Legendarny duet DJ-ski zagrał w Katowicach. Peter Kruder i Richard Dorfmeister to kultowy duet DJ-ski i producencki, który w latach 90-tych ubiegłego wieku wprowadził pod strzechy i na salony muzykę downtempo, nasyconą jazzowymi samplami i „tłustą” linią basu. Choć na koncie mają jeden - wydany dopiero 4 lata temu! - długogrający album, ich sety i występy na żywo od lat cieszą się niesłabnącym szacunkiem publiczności. Legendarny austriacki duet zagrał w Polsce podczas festiwalu Tauron Nowa Muzyka Katowice. Mateusz Baran: Co jest najważniejsze w szeroko pojętej muzyce downtempo? Linia basu, melodia, czy może odpowiednio zaprogramowany beat? Peter Kruder: Przestrzeń! Najważniejsza jest gospodarka przestrzenią. To, co się wydarza pomiędzy uderzeniami, między 1, 2, 3, 4. Czy to rytm? Nie do końca… Groove kształtuje się poprzez to, co pomiędzy nutami. Trzeba myśleć tą właśnie przestrzenią. Tam jest muzyka. Jak zatem zaczynacie pracę nad swoimi utworami, remixami, czy setami? Pierwsze pojawiają się sample, czy może konkretne, zasłyszane dźwięki? Czy może to praca konceptualna i zaczynacie od jakiegoś pomysłu na numer, czy live-act? Richard Dorfmeister: Bywa, że zaczynamy od skrawków dźwięków, które zaszyją nam się w głowie. Wciągają nas, myślimy już tylko o nich. To może być cały fragment, który już objawia się jako sampel. Ale może to też być pojedyncze uderzenie talerza, krótki hi-hat. Czasami wydaje nam się, że coś nas ekscytuje tylko przez chwilę, a jednak przyciąga, jak magnes. Wtedy wiemy, że musimy coś z tym zrobić, że ten pomysł pojawił się we właściwym czasie! To dziwne zjawisko. Peter Kruder: Tak, ten proces jest bardzo dziwny… Richard Dorfmeister: … po prostu wiesz, że musi z tego coś powstać! Od lat wasze sety dj-skie cieszą się niesłabnącym uznaniem publiczności i krytyki. W 2020 wydaliście swój - można tak powiedzieć - debiutancki album. To „1995”, powstały z zapisów sesji nagraniowej sprzed 25 lat, z początków waszej kariery. To trochę ścieżka dźwiękowa do czasów pandemii, kiedy wszystko się zatrzymało, ale też muzyka, która - mimo upływu lat - wciąż brzmi bardzo świeżo. Jak spoglądacie na dzisiejszy przemysł muzyczny i publiczność z perspektywy doświadczonych twórców? Peter Kruder: Zmieniło się niemal wszystko, ale wydaje mi się, że najważniejszej zmianie podlega nasze skupienie. Jest rozproszone. Lata 90-te to był prawdopodobnie najważniejszy czas w muzyce i w przemyśle muzycznym. Nośnik CD stał się powszechny, a wytwórnie zaczęły ponownie wyprzedawać swoje katalogi! Każdą płytę można było sprzedać raz jeszcze, ale już na CD! Firmy zarabiały rekordowo duże pieniądze. Dzięki temu sporo inwestowały też w artystów, co było świetne. Aż w końcu ta bańka pękła. Przyszła epoka internetu. I wszystko się zmieniło. Pojawił się „Napster”, muzykę można było pobrać za darmo z sieci. W momencie, w którym muzyka stała się „wolna”, przestała cokolwiek znaczyć. Do tego czasu słuchanie wymagało pewnego wysiłku, zaangażowania, świadomej decyzji: musiałeś iść do sklepu, przekopać płyty, zdecydować się i wydać konkretne pieniądze. I nagle, niemal z dania na dzień, tony gigabajtów muzyki znalazły się w internecie. To była rewolucja, której nie można porównać z niczym, co wydarzyło się wcześniej. Dzisiaj natomiast nasza uwaga jest rozproszona, żyjemy w czasach wielu zaburzeń percepcji. Mam wrażenie, że muzyka, paradoksalnie, nie zajmuje dużo miejsca w naszym życiu. Kiedy byliśmy dziećmi, muzyka była wielką sprawą! Dla niektórych to było 100% ich życia, dla innych - 80%. Ale bez wątpienia 50% życia i czasu każdego z nas wypełniała właśnie muzyka! Dzisiaj mamy social media, modę, pogoń za modą, gry… Jeżeli prawdziwe zaangażowane słuchanie muzyki zajmuje 30% naszego życia, to już jest dobrze… To też zmieniło nasze postrzeganie muzyki, twórców, dzieła. Utraciliśmy poczucie wdzięczności wobec muzyki, wobec tego, co słyszymy. Ja wciąż cenię sobie analogowy nośnik. Nic nie zastąpi, według mnie, namacalnego kontaktu; dla mnie słuchanie płyt zaczyna się od podziwiania okładki, zapachu papieru. Ale teraz trwa kolejna rewolucja. Mam na myśli ekspansję Sztucznej Inteligencji w dziedzinach artystycznych. Nie obawiacie się, że za, powiedzmy 2 lub 3 lata, AI będzie w stanie wypuścić album czy set w stylu Kruder & Dorfmeister, nieodbiegający znacząco od waszego oryginalnego stylu? Richard Dorfmeister: Tak, to może się zdarzyć, to bardzo możliwe. Ale szczęśliwie mamy ogromną rzeszę fanów, która jest w naszym wieku, czyli - dobija 60-tki. Więc może nie dadzą się zwieść. Ja jestem trochę młodszy, ale też jestem w tej grupie. Richard Dorfmeister: Tak, tak. Chodzi o to, że większość z nich, czyli także Ty, lubi słuchać płyt, do tego lubi kieliszek dobrego wina, rozkoszować się, celebrować muzykę. Peter Kruder: Ale dzisiaj takie obcowanie z muzyką to luksus. Jesteśmy tego świadomi. Kiedyś to było naturalne, dzisiaj już nie. Nikt nie ma czasu, na taką celebrację… Dlatego festiwale są też dobrą okazją, aby oddać się na kilkadziesiąt godzin tylko muzyce, spotkać się na żywo!Czas, to luksus, na który stać niewielu z nas. Mieliśmy przecież mieć go więcej! Jak do tego doszło? ROZMAWIAŁ: MATEUSZ BARANKruder & Dorfmeister - duet didżejów i producentów, który zdobył uznanie i popularność za sprawą serii remiksów nagrań innych artystów. Peter Kruder i Richard Dorfmeister debiutowali w latach 90. w Wiedniu. Fuzja trip hopu, dubu, jazzu, ambientu i drum’n’bass stała się ich znakiem rozpoznawczym. Wydawnictwa takie, jak dwupłytowa kolekcja ich remiksów „The K&D Sessions” (1998) uznawany za sztandarowe wydawnictwo serii, set z cyklu „DJ Kicks” (1996) to ważne pozycje w historii muzyki elektronicznej. Remiksowali m.in. Madonnę i Depeche Mode. Artyści rozwijali poboczne projekty, jak np. Peace Orchestra czy Tosca, a także współprowadzili wytwórnię G-Stone.