Międzypokoleniowe spotkanie z muzyką. – Dopóki nie usłyszeli czystego głosu Zbyszka, nie zdawali sobie sprawy, z kim się mierzą – mówi gitarzysta, aranżer i producent muzyczny Kamil Pater o spotkaniu z muzyką legendy polskiej estrady i piosenki. „WODECKI / PATER” to album, który powstał dzięki zaproszeniu do stworzenia nowych aranżacji piosenek Zbigniewa Wodeckiego przez organizatorów dwóch festiwali: Wodecki Twist i Żywiec Męskie Granie. Do projektu zostali zaproszeni: Bovska, Natalia Przybysz, Paulina Przybysz, Mery Spolsky, Justyna Święs, Piotr Odoszewski, Wiktor Dyduła, Dawid Tyszkowski oraz Wiktor Waligóra, którzy zaśpiewali z towarzyszeniem 9-osobowego zespołu pod kierownictwem Kamila Patera. Choć projekt był obliczony jako wydarzenie koncertowe, odbiór publiczności nie pozostawił wyboru – musiał ukazać się na płycie! Magia Zbigniewa Wodeckiego działa, kolejne pokolenia artystów i melomanów zakochują się w tych kompozycjach. Które jednak okazują się być nie lada wyzwaniem dla artystów…Mateusz Baran: Sprostać dziełu Zbigniewa Wodeckiego to ogromne wyzwanie. Wydaje mi się, że udała Tobie się ta płyta brawurowo. Nie czułeś nigdy lęku wobec tego projektu? Kamil Pater: W pierwszym momencie nie. Stres przyszedł chyba trochę później. Uświadomienie sobie tego, że mamy grać ten projekt na tak dużych scenach i że usłyszy to tak dużo osób, spowodowało, że pojawił się stres. A co do aranżacji muzyki, to nie, nie obawiałem się. Oczywiście, to był dłuższy proces rozmyślania nad tym, jakie to ma być, jak to ma brzmieć. Świadomość tego, że tak dużo osób to usłyszy i każdy będzie te naszą propozycję muzyczną w pewien sposób przetwarzał przez siebie pojawiła się w momencie, gdy już byliśmy blisko koncertów na „Męskim Graniu”. Duża scena, 20 tysięcy ludzi. A premiera była przecież w Teatrze Słowackiego! Piękne miejsce w Krakowie, które wypełnione było fanami Zbigniewa Wodeckiego, ale w większości były to osoby starsze. Więc nieustannie zastanawiałem się, jak to zderzenie klasyką w moim wykonaniu zadziała. Z drugiej strony, robię swoje! Czasami porównuję swoją pracę trochę do sportu: po prostu wychodzę i gram mecz jak najlepiej potrafię. Wiem, że przeciwnik jest trudny, ale daję z siebie wszystko. Przeciwnik - czyli publiczność - jest trudny i wymagający. Poza tym trzeba go do siebie przekonać i zjednać tak, aby przestał być przeciwnikiem! Jak myślisz, dlaczego ta muzyka wciąż działa? Dlaczego wciąż jest tak żywotna? Młodzi ludzie chcą słuchać i śpiewać Wodeckiego! Oczywiście ten stan odmienili Mitch & Mitch wraz z samym Wodeckim parę ładnych lat temu, ale trend się utrzymuje. I nie wydaję się, że cokolwiek miało się w tej materii zmienić. Wodecki jest cool! Uważam, że jako społeczeństwo dojrzewamy do pewnych rzeczy. Dojrzewamy, docenić kulturowo pewne zjawiska, docenić to, co jest nasze, to co mamy. To po pierwsze. Po drugie, to są świetne piosenki, mają wspaniałe teksty! Te teksty naprawdę są o czymś i nawet, jak są o tych najprostszych rzeczach, które w życiu nam się przydarzają, takie jak miłość, to one są pięknie napisane. Dobre rzeczy przetrwają. Czasami artyści wykraczają poza dany schemat, który się utarł w społeczeństwie i są w innym miejscu, jeszcze niekoniecznie zrozumiali. Więc myślę, że z twórczością Zbyszka Wodeckiego było tak, że on przez wiele lat nie był doceniany. Sam o tym wspominał, że chciałby pewne rzeczy robić, ale niekoniecznie może sobie na to wręcz pozwolić! Dlatego ta płyta, którą przypomniał zespół Mitch & Mitch (pierwszy album Z. Wodeckiego - przyp. M.B) była w momencie wydania trochę płytą, która zginęła, została zapomniana, przeszła obok i niespecjalnie się ludzie nią zainteresowali. Nikt wtedy nie powiedział: „o kurcze Zbyszek Wodecki to jest wspaniały artysta!”