Nowe informacje o okrutnej zbrodni w Borowcach. Mijają trzy lata od okrutnej zbrodni w Borowcach pod Częstochową. Potrójnego zabójstwa miał dokonać Jacek Jaworek, który do tej pory nie został odnaleziony. Nowe informacje o śledztwie przekazują częstochowscy policjanci. Twierdzą, że początkowo sprawę bagatelizowano. A komendant pojechał na pielgrzymkę Radia Maryja, która właśnie zaczynała się na Jasnej Górze – podaje Onet. Do zabójstwa w Borowcach doszło w nocy z 9 na 10 lipca 2021 r. Policję powiadomiono około pierwszej w nocy. Ofiarami byli małżonkowie Janusz i Justyna, oboje mieli po 44 lata, oraz ich 17-letni syn Jakub. Czyli brat, bratowa i bratanek Jacka Jaworka. Motywem zbrodni miały być kłótnie o pieniądze, między innymi o to, że Jaworek, który siedział w więzieniu za niepłacenie alimentów, nie dokładał się do rachunków. Rodzina miała się go bać. Policja była informowana o groźbach z jego strony. A tuż przed tragedią – jak podał TVN 24 – bratowa Jaworka dzwoniła na policję. Zbrodnię przeżył młodszy syn – 13-letni Gianni, który schował się w szafie. Zaprzepaszczone godziny O tym, jak wyglądały tamta noc i sobotni poranek, opowiedzieli w rozmowie z Onetem częstochowscy policjanci. „Nie wszczęto od razu alarmu, nie postawiono na nogi częstochowskiej komendy policji, a dyżurny początkowo stwierdził, że na miejsce jadą już policjanci z niewielkiego komisariatu w Koniecpolu, z miasteczka oddalonego od miejsca zbrodni o dziesięć kilometrów. Początkowo przypuszczano nawet, że to mogło być tzw. samobójstwo rozszerzone, czyli, że sprawca zabił domowników, a potem siebie. W efekcie nikt w nocy nie zarządził blokady okolicznych dróg, a przecież w Borowcach, niewielkiej wsi otoczonej lasem, są ze trzy drogi na krzyż” – mówi Onetowi jeden z częstochowskich policjantów. Dodaje, że najwyższy czas, aby prawda o tych poszukiwaniach wyszła na jaw. Jego zdaniem „zaprzepaszczono pierwsze, najważniejsze godziny. Jacek Jaworek mógł wtedy uciec w dowolnym kierunku, wsiąść w samochód, w pociąg albo uciekać pieszo. Zdaniem funkcjonariusza policjanci kryminalni z Częstochowy zostali postawieni na nogi zbyt późno. Z jego informacji wynika, że zaczęli zjeżdżać do komendy dopiero w sobotę po godzinie siódmej rano, czyli kilka godzin po tragedii”. Onet podaje, że ówczesny komendant częstochowskiej policji Dariusz Atłasik, zamiast osobiście nadzorować poszukiwania, rano 10 lipca pojechał na Jasną Górę, gdzie ojciec Tadeusz Rydzyk i Rodzina Radia Maryja zaczynali jubileuszową pielgrzymkę. Na uroczystości pojawili się również czołowi politycy PiS. „Ubrał się w białą koszulkę i pojechał na Jasną Górę, bo w czasach rządów PiS ważniejsza była polityka i przymilanie się do ojca Rydzyka, niż poszukiwania takiego człowieka jak Jacek Jaworek. Akcją w Borowcach dowodzili początkowo niedoświadczeni w tak dużych sprawach policjanci z Koniecpola oraz zastępczyni Atłasika – Grażyna Dudek, której kompetencje ograniczały się do zajmowania drogówką i statystyką. Mówiliśmy na nią „pani kalkulator”, bo tak bardzo dbała, aby słupki się zgadzały. Bała się, że ją zwolnią, jeśli coś w statystyce nie będzie się zgadzać. Komentarze o niej były również takie, że jest z tzw. opcji myszkowskiej i jest protegowaną, a może nawet rodziną posłanki PiS Jadwigi Wiśniewskiej” – wskazuje źródło cytowane przez Onet. Niepamięć komendantaOnet