Owacje nie miały końca. Andy Murray w parze z bratem Jamiem przegrali w 1. rundzie Wimbledonu z duetem John Peers/Rinky Hijikata 6:7, 4:6. Mecz ten był jednak przede wszystkim okazją do pożegnania się z londyńską publicznością Szkota, który zagrał na kortach All England Lawn Tennis and Croquet Club po raz ostatni. Andy Murray to żywa legenda tenisa – Szkot zdobył dwa złote medale olimpijskie, trzy tytuły wielkoszlemowe, a łącznie aż 11 razy dotarł do ich finału i gdyby nie to, że trafił na erę Federera, Nadala i Djokovica, jego dorobek byłby z pewnością jeszcze bardziej okazały.37-latek swoje największe sukcesy osiągał przed własną publicznością. W 2012 wygrał turniej na igrzyskach w Londynie, a dwa z trzech jego wielkoszlemowych skalpów, to triumfy na kortach Wimbledonu.Nic więc dziwnego, że w stolicy Anglii jest zawsze traktowany po królewsku. Tak też było w czwartek, gdy Murray żegnał się ze swoim ulubionym turniejem. Szkot już wcześniej z powodu kontuzji zrezygnował ze startu w rozgrywkach singlowych i skupił się na deblu – w którym zagrał ze swoim bratem – oraz mikście w parze z Emmą Raducanu. Para Murray/Murray przegrała już w 1. rundzie 4:6, 6:7 i choć bardziej utytułowanego z braci czeka jeszcze mecz w mikście, to włodarze Wimbledonu postanowili uczcić jego karierę uroczystym pożegnaniem już w czwartek.Na trybunach nie zabrakło oczywiście całej rodziny Szkota oraz innych gwiazd tenisa – byli Novak Djoković, Iga Świątek czy John McEnroe. Pożegnalne przemówienie wywołało łzy nie tylko u samego Murraya i zgromadzonej publiczności, ale także całej Wielkiej Brytanii.