludzie przepadali, pojawiły się zabójstwa pozasądowe. Zupełnie jak w Rosji Putina.Takie pojmowanie sprawiedliwości nie podobało się wszystkim. Dochodziło do rewolt, głównie w północnej części kraju, na które Museveni odpowiadał pacyfikacjami. Jego oddziały – warto dodać, że werbował nawet dzieci – potrafiły wyrzucić z domów 100 tysięcy mieszkańców miasta Gulu.SzmelcDo tego rozpleniła się korupcja, sięgająca najwyższych kręgów władzy. Zdarzyło się na przykład, że brat prezydenta i jego doradca do spraw wojskowości Salim Saleh potrafił zamówić helikoptery dla wojska, wziąć 800 tysięcy dolarów prowizji, zaś do armii trafił bezużyteczny szmelc. Saleh – jak wynika z raportu ONZ – zaangażował się też w jakieś szemrane wydobycie minerałów w Demokratycznej Republice Konga.Saleh tak się rozbestwił, że pod przykrywką malezyjskiej firmy Westmont kupił udziały w największym banku Ugandy. Wybuchł skandal i brat musiał odejść. Ale nie za afery, bo to uderzyłoby w prezydenta. Funkcję doradcy stracił oficjalnie za „brak dyscypliny oraz pijaństwo” podczas służby wojskowej.Korupcja stała się takim problemem, że Museveni w końcu musiał zareagować. Zrobił to w osobliwy sposób. Otóż ogłosił dzień modlitwy w intencji łaski boskiego przebaczenia i żalu za grzechy kraju, w tym korupcję. Prezydent poprosił rodaków, żeby niezależnie od wyznawanej religii wspólnie zebrali się i pomodlili. Ceremonię zorganizowano na terenie byłego lotniska Kololo w Kampali. Jeżeli ktoś nie mógł dotrzeć, miał modlić się w domu, byle skutecznie.Museveni uderzył się w piersi. Wymienił więcej grzechów, w tym malwersacje, nielegalne bogacenie się oraz sprzeniewierzanie środków publicznych, czyli działania władzy. Doliczył także czary i dewiacje seksualne. Jeżeli chodzi o te drugie, prezydent przyjmuje, że związki homoseksualne są przeciw woli boskiej, zaś „europejscy homoseksualiści” rekrutują w Afryce, toteż prześladuje także mniejszości LGBT.Teoretycznie zagwarantował pluralizm w polityce, ale konstytucję przerobił pod siebie – także dzięki korumpowaniu posłów, żeby poparli jego natchniony pomysł – by móc ubiegać się o kolejne reelekcje. Rozmaite zabiegi sprawiły, że zawsze cieszył się sporą popularnością i pewnie wygrywał kolejne wybory prezydenckie. Stosował przy tym mniej i bardziej wymyślne metody, jak rozmaite cuda nad urną czy wsadzanie do więzienia najgroźniejszych przeciwników.ZamieszkiW styczniu 2021 roku, gdy walczył o szóstą kadencję, był nim popularny piosenkarz Bobi Wine (prawdziwe nazwisko Robert Kyagulanyi Ssentamu). Policja aresztowała buntującego ludzi „Getto prezydenta”, wobec czego wybuchły zamieszki, w których zginęło co najmniej kilkanaście osób. Żeby przed samymi wyborami media społecznościowe nie mieszały ludziom w głowach dyktator zwyczajnie wyłączył je. Zdobył ostatecznie 58,6 proc. głosów (zwykle otrzymywał około 70 proc. głosów), zaś Wine 35,08 proc.Kończący we wrześniu 80 lat Museveni nie wykazuje zmęczenia władzą. Owszem, w 2006 roku potrafił złożyć obietnice, że już więcej nie będzie startował w wyborach, ale potem się z nich wycofywał. Kierowany oczywiście odpowiedzialnością za potrzebującą go ojczyznę.Pytanie, czy ojczyzna potrzebuje jego i jego reżimu. Ostatnie protesty ludzi zmęczonych wszechobecną korupcją oraz władzą, która ją chroni a nawet legitymizuje sugerują, że niekoniecznie. Problem od dawna się nawarstwia, zaś bezpośrednią przyczyną demonstracji są dowody, że biuro przewodniczącej parlamentu Anity Among ma jakieś zaskakujące wydatki, zaś źródeł dochodów nie da się udokumentować.Gdy wezwania do rezygnacji wyraźnie grzeszącej Among spełzły na niczym, Ugandyjczycy wyszli na ulice. Zachęciły ich podobne protesty w Kenii (tu bezpośrednią przyczyną była propozycja wprowadzenia nowych podatków), pod wpływem których prezydent William Ruto zdymisjonował prawie cały rząd.Museveni jednak wie, że sytuacja może szybko przybrać niekorzystny obrót. Gdy demonstranci próbowali wejść do budynku parlamentu, żeby zamanifestować swoje niezadowolenie, służby aresztowały kilkadziesiąt osób. Naturalnie prawnicy mają do zatrzymanych ograniczony dostęp. Dyktator oświadczył, że protesty są nie do zaakceptowania, zaś ich uczestnicy „igrają z ogniem”, co można traktować jako groźbę.PrzyczółekCzy Ugandyjczycy będą mieli dość energii, żeby usunąć dyktatora? Najpewniej im się to nie uda. Jest jednak jeszcze problem. To wyraźny zwrot Ugandy w kierunku Rosji, która umiała wykorzystać pasywność Stanów Zjednoczonych w regionie. W 2019 roku Moskwa i Kampala podpisały umowę międzyrządową o współpracy w zakresie pokojowego wykorzystania energii jądrowej, bo wiadomo, że Kremlowi na niczym tak nie zależy jak na krzewieniu pokoju. Umowa to jednak rzecz wtórna, najważniejsze dla Putina było zdobycie przyczółku.Potem poszło jak zwykle w takich sytuacjach. W lutym 2024 roku Uganda nie poparła rezolucji ONZ potępiającej reżim Putina za bandycką napaść na Ukrainę. Syn Museveniego, typowany na jego następcę Muhoozi Kainerugaba, zadeklarował nawet, że wojska ugandyjskie zostaną wysłane do obrony Moskwy w przypadku „imperialistycznego zagrożenia”.Protesty w Ugandzie zapewne szybko zostaną wygaszone przez władze. Problemy takie jak korupcja natomiast pozostaną, bo taka jest specyfika Afryki i rządów dyktatorskich. O wiele większym wyzwaniem, już dla społeczności międzynarodowej, jest natomiast rozpychanie się Rosji w Afryce, nie tylko w regionie Sahelu.