cytując swojego rozmówcę, wskazuje, że policjanci uzupełniali później notatki, „żeby na papierze wyglądało, że wszystkie działania były prowadzone jak należy. Jednak tę akcję spartolono w pierwszych godzinach. Gdyby ten ocalały 13-latek miał dobrego prawnika, który zakwestionowałby sposób działania policji, mogłaby ona mieć poważne kłopoty i pozew cywilny o odszkodowanie za popełnione błędy. Dlatego policja będzie zapewniać, że wszystko było w porządku” – czytamy. Dariusz Atłasik na początku 2022 r. odszedł z policji na emeryturę. Pytany o początki śledztwa i pielgrzymkę zasłania się niepamięcią. „Po trzech latach, jak tłumaczy, trudno pamiętać takie szczegóły” – pisze Onet. Zapewnia, że na miejscu zbrodni była osoba wyznaczona do dowodzenia i dołożono najwyższych starań, aby znaleźć Jaworka. Komendant przekonuje, że alarm dotyczący poszukiwań Jaworka na pewno nie był spóźniony. I podkreśla, że sprawa jest trudna. W lipcu 2021 r. pion kryminalny częstochowskiej policji nadzorowała Grażyna Dudek, wówczas zastępczyni komendanta Atłasika. W rozmowie z Onetem pytana, czy jej ówczesny przełożony – komendant Dariusz Atłasik – faktycznie wybrał pielgrzymkę Radia Maryja zamiast poszukiwania Jaworka, odpowiada, że nie wie. Pamięta jednak, że jej nikt w nocy nie wzywał do Borowców. Miała wtedy wolne. Mimo urlopu przyjechała na miejsce zbrodni po kilku godzinach – w sobotę 10 lipca przed południem. Znajomy Jaworka„Jeśli zastępczyni komendanta nadzorująca pion kryminalny przyjeżdża tak późno na miejsce wielkiej zbrodni, to ma pan odpowiedź, jak prowadzona była ta akcja” – komentuje źródło Onetu w częstochowskiej policji. Onet podaje, że mniej więcej tydzień po tragedii w Borowcach funkcjonariusze dotarli do znajomego Jacka Jaworka, mieszkańca Częstochowy. Pod jego domem był widziany samochód, którym miałby poruszać się podejrzany o brutalne zabójstwa. „Najpierw ten człowiek twierdził, że nie ma go w domu, więc policjanci mieli czekać kilkadziesiąt minut na jego przyjazd. Nie wchodzili tam siłowo, w tym czasie na tej posesji wszystko mogło się wydarzyć. On potem zapewniał, że od dawna nie widział Jaworka, ale z drugiej strony zeznał, że on miał mu remontować mieszkanie. Dodał też, co moim zdaniem wyglądało na robienie sobie alibi, że dzień po tragedii był w Borowcach i jego telefon mógł się logować w okolicach domu Jaworka. Tłumaczył, że jechał tamtędy z Częstochowy na obiad do sąsiedniego Koniecpola. Tyle że gdyby faktycznie jechał taką trasą, to z jakichś względów musiałby z głównej drogi odbić do Borowców. Według mnie ten człowiek mógł coś ukrywać i może pomógł Jaworkowi w ucieczce” – cytuje rozmówcę Onet. Pytana o ten wątek Prokuratura Okręgowa w Częstochowie potwierdza, że taki świadek został przesłuchany i nie ma podstaw, by jego relację uznać za niewiarygodną. Gdzie jest Jacek Jaworek? Trop urywa się na bagnach Sprawa, czyli poszukiwania podejrzanego została zawieszona. Nadal prowadzone są czynności mające na celu ustalenie miejsca jego pobytu. Część rozmówców Onetu uważa, że Jaworek nie żyje. Wskazują, że nie uchodził za człowieka, który przy dzisiejszych możliwościach technicznych byłby w stanie żyć w ukryciu już trzeci rok. Jeden z funkcjonariuszy wskazuje, że Jaworek mógł zabić pod wpływem chwili, nie planował tego. Uciekł do lasu i zginął w bagnach. Tam trop zgubiły psy policyjne.