Czym jest dyrektywa CAFE. Daniel Obajtek pisze w mediach społecznościowych o „drakońskich karach za posiadanie auta”. Ma je wprowadzić unijna regulacja przewidująca nowe limity emisji spalin. Internauci już od kilku dni powtarzają w sieci podobne przekazy. Tyle że to manipulacja. Wyjaśniamy. „22 000 zł kary za samochód spalinowy. Zmiany dotkną kierowców”, „Nadchodzą gigantyczne kary dla kierowców: unijna regulacja CAFE wprowadzi rewolucję na rynku samochodów” - to nagłówki artykułów z prasowych z ostatnich dni. Zrzut ekranu jednego z nich, opublikowany w serwisie X 19 czerwca, wyświetliło ponad 80 tys. internautów. Niektórzy zamieszczali pod nim pełne emocje komentarze „Czyli kupujesz legalnie samochod, placisz podatetek od zakupu i nastepnie panstwo narzuca Ci kare za to ze legalnie go uzywasz?”, „Zamiast samochodów będą ryksze” (pisownia oryginalna).24 czerwca głos w tej sprawie zabrał nowo wybrany europoseł Prawa i Sprawiedliwości Daniel Obajtek. „Już od 1 stycznia 2025 roku wchodzi unijna regulacja CAFE z nowym limitem emisji z silników spalinowych zawierająca drakońskie kary za posiadanie auta - ponad 22 tys. zł za popularne auto rodzinne” - napisał na Facebooku i w serwisie X. Do wpisu również dołączył zrzut ekranu artykułu prasowego.Daniel Obajtek o regulacji CAFE rzekomo zawierającej „drakońskie kary za posiadanie auta” (X, dziennik.pl)Jak sprawdziliśmy, przekazy o wynikających z dyrektywy wysokich karach „za samochód spalinowy”, czy o karach „za posiadanie auta” wprowadzają w błąd. Unijna dyrektywa CAFE nawet nie wspomina o takich karach. Przekaz o 22 tys. zł kary nawiązuje do wyliczeń przedstawiciela jednej z dużych firm branży motoryzacyjnej. Dotyczy potencjalnych kar za przekroczenie norm wynikających z innych przepisów. Ponadto nie uwzględnia pełnego kontekstu tej sprawy. Wyjaśniamy.22 tys. euro? To wyliczenia przedstawiciela branży motoryzacyjnejW przytoczonym wpisie z 19 czerwca widać nagłówek artykułu serwisu dziennik.pl. Tekst opublikowano dzień wcześniej. Dziennikarze wyjaśniają, że dyrektywa CAFE (Clean Air For Europe - Czyste Powietrze dla Europy) to unijne regulacje, których celem jest walka z zanieczyszczeniem powietrza.W tekście cytowany jest Jacek Pawlak, prezes firmy Toyota Central Europe. Z kontekstu artykułu wynika, że wypowiada się on o regulacjach CAFE. Pawlak mówi o coraz bardziej restrykcyjnych ograniczeniach emisji spalin. Jak przekonuje, od stycznia 2025 roku limit ten będzie na poziomie 94 g/km. Według niego, nowych norm nie spełni żaden samochód spalinowy, nawet hybrydowy. „Producenci będą musieli płacić wysokie kary – na poziomie 95 euro za każdy przekroczony gram emisji. Czyli za średni spalinowy samochód rodzinny, który emituje 140–150 g/km, producent będzie musiał zapłacić karę na poziomie ok. 5 tys. euro (niemal 22 tys. zł)” - powiedział Pawlak dziennikowi.pl.Pawlak wspomina dalej o rozwiązaniu, które pozwoliłoby uniknąć kar. Skoro norma 94 g/km dotyczy średniej ze produkowanych przez daną firmę samochodów, można wyprodukować dwa auta emitujące 140 g/km i jeden samochód zeroemisyjny. Dzieląc 280 gram na trzy samochody, można zmieścić się w normie. Dalej mówi jednak o negatywnych scenariuszach. Według niego, w konsekwencji wprowadzenia nowych przepisów „po 1 stycznia 2025 roku popularnym autom miejskim może grozić wyginięcie”, a także, że „obciążenia związane z karami producenci samochodów przeniosą na kierowców”.Na koniec tekstu pojawia się jasne wezwanie: jeśli ktoś zastanawia się nad kupnem nowego auta, powinien podjąć decyzję do końca tego roku. „Dziś średnia cena nowego auta w Polsce to 180 tys. zł. Od stycznia trzeba przygotować się na podwyżki i przebicie bariery 200 tys. zł.” - przekonuje autor artykułu dziennika.pl. Daniel Obajtek opublikował w swoim wpisie nagłówek innego artykułu dziennika.pl z 22 czerwca. Ten sam autor ocenia w nim, że w