. Oczywiście w środowisku muzycznym był doceniany, ale w szerokim odbierze – nie. A była to płyta ambitna, świetnie zaaranżowana przez samego Zbyszka! I to jest niesamowite, że to nie był tylko wokalista, bo nam się to często tak kojarzy, ale to był też świetny skrzypek, świetny aranżer, kompozytor, naprawdę to był muzyk pełną parą! Podoba mi się ten wytrych, który zastosowałeś opowiadając o tej płycie, taki trochę teatralny, trochę dramaturgiczny, nakreślenie sytuacji: Kamil Pater wyobraża sobie, że młody Zbyszek Wodecki do niego przychodzi do studia i chce ze nim nagrać płytę. Płyta jako spotkanie. Skąd taki pomysł? I dlaczego potrzebowałeś takiego nakreślonego kontekstu? Myślę, że jest to związane z tym, że od wielu lat pracuję w różnych teatrach w Polsce i komponuję muzykę do spektakli teatralnych i wiem, w jaki sposób moja wyobraźnia się uruchamia, gdy słyszę i czuję jakąś historię. Jest mi dużo łatwiej pracować, kiedy mam opowieść. Nie dając jeszcze żadnego dźwięku, mam już w głowie historię. To pomogło mi zapomnieć o wszystkim, co było do tej pory zrobione. W momencie tworzenia, muzyka Wodeckiego istniała jako punkt wyjścia, a nie coś z czym będę się w jakikolwiek sposób porównywał. A jakie były reakcje artystów, których zaprosiłeś do tego projektu? Dopóki nie usłyszeli czystego głosu Zbyszka Wodeckiego z utworu „Lubię wracać tam gdzie byłem”, to nie zdawali sobie sprawy z kim się mierzą. Serio, ten wokal wywołuje ciary u mnie cały czas, za każdym razem! Ale też moje aranżacje, mają zupełnie inne wibracje i nie wkładam artystów w muzykę, która była gdzieś wcześniej napisane i nie jest „ich”. Takie też było moje założenie, że my jesteśmy tu i teraz! Nie wkładam wokalistów, nie swingują, nie śpiewają muzyki w stylu lat 70., jaką grał Zbyszek Wodecki, tylko robię te aranże trochę pod nich. Więc oni od samego początku, kiedy usłyszeli aranżację, to czuli się dobrze. Ale myślę, że ten głos Zbyszka, który puszczałem każdemu - bo z każdym indywidualnie pracowałem - na każdym zrobił ogromne wrażenie. I robi cały czas! To jest coś niesamowitego i myślę, że w tym momencie bardzo to docenili, bo to jest głos przecież niestrojony! To jest totalnie czysta emocja, totalna klasa i totalna siła! Umiejętności, umiejętności poprowadzenia głosu i panowania nad nim na niesamowicie wysokim poziomie. Co to znaczy: głos niestrojony? Dzisiaj w dobie pędu technologii, pędu życiowego, zdarza się, że samo wykonanie w studio nie jest idealne, więc się po prostu pewne rzeczy doszlifowuje w komputerze. Nie uważam tego za jakąś ujmę, mamy taki czas. Aczkolwiek są wokaliści, którzy śpiewają właśnie tak, że nie trzeba tam nic robić i to wtedy robi wrażenie! I to jest wtedy super! To skoro już wspomniałeś o komputerach, nie obawiasz się, że Sztuczna Inteligencja odbierze Wam robotę? A może za klika lat wskrzesi głos Zbyszka Wodeckiego i nagra za niego nową płytę… Myślę, że to się zbliża. To jest naturalny proces rozwoju technologii. Pytanie jak my, muzycy do tego podejdziemy? Staram się tego uczyć, wykorzystywać to narzędzie do własnych celów i chcę, żeby to było moje narzędzie, a nie żebym to ja był narzędziem tego urządzenia! Ale jak to się potoczy, nie wiem… Są programy, które w 30 sekund generują piosenki w języku polskim, z napisanym tekstem, aranżem. Ale jeszcze się nie da tego słuchać. Jest to zabawne jeszcze, ale… trochę zabawne. Kiedyś to było bardzo zabawne, teraz już jest mniej zabawne, bo w takiej formie technologicznej, muzycznej to nagle się okazuje, że wszystko się powoli zgadza: tutaj gra bas, tu gra perkusja, to wszystko jakoś jest zmiksowane. Jeszcze śpiewa chłopak, albo dziewczyna, to zależy co sobie wybierzemy. Można zaaranżować utwór na chóry, wtedy chóry śpiewają. I to jest trochę zabawne, a trochę już przerażające! Dwa lata temu, kiedy słyszałem taki program, to człowiek machnął ręką i pomyślałem sobie wtedy, że jeszcze dużo czasu potrzeba. A dzisiaj naprawdę można wygenerować piosenkę, która ma już powoli ręce i nogi. Jeszcze trochę ma, jak w tych obrazkach, na przykład trzy ręce, ale już ma ręce! Ale myślę, że artystów to nie oddali od tworzenia, od robienia własnych rzeczy. Wręcz przeciwnie, myślę, że artyści będą mieli coraz większe pole do popisu, żeby generować swoje autorskie rzeczy. Tym bardziej, że trudno sobie wyobrazić Sztuczną Inteligencję, która zastąpi Was na scenie podczas koncertu. Chociaż… Człowiek od zawsze myślał, że jest w centrum świata i on jest tym jedynym. A dzisiaj nie dopuszcza do siebie myśli, że ktoś może być ponad nim i to może być Sztuczna Inteligencja. Podoba mi się takie ujęcie tematu. My ten świat bardzo mocno wykorzystujemy i może się to trochę zmieni, może ta perspektywa trochę nas ocuci.