Służby interweniowały dwukrotnie. Ciąg dalszy zamieszania związanego z propalestyńskim protestem na Uniwersytecie Warszawskim. Studenci uczestniczący w proteście dostali nowe zarzuty za blokowanie wejścia do uniwersytetu. Studentki i studenci od 21 dni wzywają rektora Uniwersytetu Warszawskiego do potępienia działań izraelskiej armii w Strefie Gazy i okupacji Palestyny, a także zerwania stosunków z izraelskimi podmiotami akademickimi oraz firmami. Rektor nie uznaje jednak protestu i wezwał na policję.Dnia 12 czerwca policja weszła na kampus dwukrotnie. Rano, około godziny 10, władze UW po raz pierwszy wezwały służby. Przynajmniej sześć osób zostało wylegitymowanych i dostało wezwania na komendę policji z artykułu 51 kodeksu wykroczeń (zakłócanie porządku publicznego). Teraz okazuje się, że do tej listy dochodzą kolejne zarzuty, ale już z kodeksu karnego. Aż 32 uczestników propalestyńskiego protestu na Uniwersytecie Warszawskim dostało wezwania dotyczące naruszenia miru domowego – poinformowała w czwartek Komenda Stołeczna Policji.Po interwencji posłów i posłanki Razem Marceliny Zawiszy, Adriana Zandberga i Macieja Koniecznego rektor zgodził się na rozmowy z posłami, ale bez udziału studentów. Za zgodą manifestujących politycy porozmawiali z rektorem i zostali zapewnieni, że protest, jeśli będzie pokojowy, będzie mógł być kontynuowany na terenie skweru przed rektoratem, a negocjacje zostaną wznowione w piątek. Tak się jednak nie stało. Niszczenie mieniaStudenci kontynuują protest i stanowczo dementują jednak kierowane wobec nich przez władze Uniwersytetu zarzuty o niszczeniu mienia czy blokowaniu przejazdu osobom z niepełnosprawnościami. Zapewniają, że ich demonstracja ma charakter pokojowy. Odnieśli się w ten sposób do opublikowanego w czwartek przez władze UW oświadczenia.„Nie może dochodzić do sytuacji, w której protestujący blokują wyjście bądź wyjazd z kampusu kobiecie w ciąży czy pracownikowi, który ma przyjąć kolejną dawkę chemioterapii. Nie można też zaakceptować faktu uniemożliwiania dostania się na zajęcia studentom z niepełnosprawnościami, wykładowcom i studentom prowadzącym zajęcia poza Kampusem Głównym” – czytamy w komunikacie władz Uniwersytetu Warszawskiego. „Nie ma też zgody na protest, w ramach którego niszczone jest mienie zarówno to uniwersyteckie, jak i osób prywatnych. Takie zachowania nie mogą być usprawiedliwiane jakimkolwiek motywem działania protestujących” – dodano.Druga interwencja policjiOkoło godziny 18.30 w środę na kampus Uniwersytetu Warszawskiego ponownie weszła policja i wyniosła z terenu protestujących studentów. 32 osobom zostało wystawione wezwanie dotyczące naruszenia miru domowego, a wobec 13 osób zostaną sporządzone wnioski do sądu o ukaranie w związku z zakłócaniem spokoju i porządku – poinformowała Komenda Stołeczna Policji.– Rektor UW zwrócił się do nas z prośbą o udrożnienie ciągów komunikacyjnych – tłumaczył rzecznik stołecznej policji podinsp. Robert Szumiata.„Rektor powinien wyjaśnić” – Autonomia to prawo uczelni do decydowania i jej samodzielność w wielu sprawach: personalnych, programowych, naukowych, finansowych oraz dbanie o bezpieczeństwo na terenie uczelni. Rektor wezwał stosowne służby porządkowe, bo ma do tego umocowanie prawne. Natomiast wziął też odpowiedzialność za ten ruch. Rektor UW powinien zatem również wyjaśnić, jakie działania podjął przed wezwaniem policji, i czy sytuacja faktycznie zagrażała porządkowi i bezpieczeństwu na terenie uczelni – powiedział prof. Hubert Izdebski, prawnik z Uniwersytetu SWPS, specjalista z zakresu prawa o szkolnictwie wyższym, przez 50 lat związany z Uniwersytetem Warszawskim.Podkreślił też, że Uniwersytet Warszawski jest uczelnią szczególnej rangi w skali kraju, a interwencja policji odbyła się w szczególnym miejscu – w samym centrum Traktu Królewskiego w Warszawie.– To jest wyjątkowa sytuacja, bo nie znamy wielu takich przykładów, kiedy na uczelni interweniuje policja. Kojarzą nam się raczej z okrutnymi momentami w historii Polski. Wyjaśnienie przez rektora, dlaczego tak, a nie inaczej zrobił – wydaje się dość oczywistą potrzebą. Tłumaczenie o udrożnieniu ciągów komunikacyjnych wydaje się niewystarczające, bo w przeszłości były już podobne zdarzenia, kiedy nie można było dostać się na teren uczelni z innych powodów – ocenił Izdebski.Zaznaczył, że strajków na uczelniach nie brakuje w całym kraju i nie są to łagodne protesty. W czwartek Biuro Prasowe UW wydało kolejny komunikat. „Swoim zachowaniem, ogłoszonym przez protestujących oblężeniem budynku, polegającym na próbach ustawicznego siłowego wdarcia się do budynku, uderzaniu przez zamaskowane osoby w szyby budynku oraz otaczające ogrodzenie, wchodzeniu na rusztowania, odpalaniu rac dymnych w bezpośrednim sąsiedztwie osób pracujących w budynku, odcięciu drogi wyjścia z budynku, protestujący wywołali ataki paniki u wielu pracowników administracyjnych przebywających w Pałacu Kazimierzowskim, co stanowiło istotne i realne zagrożenie dla ich zdrowia. Dodatkowo pracownicy rektoratu byli wielokrotnie znieważani oraz atakowani werbalnie" – czytamy. „Biorąc pod uwagę pojawiające się w przestrzeni publicznej informacje, zgodnie z którymi wczorajszy protest miał mieć formę pokojową, należy jednoznacznie stwierdzić, że nie mają one pokrycia w rzeczywistości"– dodano.Studenci planują wznowienie akcji protestacyjnej we czwartek o godz. 16.