związku z dyrektywą CAFE „Polacy rzucili się na samochody”. Przytacza m.in. rosnące statystyki rejestracji nowych aut. Tekst kończy się analogicznymi konkluzjami: zapowiedzią wzrostu cen i zachętą do pospieszenia się z decyzją o zakupie.95 euro kary za przekroczenie emisji CO2? To przepis z innego aktu prawnegoUporządkujmy wątki. Co innego emisje spalin, co innego emisje gazów cieplarnianych. Unijne normy dotyczące tych pierwszych nie są niczym nowym. Komisja Europejska zainicjowała je już w 2001 roku, a unijna dyrektywa w sprawie jakości powietrza i czystszego powietrza dla Europy obowiązuje od 2008 r. Jest szerzej znana pod angielskim skrótem AAQD (Ambient Air Quality Directive). Skrót CAFE pochodzi od jej alternatywnej nazwy: Czyste Powietrze dla Europy (Clean Air for Europe CAFE).Obecnie wprowadzana dyrektywa aktualizuje obowiązujące normy. Europosłowie poparli ją 24 kwietnia tego roku. „Ma ona na celu osiągnięcie zerowego poziomu zanieczyszczeń, przyczyniając się w ten sposób do stworzenia w UE środowiska wolnego od toksyn do 2050 roku, jak też dostosowanie unijnych norm jakości powietrza do zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia (WHO)” - wyjaśnia dr inż. Piotr Wiśniowski, kierownik Centrum Ochrony Środowiska Instytutu Transportu Samochodowego. W analizie przekazanej portalowi tvp.info Wiśniowski zaznacza, że w ramach dyrektywy zmniejszono m.in. roczne dopuszczalne wartości dla zanieczyszczeń o największym udokumentowanym wpływie na zdrowie ludzkie: PM 2,5 i NO2.Ale dyrektywa wcale nie zakłada 95 euro kary za każdy gram przekroczonych emisji. Taka kara określona jest w zupełnie innym akcie prawnym dotyczącym nie emisji spalin, a dwutlenku węgla. Chodzi o rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej z 17 kwietnia 2019 r. określającym normy emisji CO2 dla nowych samochodów osobowych i dla nowych lekkich pojazdów użytkowych. Prawdopodobnie właśnie to rozporządzenie miał na myśli rozmówca dziennika.pl.Obowiązujący od 2025 r. limit emisji 93,6 g CO2/km określono z kolei w decyzji wykonawczej Komisji Europejskiej z 3 sierpnia 2023 r. Dr inż. Piotr Wiśniowski potwierdza, że w przypadku niespełnienia wytycznych producenci pojazdów muszą liczyć się z karami. „Jeśli średni poziom emisji CO2 floty producenta przekroczy jego docelowy poziom emisji w danym roku, producent musi zapłacić” - wyjaśnia. Wiśniowski dodaje, że kolejnym etapem będzie rok 2035, kiedy poziom emisji CO2 dla całej floty samochodów osobowych i dostawczych w UE wynosić będzie 0 g CO2/km, co odpowiada 100 proc. redukcji CO2.Przedstawicielka NGOs: „Dezinformacja (...) możliwe że skierowana do nowych europosłów”Ten sam problem z zupełnie innej perspektywy przedstawia Nina Józefina Bąk z Clean Cities Campaign - organizacji pozarządowej działającej m.in. na rzecz ekologicznych rozwiązań w transporcie. W rozmowie z portalem tvp.info podkreśla, że firmy motoryzacyjne od lat inwestują w elektromobilność, a cele redukcji emisji CO2 na 2025 roku znają już od 2017 roku. Obecnie wprowadzane zmiany nie mogą być dla nich zaskoczeniem. - Wszystkie koncerny, w tym Toyota, dostosowują do tego celu swoje strategie, a najbardziej oczywistą z nich jest zwiększenie produkcji samochodów bateryjnych co pozwala poprawić bilans emisji i uniknąć opłat - mówi Bąk.Przedstawicielka Clean Cities Campaign odsyła do analizy NGOs Transport&Environment z kwietnia tego roku. Jej autorzy oceniają, że większość producentów samochodów jest bliska osiągnięcia celu CO2 na 2025 r. W ich ocenie Toyota nie jest wyjątkiem.Pytana o internetowe przekazy o wysokich karach, Bąk mówi o „dezinformacji”.Bąk odesłała nas ponadto do opracowania firmy BloombergNEF. Wynika z niego, że ceny samochodów elektrycznych będą się obniżać. W ocenie BloombergNEF, najpóźniej do 2028 r. samochody elektryczne będą w Europie tańsze od tych napędzanych paliwami kopalnymi.