Kwota przyprawia o zawrót głowy. Michał Probierz odmienił reprezentację Polski. Choć wokół wyboru selekcjonera było wiele kontrowersji, a kibice domagali się zatrudnienia m.in. Adama Nawałki czy Marka Papszuna, wiele wskazuje na to, że Cezary Kulesza, prezes PZPN, miał rację. Probierz poprawił nie tylko grę drużyny, ale - przede wszystkim - oczyścił atmosferę, która jest najlepsza od dawna. Nic więc dziwnego, że zarabia takie pieniądze... Zarobkami Probierza zajął się jakiś czas temu portal „Business Insider”. Choć oficjalnych kwot PZPN nigdy nie ujawnia (bo nie musi), dziennikarze prędzej czy później byli w stanie zajrzeć do portfeli kolejnych selekcjonerów. I tak, wiemy, że na największe uposażenie mógł liczyć Fernando Santos – Portugalczyk, były mistrz Europy, przychodził do Polski jako gwiazda, bohater, gwarancja jakości. Jak wyszło, pamiętamy. Nie zmienia to faktu, że pobierał miesięcznie ok. 735 tys. złotych, czyli ponad 2 mln euro rocznie!Prawie dwa razy gorzej zarabiał Paulo Sousa, który dostawał ok. 300 tys. miesięcznie. Czesław Michniewicz, z którym awansowaliśmy na MŚ w Katarze, a który Sousę awaryjnie zastąpił, wynegocjował kontrakt rzędu 180 tys. złotych miesięcznie. U Probierza jest podobnie. Selekcjoner dostaje ok. 200 tys. złotych miesięcznie, czyli ok. 2,4 mln złotych rocznie. A że pracuje w reprezentacji już dziewięć miesięcy, łatwo obliczyć, że na jego konto wpłynęło ok. 1,8 miliona. Nie najgorzej...Na tym nie koniec. Z Probierzem nikt rozstawać się nie chce, poza tym – w razie awansu do 1/8 finału – trenerowi przysługuje premia. Tak jak i po awansie na Euro, ale jaki procent przypadł Probierzowi, a jaki piłkarzom, tego ustalić nie sposób. Wiadomo, że mowa o kolejnych kilkudziesięciu, może kilkuset tysiącach złotych.Bycie selekcjonerem się więc opłaca. Kosztuje jednak sporo nerwów i stresu. Zwłaszcza kiedy nie idzie...